– Po meczu z Cracovią, gdy byłem już gotowy wyjechać do Niemiec, mówiłem, że Lechia na zawsze pozostanie w moim sercu. Ten powrót to pokazał. To nie były tylko słowa. Miałem oferty z drugiej ligi niemieckiej, były pytania z innych polskich klubów, ale od razu zdecydowałem, że chcę iść do Lechii. To coś znaczy. Augustyn z Nalepą mieli świetny sezon, ale nie przyszedłem tutaj siedzieć na ławce – mówi Mario Maloca, który wrócił do Lechii po dwóch latach spędzonych w Greuther Fuerth. Rozmawiamy o jego powrocie, przyczynach wcześniejszego odejścia i ogólnej ocenie kariery obrońcy. Zapraszamy.
Stęskniłeś się za Gdańskiem, za Lechią?
Tak. Mój pierwszy pobyt tutaj był bardzo dobry, potem pojawiła się okazja, żeby wyjechać do Niemiec i sprawdzić się na poziomie 2. Bundesligi, co też wyszło mi dobrze. Natomiast od zawsze mieliśmy z żoną pomysł, żeby tu wrócić i teraz jesteśmy.
Jakie zmiany zauważyłeś w Lechii od razu po powrocie?
Myślę, że trenuje się inaczej, bo ciężej. Poza tym w Lechii jest teraz więcej młodych piłkarzy. To dobry ruch klubu, ale to też nasza rola, by młodzi brali pozytywny przykład od starszych.
Trener Stokowiec jest jak taka szkoła niemiecka?
Tak, trenuje się u niego podobnie jak w Niemczech, równie ciężko. To dla mnie nic nowego – obóz musi być ciężki, żeby w sezonie było lepiej.
Jest jeszcze nowy, dość mocny duet na środku obrony, Augustyn-Nalepa.
Tak, mieli świetny sezon. Natomiast ja nie przyszedłem tutaj siedzieć na ławce. Oczywiście, jak trener zdecyduje, że zacznę na ławce – nie ma problemu. Ale z mojej strony zrobię wszystko, by jednak grać.
Czemu wtedy odszedłeś, chodziło tylko o pieniądze?
W Lechii była wówczas zła sytuacja finansowa i pojawiła się okazja, by klub coś na mnie zarobił. Gdy Greuther Fuerth zgłosił się po mnie, zaproponował dobre pieniądze dla klubu i dla mnie też – to nie była duża różnica względem tego, co miałem w Gdańsku, ale jednak. Poza tym chciałem sprawdzić swoje umiejętności w Niemczech. Byłem też dość blisko Lecha, tam wtedy trenerem był Bjelica, ale Lechia powiedziała, że do Lecha nie mogę iść. Dla mnie to było oczywiście normalne, Lechia miała prawo się nie zgodzić. Jednak rzeczywiście Bjelica mnie chciał.
Miałem wrażenie, że nie rozstawałeś się z Lechią w najlepszej atmosferze.
Dlaczego?
Pamiętam wywiad Adama Mandziary w Lidze Plus Extra, który został skwitowany przez Janickiego emotkami Pinokia. Podłączyła się pod ten post twoja żona z wyraźnym rozbawieniem.
Nie, gdybym rozstawał się w złej atmosferze, nie wróciłbym do Gdańska. Po meczu z Cracovią, gdy byłem już gotowy wyjechać do Niemiec, mówiłem, że Lechia na zawsze pozostanie w moim sercu. Ten powrót to pokazał. To nie były tylko słowa. Miałem oferty z drugiej ligi niemieckiej, były pytania z innych polskich klubów, ale od razu zdecydowałem, że chcę iść do Lechii. To coś znaczy.
Wyjeżdżałeś po pamiętnym sezonie 16/17 – długo siedziała w tobie ta ostateczna porażka na finiszu?
