Hiszpanie zostali mistrzami Europy U21 i choć nazywa się ten turniej młodzieżowym, wiadomo, że z piłką młodzieżową wiele wspólnego to on nie miał. Za dużo było w nim kozackich piłkarzy – takich, którzy odgrywają spore role w najlepszych ligach świata i kosztują po kilkadziesiąt milionów euro. Dlatego ten sukces dla Hiszpanii coś znaczy, tym bardziej że został odniesiony w kozackim stylu.
Hiszpanie po prostu pokazali moc.
Gdy złapali odpowiedni rytm, wyglądali jak drużyna, która jest dla reszty ekip nieosiągalna. Co jakiś czas ktoś się mógł łudzić, że może jednak da się tych kosmitów dziabnąć – jak Francuzi przy prowadzeniu 1:0 – ale potem nie było już miejsca na żadne złudzenia. Jakość wylewała się z każdego kąta. Długimi momentami miało się wrażenie, że Hiszpanie uprawiają inną dyscyplinę sportu i nie mamy tu na myśli tylko 90 minut z Polakami. Nie, Francuzi i Niemcy też mogli się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi.
Byli Hiszpanie wszechstronni. Nie miało się pojęcia, w jaki sposób zaraz zaatakują. Czy będzie to pieprznięcie z dystansu nie do wyjęcia, jak Ceballos z Włochami, jak Ruiz z Polską i Niemcami? Czy będzie to śliczna klepka, jak gol Olmo na 3:1 z Francuzami? A może błysk geniuszu ze skrzydła, ponieważ asystą Fornalsa do Maroyoala z Trójkolorowymi można tapetować pokoje.
W piłce trzeba szukać sposobu na przeciwnika, ale na tym turnieju, gdy ekipa de la Fuente jechała już na piątym biegu, można postawić tezę, że taki sposób po prostu nie istniał.
Dalej: mieli Hiszpanie indywidualności. Fabian Ruiz królował w środku pola i strzelił dwie cudowne bramki. Obok miał Ceballosa z czterema punktami w klasyfikacji kanadyjskiej. Oyarzabal z Francuzami wyglądał na człowieka, który zrobiłby i podwójnego axla, gdyby było trzeba – tak był błyskotliwy. Robił przewagę, umiejętnie przetrzymywał piłkę, jeszcze naciągnął rywala na karnego. Olmo i Fornals? Gaz, ale i mega jakość na skrzydłach. I tak dalej, i tak dalej. Cholera, tu na zmiany wchodził Soler z Valencii (blisko 2500 minut w La Liga). O czym my w ogóle mówimy?
No, ale pokazali też Hiszpanie charakter. Przegrali pierwszy mecz, drugi się im długo nie układał, skoro do 89. minuty tylko remisowali z Belgami. Ledwie oczko w tamtym spotkaniu wyrzuciłoby ich z turnieju, ale jednak się nie ugięli, wygrali, potem roznieśli nas i zameldowali się w fazie pucharowej. Przegrać pierwszy mecz i pójść dalej, szczególnie na tak trudnym regulaminowo turnieju, też trzeba umieć. Oczywiście było w tym wszystkim szczęście. Gdyby nie zwycięstwo Polaków z Włochami, nic by nie dał Hiszpanom zryw w starciu z Belgami. Gdyby Francuzi nie zmarnowali setki na 2:0, trudno byłoby nawet takim Hiszpanom odrobić tę stratę. Dziś VAR mógł, a może i powinien wyrzucić Vallejo z boiska.
Jednak szczęście sprzyja lepszym. A Hiszpanie byli na tych zawodach najlepsi.
Fot. Newspix