Gdy przez lata grał w rosyjskim Amkarze Perm, budził dość skrajne emocje. Jedni mówili, że piłkarz mający pewny plac w lidze silniejszej niż nasza powinien dostać szansę w kadrze, więc Adam Nawałka popełnia grzech zaniechania. Drudzy kontrowali, że – jak zwykle – najlepsi są ci, którzy kopią gdzieś daleko i nie widzimy ich tydzień w tydzień, a poza tym przy będącym w formie Grzegorzu Krychowiaku mógłby co najwyżej robić za sztukę na treningu. Janusz Gol – bo o nim rzecz jasna mowa – wrócił do Ekstraklasy jako piłkarz doświadczony i pewna niewiadoma. Ale gdybyśmy mieli na podstawie tego sezonu wrócić do rozważań na temat piłkarskiej klasy pomocnika, rację trzeba by przyznać jego zwolennikom.
Nie przepracował z Cracovią okresu przygotowawczego, trafił do niej pod sam koniec okienka, gdy liga grała już w najlepsze, bo liczył na angaż w którymś z rosyjskich klubów. Zanotował nawet lekki falstart, bo w dwóch pierwszych spotkaniach po powrocie do ligi należał do najsłabszych zawodników na placu, ale następnie bardzo szybko wkomponował się w ekipę Michała Probierza. Z czasem zaczął wyznaczać poziom, do którego dążyć powinny inne ekstraklasowe szóstki. W dodatku przejął opaskę kapitana, czemu trudno się dziwić – na tle wielu ligowców wyglądał tak, że mógłby po boisku biegać w profesorskiej todze.
Niby można by się przyczepić do cyferek w ofensywie (0 goli i 3 asysty), ale chyba trochę na siłę – na tej pozycji to raczej miły dodatek. No i jeszcze asysta Gola w derbach z Wisłą była tak piękna, że można by ją policzyć razy dwa!
Podsumowując: Janusz Gol to w naszej ocenie najlepszy DEFENSYWNY pomocnik tego sezonu. Podkreśliliśmy słowo defensywny, bo w tym roku postanowiliśmy oddzielnie potraktować szóstki i ósemki. Dlatego zanim zapytacie, gdzie Andre Martins czy Kamil Drygas, uspokajamy – pojawią się już jutro w osobnej klasyfikacji. Apelujemy także o wyrozumiałość, bo umówmy się – podział ról w środku pola często jest bardzo płynny, zawodnicy nawet w jednym meczu mogą mieć różne zadania w zależności od jego fazy i sytuacji na boisku. W przypadku kilku graczy przez godzinę moglibyśmy się kłócić o to, która klasyfikacja byłaby dla nic optymalna, dlatego nie będziemy się twardo upierać przy swoim stanowisku, choć zawsze opieraliśmy się na dość konkretnych przesłankach.
Za plecami Gola, oczywiście w pewnej odległości, wylądował Daniel Łukasik. Czyli kolejny człowiek, który odbudował się pod wodzą Piotra Stokowca. Chociaż czy „odbudował się” to na pewno dobrze dobrane stwierdzenie? Mamy wątpliwości, bo tak dobrze Łukasik chyba nie grał nigdy. No i nawet gola z wolnego strzelił. Tak jak i Patryk Dziczek, choć to akurat była niezła szmata wpuszczona przez Lisa. Ale pomocnik Piasta swoją robotę wykonywał tak dobrze, że nie dziwi zainteresowanie włoskich klubów, które najprawdopodobniej skończy się przeprowadzką do Serie A. Szkoda, choć pewnie każdy na jego miejscu by skorzystał.
Dziczka ustawiliśmy przed bardziej doświadczonymi graczami, którzy perspektyw na taki transfer nie mają, ale może to i lepiej, bo przynajmniej spadają szanse, że gdzieś czmychną. Taras Romanczuk wyglądał może i trochę gorzej niż wtedy, gdy do kadry powoływał go Adam Nawałka, ale to ciągle żelazne płuca Jagiellonii Białystok, piłkarz bardzo skuteczny i w powietrzu, i na wysokości murawy. Jak Basha, który sprawia, że kibice Białej Gwiazdy aż tak nie tęsknią za Polem Llonchem. Hiszpan był pitbullem, który sprawdza się również na poziomie Eredivisie, ale Basha ma też swoje atuty, mówiąc najprościej, jak się da – troszkę lepiej gra w piłkę. Dalej znalazło się miejsce dla Tomasza Jodłowca i tu zagwozdkę mieliśmy sporą – zdarzały się przecież mecze, w których ten czołg grał nawet na dziesiątce. Ostatecznie potraktowaliśmy go tak, jak traktowany był przez całą karierę. To, że wiele meczów zaczynał na ławce, najdobitniej pokazuje siłę Piasta Gliwice. Ale Jodłowiec to wzór dla innych graczy z pogranicza pierwszego składu i rezerwy, bo w zasadzie tylko podnosił poziom drużyny. No i ten gol przeciwko Jagiellonii. Uderzenie życia.
Schodzimy półkę niżej, gdzie po pierwsze trafiamy na graczy, którzy mieli swoje problemy przez pewien okres. Mateusz Matras niewiele grał jesienią w Zagłębiu Lubin, za to pięknie odżył pod wodzą Marcin Brosza wiosną, już jako piłkarz Górnika Zabrze. Z kolei Tomas Podstawski kapitalnie do ligi się wprowadził, sondowano nawet możliwość jego gry dla naszej kadry, ale gdzieś zaraz po deklaracji zawodnika (a może nawet trochę przed nią) piłkarz wychowany przez FC Porto opuścił się z formą. Wiosną nie stracił miejsca w składzie, ale grał zdecydowanie słabiej. Stawkę uzupełniają Rafał Augustyniak, chyba największy siłacz wśród ekstraklasowych graczy (nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby miał zostać w lidze w innym klubie), oraz 20-letni Bartosz Slisz. Pomocnik Zagłębia Lubin biega jak nakręcony, papiery na granie ma ewidentnie, choć zmartwił nas jego występ przeciwko Kolumbii na młodzieżowym mundialu, gdy trzeba było się odnaleźć przy trochę innym przeciwniku niż ligowi rywale. Może to tylko wypadek przy pracy, a może chłopaka przeceniamy – pożyjemy, zobaczymy.