Nie zasiedział się w Szczecinie Radosław Majewski. Przyszedł przed sezonem 18/19, po nim odchodzi – taką decyzję przekazała oficjalna strona Portowców, jak i sam piłkarz. Natomiast nie był pomocnik żadnym pasażerem na gapę, który załapał się do klubu, wyciągnął trochę kasy i poszedł dalej. Nie. Za Majewskim naprawdę solidny sezon, dzięki któremu zapracował na transfer do Western Sydney Wanderers.
Osiągnięcie tej solidności jest dla Majewskiego sukcesem, bo początek wskazywał na katastrofę. Pogoń grała słabiutko i Radek do tej dyspozycji się dostosował, nie potrafił być Drygasem, który mimo wszystko robił swoje. 3, 4, 2, 2, 2, – takie noty wykręcił u nas Majewski przez pierwsze pięć kolejek, co jest wynikiem oczywiście koszmarnym. Runjaić nie miał więc nawet wyjścia, posadził Radka w meczu z Lechią na ławce i… to chyba pobudziło zawodnika do wzięcia się w garść. Po tym posiedzeniu Majewski zdobywał bramki w dwóch kolejnych kolejkach i za każdym razem jego gol dawał Portowcom punkt (1:1 z Górnikiem i Koroną).
Od tego momentu Majewski grał na miarę swoich możliwości. Skończył sezon z ośmioma bramkami, czterema asystami i sześcioma kluczowymi podaniami. Wziął więc bezpośredni udział w aż 30% golach strzelonych przez Portowców. To naprawdę kozacki wynik. Co więcej, trzeba podkreślić, że Majewski był efektywny, ale i efektowny. Potrafił załadować cudownie, czego naczelnym przykładem jest trafienie z Lechem w rundzie mistrzowskiej. Nie chcemy odlecieć za daleko, ale to kopnięcie naprawdę kojarzyło się z van Bastenem przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Nie ta stawka, nie ten kunszt techniczny, ale jakby ekstraklasa kojarzyła się – tak jak w przypadku tej bramki – choćby w 10 procentach z genialnym Holendrem, żyłoby się nam wszystkim łatwiej.
– W życiu każdego człowieka może pojawić się oferta, o której mówi się, że jest nie do odrzucenia. I nie chodzi tutaj wyłącznie o finanse, ale też o wyzwanie, możliwość poznania świata, czy przeżycia przygody. Mam świadomość, że w moim piłkarskim życiu prawdopodobnie to ostatni moment na taki krok. Dlatego też zdecydowałem się go zrobić – mówi pomocnik na łamach oficjalnej strony Portowców. Tą ofertą nie do odrzucenia jest kierunek australijski, konkretnie Western Sydney Wanderers, tak więc nie ma co się dziwić decyzji piłkarza. W grudniu skończy 33 lata, toteż skoro pojawiła się taka okazja, żal było z niej nie skorzystać. Pewnie, poziom tamtejszych rozgrywek nie jest zbyt imponujący, ale poziom ekstraklasy również nie. Natomiast życie w Sydney, a życie w Szczecinie… Z całym szacunkiem dla stolicy zachodniopomorskiego – jest różnica.
A jak prezentuje się sam klub? Trudno go nawet nazywać średniakiem tamtejszych rozgrywek. Zespół prowadzony przez Markusa Babbela (w przeszłości gracza Bayernu i Liverpoolu) zajął ósme miejsce na dziesięć możliwych. Od grudnia do lutego potrafił nie wygrać 10 meczu z rzędu, osiem z nich przegrywając.
– Klub jest słaby, właściwie największy sukces odnieśli w pierwszym sezonie istnienia, gdy zdobyli mistrzostwo sezonu regularnego, zakwalifikowali się do Azjatyckiej Ligi Mistrzów i ją wygrali – jako pierwszy klub w historii Australii. Potem było już tylko gorzej, skład co sezon mocno się zmienia, brakuje stabilizacji, a sytuacje pogorszyć może jeszcze wejście trzeciego klubu w Sydney za rok, czyli od sezonu 20/21. Wanderers wyróżniają się za to fanatycznymi kibicami, bo to głównie imigranci z Bałkanów, a więc gorąca krew i czasami nawet zadymy, co w Australii raczej się nie zdarza. Derby z Sydney FC to najważniejsze mecze w sezonie, spina na maksa, full stadion i atmosfera spokojnie europejska – twierdzi Adam Kotleszka, nasz redakcyjny specjalista od lig egzotycznych.
Największa gwiazda? Oriol Riera, znany z La Liga. 10 bramek w tym sezonie, 14 w zeszłym. Natomiast on odchodzi, tak jak inny dobry piłkarz ekipy – Roly Bonevacia. Można się zresztą spodziewać kolejnej przebudowy, więc Majewski nie musi się martwić, że trafi do jakiegoś hermetycznego środowiska. Z drugiej strony – będzie brakowało zgrania, więc znowu nie ma co się spodziewać kozackich wyników.
W każdym razie – odejście jednego, to szansa dla drugiego i chodzi już o Pogoń Szczecin. Mamy tu na myśli Marcina Listkowskiego, który po dobrym sezonie w Rakowie, ostatecznie wrócił do Pogoni. Gdyby Majewski został, miałby zdecydowanie trudniej – w końcu Radek był rzeczywiście silną postacią w zespole. Owszem, Pogoń może ściągnąć kogoś nowego, ale wówczas nowy piłkarz razem z Listkowskim zacznie z tego samego poziomu. Majewski miałby handicap.
A na pożegnanie Radka przypominamy naszą rozmowę z Weszłopolskich. To było jego show!
Fot. FotoPyk