Piątkowa inauguracja mundialu U-20 w Tychach, którą był mecz Katar – Nigeria, okazała się całkiem przyjemnym piknikiem. Na trybunach pustki, za to przedstawiciele Afryki pokazali sporo dobrej piłki. W sobotę można było w pełni poczuć się jak na mistrzostwach świata. Argentyńczycy dali show z RPA, wygrali 5:2, a frekwencja prawie się potroiła (8351 widzów).
Niestety jeśli ktoś zbyt mocno przywiązał się do tamtego poziomu i tamtej otoczki, starcie Katarczyków z Ukraińcami brutalnie sprowadziło go na ziemię.
W poniedziałkowy wieczór na tyskim stadionie nie mieliśmy bowiem niczego: ani jakości piłkarskiej, ani atmosfery wielkiego turnieju. Pierwsza połowa tego spotkania to chyba najsłabsze jak na razie 45 minut tych MŚ. Ba, gdyby porównać ją z całym sezonem Ekstraklasy, również byłaby szansa na niechlubne pierwsze miejsce.
Oczy bolały od patrzenia na to, co oglądaliśmy na boisku. Katarczycy poza jednym celnym strzałem z dystansu, kompletnie nie mieli pomysłu na ofensywę. Indywidualnie któremuś z nich od czasu do czasu coś wychodziło, udawało się nawet minąć kilku rywali w pełnym biegu, ale to zawsze były ataki 2-3 zawodnikami. Prędzej czy później któryś z Ukraińców zabierał piłkę, w najlepszym razie faulował. Pod względem fizyczności i agresji katarscy piłkarze mocno odstawali. Widać było, że nie są przyzwyczajeni do takiego grania. Mieli prawo, w komplecie występowali na co dzień w ojczystej lidze. Dla nich zetknięcie z europejskim futbolem musiało stanowić lekki szok.
Gorzej, że do przerwy do tej bezradności dostosowali się Ukraińcy. To Katar dominował i częściej utrzymywał się przy piłce. Nasi wschodni sąsiedzi próbowali kontrować, ale mowa o próbach wyjątkowo nieudolnych. Jakieś sensowne rozegranie? Zapomnij. Naprawdę mógł człowiek odnieść wrażenie, że przyjechała jakaś rezerwowa młodzieżówka Irlandii Północnej. Siermiężności i toporności w tej grze mieliśmy więcej niż w dryblingach Bartosza Kwietnia (gdyby takowych próbował). W efekcie najciekawszym wydarzeniem było wrzucenie na boisko piłki przez jednego z kibiców, który chciał ją oddać i na chwilę opóźnił wznowienie gry, bo Andrij Łunin wziął już inną futbolówkę.
W szatni musiało dojść do ostrej pogadanki między trenerem a jego podopiecznymi. Ukraińcy od początku drugiej połowy przejęli inicjatywę i wreszcie zaczęli atakować z odrobiną rozmachu. Siłą rzeczy tworzyły się z tego jakieś sytuacje i efekty nadeszły dość szybko. Dośrodkowanie z rzutu rożnego zostało przeciągnięte, ale zamykający z przeciwległej strony Serhij Bułeca wrzucił ponownie, a Denys Popow efektowną główką zdobył zwycięską bramkę. Stoper Dynama Kijów znów został bohaterem swojej drużyny, bo to też po jego golu Ukraina wygrała wcześniej z USA. Jego koledzy powinni potem jeszcze podwyższyć – zabrakło zimnej krwi i pewnie także trochę umiejętności. Katarczycy razili bezradnością, a zawody kończyli w dziesiątkę, choć wydaje się, że sędzia mógł oszczędzić ich kapitana i wystarczyłaby żółta kartka za wślizg ze zbyt dużym impetem.
W szeregach Ukraińców najciekawszą postacią wydawał się wspomniany Łunin. Rok temu Real Madryt kupił młodego bramkarza Zorii Ługańsk za 8,5 mln euro i jeszcze w tym samym okienku wypożyczył do Leganes. Tam 20-latek zaliczył pięć występów w Primera Division i dwa w Pucharze Hiszpanii. Dziś jednak rzadko mógł się wykazać, pracy miał bardzo mało. Co innego parę dni wcześniej z USA, tam po zmianie stron popisał się dwiema interwencjami najwyższej klasy. W ataku grał natomiast Władysław Supriaha, którego Transfermarkt wycenia już na 4,5 mln euro, mimo że cały jego dorobek z seniorskiej piłki to 10 meczów dla Dynama Kijów. Niczego szczególnego nie pokazał. Większość jego kolegów w dorosłym graniu również ma tylko epizody, albo nawet one dopiero przed nimi. Poza Łuninem większe doświadczenie mają jedynie stoper Danilo Beskorovayniy (w minionym sezonie 22 mecze w słowackiej ekstraklasie dla Zemplina Michalovce) i Nykoła Musolitin z Czornomorca Odessa.
W przeciwieństwie do meczu Kataru z Nigerią, na trybunach pojawili się wyraźnie widoczni kibice danej reprezentacji – rzecz jasna ukraińskiej.
Były rodziny z dziećmi.
Były grupki znajomych.
I jeszcze większe grupy znajomych. Ta ekipa okazała się najgłośniejsza i najbardziej rzucała się w oczy. Humory dopisywały, ale w trakcie meczu zorganizowany doping pojawiał się rzadko, głównie przed kilkoma stałymi fragmentami gry.
Ukraińskie flagi widoczne były także po drugiej stronie trybun.
Katarskie akcenty to tylko odpowiednio ubrana pani fotograf i kilku dziennikarzy na prasówce.
Ogólnie frekwencja nie dopisała. Stawiło się raptem 3,5 tys. widzów, co stanowiło rozczarowanie. Wielu Ukraińców pracuje przecież w Polsce, jest na miejscu i zakładano, że wybiorą się na ten mecz. Być może jednak swoje zrobiła pora jego rozgrywania. W poniedziałek o 18:00 wielu jeszcze jest w robocie lub dopiero szykuje się do powrotu.
Jeden z ukraińskich kibiców był wyjątkowo głośny i wyrywny. Zachowywał się jak narwany trener, który non stop krzyczy na swoich piłkarzy i mówi im, co mają robić. Gość w pewnym momencie opuścił sektor, podszedł do barierki i dalej się produkował. Stojący obok steward na początku nie reagował, aż wreszcie nieśmiało dotknął typa palcami, jakby chciał zapytać o godzinę, a nie rozkazać udanie się z powrotem na swoje miejsce. Na jego szczęście właśnie wtedy padł jedyny gol, „pan trener” trochę spuścił z tonu. Ciekawe jednak, co by się stało, gdyby agresywna stała się większa grupa. „Ochrona” obecna na stadionie zapewne byłaby bezradna. To niemal wyłącznie uczniowie i studenci, starsi panowie i kobiety w średnim wieku. Kolejne zachowywanie pozorów, że jest bezpiecznie i wszystko mamy pod kontrolą? Obyśmy nie musieli sprawdzać.
Na pomeczowej konferencji selekcjoner Ukraińców Oleksandr Petrakow nie ukrywał, że jest zadowolony tylko z wyniku, a jego zawodnicy zagrali poniżej swoich możliwości. Mimo że wyjście z grupy zapewnione, minę miał bardziej marsową od opiekuna pokonanych. Bruno Pinheiro przekonywał, że do momentu utraty gola jego drużyna była lepsza i ogólnie nie wyglądał na szczególnie zmartwionego.
My nie będziemy zmartwieni jeśli to był pierwszy i ostatni tak słaby mecz na tym mundialu.
Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak