Wiele rzeczy można o Arturze Szpilce napisać, ale jednego nie da się mu odmówić: chłop umie wkręcić się do naprawdę niezłych walk. Na ile to jego reputacja i wartość marketingowa, na ile umiejętności, a na ile sprawne działanie promotorów – nie nam rozstrzygać. Faktem jednak pozostaje, że Artur niemal co roku boksuje z kimś, kogo nazwisko w świecie boksu to naprawdę niezła marka. W 2019 padło na Derecka Chisorę. Dokładniej rzecz ujmując – 20 lipca.
Inna sprawa, że Chisora to bokser podobny. Na koncie ma już dziewięć porażek, ale większość z nich zapewnili mu rywale stojący na naprawdę wysokim poziomie. Tyson Fury, Dillian Whyte czy David Haye. Jasne, zdarzały się i wpadki, ale gość umie się odpowiednio sprzedać, a jego starciom towarzyszą zwykle spore emocje. Ujmując to dwoma słowami: jest widowiskowo. I w walce ze Szpilką pewnie nie będzie inaczej. Tym bardziej, że sam Chisora mówi:
– To nie będzie przyjemna noc w pracy, wiem o tym. Szpilka to nieprzewidywalny rywal. Wiem, że będę musiał być w najlepszej formie w karierze, żeby wygrać tę wojnę. Jestem jednak gotowy. Pamiętajcie, że jestem prawdziwym wojownikiem, uwielbiam gorączkę pola bitwy. Najbardziej komfortowo czuję się tam, gdzie większość fighterów chciałaby się wycofać. 20 lipca będzie wybuchowy, a Szpilka nie usłyszy końcowego gongu.
Jeśli mamy być szczerzy: to jeden z bardziej prawdopodobnych scenariuszy. Bo Szpilka ma nowego trenera (po śmierci Andrzeja Gmitruka związał się z Romanem Anuczinem) i to będzie ich pierwsza wspólna walka. Normalnie, w sytuacji Polaka, powinno się wybrać rywala mniejszego kalibru, co zresztą doradzał mu nawet jego promotor, Andrzej Wasilewski, który w trakcie jednej z wymian zdań na portalach społecznościowych napisał „Szpili”: „Ja się na walkę zgodziłem, choć jest teraz moim zdaniem ryzyko za duże, biorąc pod uwagę nowego trenera. Błąd, że jeszcze tego w tej dyscyplinie nie rozumiesz”. Dodajmy zresztą, że odpowiadał na słowa Artura, który… groził zerwaniem kontraktu, jeśli straci tę walkę przez promotora. Cóż, Szpilka nie kalkuluje, wiemy to nie od dziś.
– Wybrałem tę walkę, bo obaj jesteśmy szalonymi ludźmi i to będzie szalony pojedynek. Chisora to dobry pięściarz, jest silny jak byk i dobrze boksuje. Zawsze jest świetnie przygotowany do walki, więc wiem, że to będzie dla mnie trudna noc. Obaj jesteśmy wojownikami, którzy lubią walczyć. To będzie brutalne – mówił Szpilka.
I z tą prognozą też możemy się zgodzić. Bo nawet walka Artura z Mariuszem Wachem brutalna momentami była, a po niektórych ciosach „Wikinga” Szpilka dość mocno chwiał się na nogach. Wygrał ją co prawda na punkty, ale była to decyzja kontrowersyjna. Przypomnijmy: wszystko miało miejsce w listopadzie. Od tamtego czasu Polak nie wchodził do ringu. Gdybyśmy więc mieli napisać, czego się po nim spodziewamy, odpisalibyśmy: wszystkiego. Dosłownie.
Dla obu będzie to ich pierwsze starcie, nigdy razem nawet nie sparowali na faktycznym treningu. Poznali się już jednak i spotkali w ringu na potrzeby… filmu „Pitbull. Ostatni pies”. – Ja i Dereck to takie dwa odbezpieczone granaty, ale na szczęście obyło się bez ekscesów. Zachowaliśmy klasę, wszystko przebiegło profesjonalnie. Fajna przygoda, nowe doświadczenie. Spotkały się dwa duże chłopy, pięściarze, którzy do najpokorniejszych i najgrzeczniejszych nie należą. Wystarczyła iskra, byśmy poszli na całość, pod koniec każdy z nas nawet wyłapał kilka „strzałów”, jednak skończyło się na śmiechu – mówił wówczas Szpilka TVP Sport.
Teraz spodziewać możemy się, że każdy z nich tych „strzałów” wyłapie jeszcze więcej. Pozostaje trzymać kciuki, żeby to wszystko skończyło się dla Szpilki lepiej, niż jego wyprawa na Śnieżkę. Przede wszystkim w tym punkcie, w którym zwożony jest przez ratowników.
Fot. Newspix