Jedziemy dalej z naszymi rankingami i zatrzymujemy się na przystanku, który przez rok zmienił się niemal nie do poznania. Dwanaście miesięcy temu na szczycie listy najlepszych ofensywnych pomocników byli magicy, którzy lewą nogą potrafili zdziałać zaskakująco wiele. Wyjechali do innych lig? Nie, nic z tych rzeczy, miniony sezon spędzili w tych samych klubach. Darko Jevtić i Semir Stilić – bo o nich rzecz jasna mowa – byli cieniami samych z siebie z poprzedniego sezonu. I o ile pierwszy jeszcze miał „momenty”, to drugi z grania się w zasadzie wypisał, przegrywając rywalizację i u Dariusza Dźwigały, i u Kibu Vicuny, i u Leszka Ojrzyńskiego. No dramat, ale czy zamierzamy narzekać? Nie do końca, bo choć tych gości nam szkoda, gdyż patrzyło się na ich grę z przyjemnością, to w ich miejsce pojawili się inni.
Przede wszystkim pojawił się Joel Valencia. Niekoniecznie nagle i znikąd, przecież był to już jego drugi sezon w Piaście Gliwice, ale do tej pory znaliśmy go bardziej jako przeciętnego skrzydłowego. W rozgrywkach 2017/18 piłkarz z Ekwadoru rozegrał 25 meczów, w których strzelił 3 gole i nie zanotował żadnej asysty, ani nawet kluczowego podania. Czyli lipa. Ale tak jak Waldemar Fornalik miał nosa, żeby z Konczkowskiego zrobić skrzydłowego, tak jakieś pół roku wcześniej trafił w sam środek tarczy, gdy uznał, że Valencia najwięcej może dać jego drużynie za plecami napastnika.
Wypaliło aż miło, Valencia został przecież wybrany przez kolegów i rywali z boiska najlepszym graczem sezonu. Widzimy tu pewne pole do dyskusji, ale to rozstrzygnięcie się rzecz jasna broni. Bo tak naprawdę temu zawodnikowi, który nakręcał grę mistrzów Polski, zarzucić możemy jedynie to, że na kolana nie rzucają jego liczby. Ekwadorczyk strzelił 6 goli, zaliczył 4 asysty (niektórzy doliczają do tego dorobku 2 wywalczone karne) i 3 kluczowe podania. Było w tym trochę pecha, bo Valencia najczęściej w całej lidze obijał słupki i poprzeczki (łącznie 5 razy), ale to również – nie ma co się czarować – efekt braku precyzji.
I choć liczby są na tej pozycji bardzo ważne, to nie zamierzamy stać się ich zakładnikami, ponieważ widzieliśmy, jak wielki wpływ na grę mistrzowskiego Piasta miał Valencia. To był pokaz klasy. Jasne, wkład na przykład Filipa Starzyńskiego w miejsce, które zajęło Zagłębie Lubin, jest nie do przeceniania, gdyż „Figo” strzelił aż 13 bramek, do których dorzucił po 5 asyst i kluczowych podań, ale… No zabijcie nas, jednak nie potrafimy powiedzieć, że to reżyser gry Miedziowych był w tym sezonie lepszy.
Być może postawilibyśmy na pierwszym miejscu trzeciego w klasyfikacji Zvonimira Kozulja, ale Bośniak kompletnie partaczył na początku sezonu, grać zaczął gdzieś dopiero w październiku. Dlatego bomber z Pogoni Szczecin musi zadowolić się tytułem najlepiej uderzającego z dystansu gracza w całej lidze (7 goli zza szesnastki, przebicie Forsella to wyczyn), pewnie również tytułem najlepszego gracza rundy finałowej, bo w końcówce sezonu osiągnął kapitalną formę, ale na przestrzeni całych rozgrywek znaleźliśmy dwóch lepszych ofensywnych pomocników. Zastanawialiśmy się również nad Jesusem Imazem na podium, który może pochwalić się aż 16 bramkami, ale pamiętamy o tym, że sporo meczów Hiszpan zagrał w ataku, a do dorobku trochę przyczyniły się jedenastki. No a gdy Imaz strzelać miał je w kluczowych momentach, to nie wypaliło, a raz doszło przy tym do kompromitacji.
Schodzimy poziom niżej, gdzie wita nas Szymon Pawłowski, który podobnie jak Żarko Udovicić mocno wyróżniał się na tle Zagłębia Sosnowiec. Mamy świadomość, że chłop rok temu spadał z Bruk-Betem, a teraz znów zlatuje z innym klubem, ale mimo wszystko wciąż zaryzykowalibyśmy jego zatrudnienie. Dalej jest Michał Janota, który zachwycał jesienią i rozczarowywał wiosną, a także Javi Hernandez, który ciułał gole i dobre występy przez cały sezon, oczywiście przeplatał je słabymi, ale całościowo dało to solidny wynik.
Do tego dochodzi trudny przypadek Waleriana Gwilii, który pokazywał się z bardzo dobrej strony w Górniku Zabrze, ale w porównaniu z rywalami ma ten feler, że rozegrał w Ekstraklasie tylko jedną rundę i na tej podstawie go oceniamy. Mamy też Sebastian Szymańskiego, powołanego przed chwilą przez Jerzego Brzęczka do pierwszej kadry, ale naszym zdaniem gra i to miejsce legionisty są tak naprawdę rozczarowaniem. Nie jest tak, że kompletnie nie mają racji ci, którzy mówią, że ten pomocnik jest trochę przereklamowany. Ranking zamyka Wato Arweładze z Korony Kielce, na pewno gracz ciekawy i to nie tylko ze względu na rodzinne koneksje. Jesień do zapomnienia, ale wiosną pokazywał potencjał, który pewnie zaprowadzi go kiedyś do ligi lepszej niż nasza.