Pewnie, że tak. W końcu o braku mistrzostwa zdecydowała jedna bramka. Wydaje mi się, że ten sezon był jednak dobry, nie straciliśmy żadnego gola w fazie finałowej. Do dziś nie do końca wiem, dlaczego tak to się potoczyło. Uważam, że przegraliśmy ten sezon tylko dlatego, że Lech nie wygrał Pucharu Polski i tylko trzy zespoły wchodziły do Europy. Sezon był więc dobry, ale nie był udany, jeśli można tak powiedzieć.
Nie graliście zbyt defensywnie w końcówce?
Zawsze graliśmy ofensywnie, więc tak, trochę mieliśmy w głowach, że jesteśmy blisko mistrzostwa i nie chcieliśmy ryzykować. Natomiast uważam, że mieliśmy naprawdę dobry sezon, tylko że nie taki historyczny jak ten, co Lechia miała teraz. Nie stracić bramki w siedmiu meczach z rzędu to duża rzecz, zresztą jeszcze mój ostatni mecz do tamtej pory, w Płocku, też był na zero z tyłu.
No, ale było też na zero z przodu z Lechem, Legią i przede wszystkim z Koroną.
Myślę, że tamten sezon przegraliśmy u siebie z Koroną. To zdecydowało.
A o swojej dyspozycji co wówczas myślałeś? Runda finałowa była bardzo dobra, ale początek wiosny miałeś słaby. Mecz z Legią przegrany u siebie 1:2, Bruk-Bet na wyjeździe i remis w końcówce.
Z Bruk-Betem była ręka w ostatniej minucie, ale uważam, że to nie był zły mecz w moim wykonaniu. Spotkanie z Legią pamiętam doskonale. Strzeliłem gola, później na 1:2 strzelił Kucharczyk po moim podaniu głową. To jest piłka, to się mogło przydarzyć każdemu. Wiem, że to nie było najlepsze z mojej strony, ale całą rundę w swoim wykonaniu oceniam bardzo dobrze.
Jak się odnalazłeś w Niemczech?
Grałem regularnie. Zagrałem blisko 60 meczów przez dwa lata. W końcówce mojego pobytu zmienił się trener, po jego pierwszym meczu nie mogłem grać za kartki, oni wygrali, ale jednak wróciłem do pierwszego składu. Niestety potem zachorowałem, oni znów wygrali i było trudno, żeby trener przywrócił mnie do zespołu. Wtedy pojawiła się okazja, dokładnie w lutym, żebym wrócił do Lechii. Niemcy powiedzieli jednak, że nie ma szans na moje odejście, że jestem bardzo ważnym piłkarzem klubu. Mimo wszystko nie grałem w każdym meczu, a ja przez całe swoje życie gram regularnie. To była dla mnie nowa sytuacja, trudny moment, ale jednocześnie wówczas łatwiej było mi podjąć decyzję, że chcę wrócić do Lechii.
To był pierwszy kontakt ze strony Lechii, czy wcześniej jeszcze też był temat?
Po pierwszym roku w Greuther byłem w Gdańsku cztery dni na wakacjach, rozmawiałem z trenerem, ale wtedy nie było szansy. Po jednym sezonie Niemcy chcieli zbyt dużych pieniędzy. No, a w lutym ten kontakt nie był tak do końca oficjalny, natomiast Lechia mnie chciała. Teraz w maju już na 100% wiedziałem, że odchodzę i rozmowy z Lechią szybko zakończyły się pozytywnie.
Jak ocenisz poziom 2. Bundesligi?
Podobny jak tutaj. Wszyscy mówili, że tam będzie szybciej, bardziej agresywnie, ale ja nie widziałem dużej różnicy. Co się różniło to fakt, że Lechia jest w Polsce wśród trzech najlepszych zespołów, a tam walczyliśmy tylko o utrzymanie. Musieliśmy się więc dużo bronić, mniej atakować, natomiast jak mówię, poziom całej ligi nie różni się zbytnio od ekstraklasy. A jeśli chodzi o samo życie tam, to Norymberga była naprawdę bardzo w porządku, jechało się tam z Fuerth pięć minut. Natomiast w samym w Fuerth nie ma nic. To były dobre dwa lata, ale dla mojej kariery lepszy jest pobyt tutaj.
