Reklama

Lis pola karnego po przejściach. Rok Sirk ma zagrać w Lubinie

redakcja

Autor:redakcja

26 czerwca 2019, 11:52 • 5 min czytania 0 komentarzy

Sprowadzenie porządnego napastnika stanowiło jedno z głównych zadań Zagłębia Lubin na letnie okno transferowe. I zadanie chyba zostało wykonane. Po testach medycznych kontrakt z “Miedziowymi” podpisze Rok Sirk, który zapewne ma swoje ograniczenia, ale gole bez wątpienia umie strzelać. 

Lis pola karnego po przejściach. Rok Sirk ma zagrać w Lubinie

Wzmocnienie ataku było koniecznością, bo po odejściu Jakuba Maresa i ponownym wypożyczeniu Olafa Nowaka, trener Ben van Dael z przodu miałby jedynie do dyspozycji bardzo chimerycznego Patryka Tuszyńskiego oraz stawiającego pierwsze kroki w elicie Patryka Szysza. Chłopak dopiero w ostatniej kolejce minionego sezonu zagrał w Ekstraklasie od początku i poradził sobie, zdobywając bramkę na Legii. Nie musi to jednak oznaczać, że jest już gotowy, by udźwignąć ciężar decydowania o obliczu zespołu w dłuższej perspektywie.

Transfer Sirka ma tu zapewnić odpowiednią rywalizację. Gość we wrześniu skończy 26 lat, więc przy odrobinie szczęścia będzie można na nim jeszcze zarobić. Znajduje się teraz na najlepszym etapie swojej kariery. Jako 15-latek trafił do Mariboru, ale tam nigdy się nie przebił. Seryjnie trafiał w zespołach młodzieżowych (testowało go wówczas angielskie Birmingham) i trzecioligowych rezerwach, lecz w pierwszym zespole zagrał raptem dwukrotnie. Trzyminutowy epizod ligowy z sezonu 2013/14 sprawia, iż ma w papierach mistrzostwo Słowenii za tamten okres, choć w praktyce taki z niego mistrz jak z Franciszka Smudy poeta.

Być może jego losy w Mariborze potoczyłyby się inaczej, gdyby nie poważne problemy ze zdrowiem, które rozpoczęły się w kwietniu 2011 roku od towarzyskiego spotkania reprezentacji U-19. – Doznałem kontuzji stawu kolanowego, czekała mnie długa rehabilitacja. Wróciłem po siedmiu miesiącach i na pierwszym treningu znów pech: ponownie zerwałem więzadła. Było naprawdę źle. Klub dużo mi wtedy pomógł. Bez pomocy Mariboru byłoby bardzo trudno powrócić do profesjonalnego grania. Nigdy się jednak nie poddałem i nie myślałem o zakończeniu kariery – opowiadał, gdy zaczął przykuwać uwagę rodzimych mediów.

Na szersze wody wypłynął dopiero po przejściu do NS Mura latem 2017 roku. – Nie miałem praktycznie żadnych ofert, jedynie jakieś zainteresowanie z niższych lig austriackich, dlatego gdy zadzwonili z Mury, bez wahania się zgodziłem. Czuję się tu świetnie. Kibice są fenomenalni, najlepsi w Słowenii. Klub jest bardzo dobrze zarządzany, wszystko wygląda w pełni profesjonalnie. Pensje są wypłacane na czas, możemy skupić się tylko na piłce. A od wiosny będziemy grali przy świetle, to kolejny sukces klubu – chwalił swojego pracodawcę.

Reklama

sirk multi multi grafa

Obie strony wzajemnie sobie pomogły. Sirk najpierw walnie przyczynił się do awansu do słoweńskiej ekstraklasy, strzelając 15 goli. Na najwyższym szczeblu potwierdził klasę i niedawno zakończony sezon również zakończył z piętnastoma bramkami, a Mura zajęła wysokie czwarte miejsce. W snajperskiej klasyfikacji wyprzedzili go tylko Luka Zahović, Rok Kronaveter i Luka Majcen, ale warto zauważyć, że dwaj ostatni zdecydowanie częściej korzystali z rzutów karnych. Sirk z jedenastu metrów posyłał piłkę do siatki trzy razy, za to Majcen sześć, a Kronaveter aż siedem razy.

