O ile wczoraj Hubert Hurkacz trafił w losowaniu niemal najgorzej, jak tylko mógł (bo gorszy od Novaka Djokovicia byłby tylko Rafa Nadal), o tyle obie Polki w kobiecej drabince mogły cieszyć się z tego, jakie rywalki przypadły im „w udziale”. Ale cieszyć się z losowania to jedno, a umieć je wykorzystać – drugie. Na szczęście nasze zawodniczki poradziły sobie z tym wyzwaniem i zgodnie awansowały do kolejnej rundy.
Nasz dzień na francuskich kortach zaczęła Magda Linette. Jej rywalką była Chloe Paquet, której jedyną przewagą w rywalizacji z Polką była zapewne dopingująca ją miejscowa publiczność. Francuzka zajmuje w rankingu WTA 166. miejsce, a to i tak w dużej mierze zasługa rozgrywanego tuż przed French Open turnieju w Strasburgu, gdzie doszła do półfinału, co uznać należy za największy sukces jej w karierze. A przy okazji za ostrzeżenie dla Magdy, że Chloe jest w niezłej formie i jednak trzeba na nią uważać.
Tym bardziej, że Polka w poprzednich turniejach grała słabo. Jej ostatnie wyniki? Strasburg – porażka w I rundzie. Rzym – tak samo. Madryt – również. Rabat – jeden mecz, przegrany. Dopiero gdy cofniemy się do początku kwietnia znajdziemy zwycięstwo. W Bogocie, z kwalifikantką Alioną Bolsovą. Ale to jeden mecz, bo w drugiej rundzie Magda przegrała. Dobrej formy próżno więc było szukać, ale pozostawała spora nadzieja na przełamanie złej passy.
Tyle tylko, że ta szybko się ulotniła, gdy w pierwszym secie Polka grała wręcz katastrofalnie. Właściwie chwalić mogliśmy tylko jej serwis, który dobrze dziś funkcjonował. Poza tym pełno błędów, nawet najprostsze piłki lądowały albo w siatce, albo za kortem. Gdyby po drugiej stronie kortu stała lepsza, bardziej doświadczona rywalka, nie zdziwilibyśmy się, jeśli Magda przegrałaby tę partię do zera. Z Paquet udało jej się ugrać trzy gemy.
Francuzka imponowała w tym pierwszym secie backhandem i regularnością swoich uderzeń. Utrzymywała piłkę w korcie, dobrze ją rozrzucała. I to wystarczało, bo rywalka sama sobie przeszkadzała. W końcówce seta widzieliśmy narastającą irytację Magdy i szczerze obawialiśmy się, że może to wszystko skończyć się przykrą niespodzianką. Na całe szczęście w kolejnych partiach było zupełnie odwrotnie. To Magda prezentowała się lepiej. Przede wszystkim: kompletnie przejęła inicjatywę, zaczęła grać agresywnie, narzucać swój styl, a nie przyjmować ten rywalki. I wtedy wyszły na wierzch wszystkie bolączki i problemy Paquet. Efekt? Najlepszy z możliwych – dwa szybko wygrane sety i awans do II rundy.
W niej Polce będzie o wiele trudniej, by nie rzec, że czeka ją tenisowe mission impossible. Bo dostała rywalkę poziomem porównywalną do Novaka Djokovicia, grającego wczoraj z Hubertem Hurkaczem. Na Magdę czeka Simona Halep, która w trzech setach pokonała Ajlę Tomljanović. Rumunka to trzecia zawodniczka na świecie, ale – przede wszystkim – obrończyni tytułu sprzed roku. Jeśli Linette ją pokona, to z dużym prawdopodobieństwem będzie to największa sensacja kobiecego turnieju.
Iga Świątek na swój mecz czekała na tyle długo, że organizatorzy zdecydowali się przenieść go na inny kort. I to tam Polka zmierzyła się z Seleną Janicijevic, kolejną reprezentantką gospodarzy, nagrodzoną przez organizatorów dziką kartą za dobre wyniki wśród juniorek. Bo w seniorskim tourze Selena nie zdobyła jeszcze punktu. O Francuzce napisać możemy wam głównie to, że ma 16 lat, 183 centymetry wzrostu i papiery na duże granie. Ale to ostatnie to melodia przyszłości, a Iga Świątek – choć niewiele starsza – świetną grę potrafi zaprezentować już teraz.
Również w roli faworytki, co przecież nieczęsto jej się zdarza. A dziś właśnie taką była i presję udźwignęła. Całe spotkanie wygrała w niespełna godzinę, oddając Janicijevic zaledwie trzy gemy, wszystkie w pierwszej partii. W tym tego, który spotkanie rozpoczynał, gdy serwowała Polka. Zresztą był to najdłuższy gem meczu, trwał dobrych dziesięć minut. Potem Iga włączyła tryb ekspresowy, szybko uwinęła się z postawionym przed nią zadaniem i z uśmiechem na twarzy udzieliła wywiadu dla polskiego Eurosportu:
– Byłam mocno zdenerwowana na początku, przez to pojawiły się błędy. Publiczność francuska też dawała w kość, ale do tego trzeba się przyzwyczaić. To dla mnie dobra nauka, nie miałam z tym problemów, koncentrowałam się na swoim tenisie. To dobre doświadczenie. Było trochę nerwów, ale to jest nieuniknione w Wielkim Szlemie. Pierwszy raz jestem w drabince głównej bezpośrednio. Może stawiam sobie zbyt duże oczekiwania, ale pracuję nad tym. Mam wrażenie, że z gema na gem się rozkręcałam – mówiła Iga.
Dodawała też, że nie stawiała sobie przed turniejem żadnych wymagań co do ostatecznego wyniku. Mądrze, bo trudne zadanie czeka ją już w II rundzie. Choć – inaczej niż w przypadku Linette – naprawdę możemy wierzyć, że Iga mu sprosta. Jej rywalką będzie Qiang Wang. Chinka jest szesnastą rakietą świata, ale jej ostatnie wyniki o tym nie świadczą. Dobrze radziła sobie na początku sezonu, gdy grano na twardej nawierzchni. Po przejściu na mączkę wygrała cztery mecze, a pięciokrotnie przegrywała. Wszystkie rozgrywała z rywalkami notowanymi niżej w rankingu.
Iga będzie więc dla niej dziesiątą przeciwniczką na mączce. Mamy ogromną nadzieję, że po spotkaniu z nią tegoroczny bilans Chinki na tej nawierzchni nie będzie idealnie równy.
Z polskich akcentów w tegorocznym turnieju podkreślić musimy jeszcze dwa, deblowe. Dosłownie minutę po tym, jak swój mecz zakończyła Magda Linette, to samo zrobili rozstawieni z jedynką Łukasz Kubot i Marcelo Melo. Jak przystało na faworytów – spotkanie wygrali w dwóch setach. Definitywnie swój udział w turnieju zakończył za to Hubert Hurkacz, który wczoraj odpadł z singla, a dziś z debla. Może się jednak okazać, że nie ma tego złego, co nie wyszłoby na dobre – istnieje szansa, że, jak przed rokiem, Hubert pojawi się przez to na Poznań Open.
Wyniki:
Magda Linette 3:6, 6:1, 6:2 Chloe Paquet
Iga Świątek 6:3 6:0 Selena Janicijevic
Łukasz Kubot/Marcelo Melo 6:3, 7:6 Roberto Carballes-Baena/Jaume Munar
Hubert Hurkacz/Aljaz Bedene 3:6, 3:6 Marcus Daniell/Wesley Koolhof
Fot. Newspix