To ciekawe co mówisz, bo my nie mamy zbyt dobrego zdania o ekstraklasie, dla wielu już 2. Bundesliga to inny świat.
No właśnie, mi też wszyscy mówili, jak trudno tam nie jest. Okej – Koeln, które jest bogate, ma miliony i wygrało ligę, ono odstawało od reszty i było widać różnicę. Natomiast pozostali? Nawet Paderborn i Union Berlin, które awansowały? Ja nie widziałem dużej różnicy względem czołówki ekstraklasy.
Oczekiwałeś więcej, że spróbujecie się podłączyć do walki o awans?
Takie były założenia, gdy przychodziłem tam, mówili, że będzie awans, a skończyło się walką o utrzymanie. Drugi sezon zaczęliśmy bardzo dobrze, byliśmy w pierwszej trójce, ale potem przegraliśmy trzy-cztery mecze i musieliśmy walczyć o pozostanie w lidze. Dla mojej głowy to było złe, ja nie lubię grać o utrzymanie. Lubię grać o coś więcej.
To dobrze, że odszedłeś z Lechii, bo sezon 17/18 był katastrofalny. Śledziłeś to, co się działo?
Nie oglądałem wszystkich meczów, ale jak miałem chwilę, to zdarzało się coś obejrzeć. Poza tym miałem kontakt z Lukasem Haraslinem. Czasem tak bywa, że sezon zaczyna się źle i później trudno zrobić coś więcej.
A tak patrząc szerzej, czy ty w wieku 30 lat jesteś zadowolony ze swojej kariery, czy masz niedosyt?
Każdy chce grać na najwyższym poziomie, na przykład w pierwszej Bundeslidze, nie w drugiej. Natomiast ja swoje marzenia spełniłem w Hajduku. To był mój ulubiony klub, grałem tam osiem lat, trzy lata byłem kapitanem, mam na koncie około 300 meczów. Zdobyliśmy dwa razy puchar i to było dla mnie coś największego. Normalne jednak, że chciałem spróbować tej wspomnianej Bundesligi, ale nie udało się. Nie żałuję jednak niczego. Tutaj jestem szczęśliwy, mam żonę, dwójkę dzieci. A jestem bardzo familijnym typem człowiekiem. Zresztą miałem ofertę z Turcji za dobre pieniądze, ale nie chciałem tam jechać, bo nie mógłbym być z rodziną.
No właśnie – kapitan Hajduka z debiutem w reprezentacji Chorwacji mógł myśleć o czymś więcej.
Miałem oferty, ale zawsze chciano więcej pieniędzy. Dawano dwa miliony, chciano trzy. Dwa i pół? Trzy i pół.
Mówiło się o Romie?
Nie pamiętam, na pewno były oferty z Werderu Brema i Kaiserslautern, które grały wówczas w Bundeslidze. W Kaiserslautern trenerem był wtedy Balakov, który prowadził mnie w Hajduku. Miałem też pytania z ligi rosyjskiej. Tak więc trochę się działo, ale jak mówię: jestem zadowolony, że jestem tutaj.
Ostatecznie odszedłeś z Hajduka w niezbyt przyjemnej atmosferze.
Tylko dyrektor sportowy był przeciwko mnie. Nie mam jednak żalu, złych wspomnień. Okej, sądziłem, że odejdę w lepszej atmosferze, ale trudno.
Z drugiej strony mówiło się w Polsce, że jesteś dobry, jednak konfliktowy.