Zagłębie sprowadza więc napastnika, który w ciągu dwóch lat strzelił 30 goli. Nie należy jednak oczekiwać od niego cudów czysto piłkarskich. To typowa “dziewiątka”, dobrze grający głową lis pola karnego, który jest uzależniony od zespołu. Jeśli zawodnicy odpowiedzialni za dogrywanie mu piłek zawodzą, samemu raczej nic nie zrobi. On i koledzy muszą mieć razem dobry dzień. Szczegóły z ubiegłego sezonu dokładnie to pokazują. Sirk co prawda zdobył 15 bramek, ale wszystkie uzbierał w raptem dziewięciu występach. Zaliczył jednego hat-tricka i cztery dublety. W aż dwudziestu czterech występach goli nie strzelał, choć przeważnie grał od początku.

Słoweniec dość długo nawet w swojej ojczyźnie był piłkarzem nieznanym. Dopiero na początku sezonu 2018/19 zaczął przykuwać większą uwagę dziennikarzy. Jak już wspominaliśmy, Mura jako beniaminek została rewelacją rozgrywek, a bohater tekstu po sześciu kolejkach miał już na koncie sześć goli. Najbardziej zaimponował w meczu z NK Aluminij, gdy po jego hat-tricku wygrano 3:2. Sirk zdobył wtedy bramkę prawą nogą, głową i lewą nogą, pokazując swoją snajperską wszechstronność.

Pytany o inspiracje, zdradził, że jego ulubionym napastnikiem jest Radamel Falcao, zaś klubem – Real Madryt. Poruszono też wątek ewentualnego transferu do lepszej ligi. – Sądzę, że Holandia czy Belgia byłyby odpowiednim kierunkiem – odpowiadał, dość realnie oceniając swoje możliwości.

Reklama

Wyszło, że wylądował w Polsce, ale na pewno liczy, że będzie to krok do przodu. W osobie rodaka Damjana Bohara ma namacalny dowód, że może tak być. Bohar dzięki dobrej postawie w Lubinie wrócił do reprezentacji Słowenii i w tym roku regularnie otrzymuje powołania. Sirk dopiero zaczyna ten rozdział. Dotychczas zaliczał epizody w kadrach U-18 i U-19, a w lutym selekcjoner Matjaz Kek powołał go do kadry B, stanowiącej przegląd zawodników z ligi krajowej oraz mniej znanych z zagranicy. Na to samo zgrupowanie wezwany został także Uros Korun z Piasta Gliwice. Słowenia B rozegrała w Hiszpanii sparing z drużyną Chin U-25. Sirk wszedł na boisko w 80. minucie.

Przed przyjęciem oferty z naszego kraju na pewno zasięgnął opinii byłego stopera Legii Warszawa, Marko Sulera. W którymś z wywiadów zdradził, że to jeden z dwóch kolegów z czasów Mariboru, z którym ma regularny kontakt. A od października zawodnikiem Mury był Armin Cerimagić, jeszcze niedawno kopiący w Górniku Zabrze i GKS-ie Katowice.

O odejściu Sirka za granicę mówiło się już zimą, kiedy zaimponował w rundzie jesiennej Prva Ligi. Pisano o ofertach ze szkockiej ekstraklasy i trzeciej ligi angielskiej. Mura miała żądać za swojego asa w granicach 150-200 tys. euro. Można więc zakładać, że niewiele mniej musiało teraz zapłacić Zagłębie. Dla strony słoweńskiej była to ostatnia okazja na godziwy zarobek, bo kontrakt piłkarza wygasałby w czerwcu 2020.

Lubinianie biorą napastnika będącego w gazie, potwierdzającego na różnych szczeblach swojego snajperskiego nosa. Z drugiej strony mowa o kimś, kto za młodu leczył poważne kontuzje i dotychczas prawie nie miał styczności z futbolem zagranicznym. Wszelkie kwestie dotyczącego jego mentalności, odporności psychicznej i tym podobne dopiero wyjdą w praniu. Trudno też mocniej się sugerować, że przyszedł akurat z ligi słoweńskiej. Prawie bez liczb w ofensywie był tam Joel Valencia, a dziś jest liderem mistrzowskiego Piasta. Z kolei w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz kilka lat temu rozczarował Dejan Zigon, choć CV miał bardzo zachęcające, bo niewiele wcześniej jako pomocnik potrafił zdobyć 15 bramek w jednym sezonie Prva Ligi.

Sumując jednak wszystkie dane, można być umiarkowanym optymistą. Zagłębie na pewno nie dokonuje transferu z łapanki.

PM

Fot. YT

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...