Nie jestem konfliktowy. Tutaj chodziło tylko tego dyrektora sportowego i konflikt miałem właśnie z nim. Byłem kapitanem drużyny, nie dostawaliśmy pensji przez pięć-sześć miesięcy. Musiałem wybrać: albo być w konflikcie z dyrektorem, albo z drużyną, przez to, że nie reagowałbym na tę sytuację. Dla mnie to było normalne, którą stronę wybrać. Nie było pieniędzy, a on za to był odpowiedzialny. Można nazywać to konfliktem, ale normalnie nie jestem konfliktowy.
Po prostu walczyłeś o dobro zespołu.
Tak i to jest całkowicie normalne, gdy jesteś kapitanem. Opaska kapitańska to nie są zdjęcia na Instagramie. Jak jest zła sytuacja finansowa, kapitan nie będzie w dobrych stosunkach z dyrektorem. Takie jest moje zdanie.
Zawsze miałeś takie skłonności do przywództwa?
Grałem długo w Chorwacji, miałem o wielu rzeczach pojęcie, więc to było dość naturalne, że dostawałem tę opaskę. W drużynach młodzieżowych też kapitanowałem. Mam taki charakter. Na kapitana wybierali mnie zarówno trenerzy, jak i piłkarze.
Mimo wszystko chcesz w Hajduku skończyć karierę?
Myślę, że nie. Mój powrót do Chorwacji nie jest możliwy na przykład w wieku 33-34 lat. Tam stawia się na młodych piłkarzy. Z tego samego powodu nie mógłbym tam grać całe życie, to jest w Chorwacji niemożliwe. Jeśli piłkarz ma 26-27 lat i jeszcze nie wyjechał za granicę, wszyscy mówią: jest za słaby, trzeba wprowadzić w jego miejsce kogoś młodego, by spróbować go sprzedać. Karierę mógłbym skończyć w Lechii.
Sądzisz, że wpływ na twoją karierę mógł mieć debiut w kadrze? Przegraliście 2:4 ze Szwajcarią i to się pewnie odbiło szerokim echem w kraju.
Mecz przed doznałem kontuzji, moja kostka była naprawdę duża. Stwierdziłem jednak, że muszę jechać na zgrupowanie i grać, bo to może być moja jedyna okazja w życiu. Cóż, nie grałem nic specjalnego, tak jak cały zespół, przegraliśmy. Byłem jeszcze cztery-pięć razy na zgrupowaniach, ale już nie wchodziłem na boisku. Jednak nie żałuję. Myślę, że lepsi piłkarze ode mnie nie zagrali ani razu w reprezentacji, ja mam ten jeden mecz i jestem z niego szczęśliwy.
Spotykałeś w reprezentacji masę wspaniałych piłkarzy. Modrić, Mandżukić…
Tak, ale spotykałem ich już wcześniej, gdy oni grali dla Dinama, a ja dla Hajduka. Dla mnie to bardzo dobrzy piłkarze, ale normalni ludzie. Najlepszy kontakt mam z Subasiciem. On jest ojcem chrzestnym mojej córki. Z nim jestem zawsze w kontakcie, z paroma innymi też, ale z nim ten kontakt mam najlepszy.
Ale tak szczerze – oglądając mundial, nie myślałeś: kurczę, może ja też mógłbym być wicemistrzem świata?
Nie, ten mój debiut w kadrze był dawno temu. Dla mnie temat jest zamknięty, w ogóle o tym nie myślałem, po prostu byłem kibicem. I cieszyłem się z tego sukcesu, nikt o takim wyniku przed mundialem w Rosji nie myślał.
Teraz wolisz Broendby czy Inter Turku?
Myślę, że to będzie Broendby, grają tam moi dwaj koledzy – Radosević i Erceg. To jest bardzo dobry klub, ale mamy szansę przejść do następnej rundy. Będzie trudno, musimy być skoncentrowani, natomiast mimo wszystko nie gramy z Eintrachtem.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. 400mm.pl