Reklama

Ben van Dael – lubiński superbohater bez peleryny

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 maja 2019, 15:50 • 7 min czytania 0 komentarzy

W pewnym momencie wydawało się, że ten sezon będzie już dla Zagłębia Lubin kompletnie stracony. Że „Miedziowi” skończą rozgrywki dużo poniżej swoich ambicji, może nawet zgnuśnieją gdzieś poza górną połówką tabeli. A jednak, Ben van Dael okazał się znacznie lepszym fachowcem niż wielu podejrzewało. Nie dość, że w ekspresowym tempie ugasił pożar w szatni, to jeszcze w bardzo krótkim czasie spowodował w Zagłębiu pozytywne zmiany, jeżeli chodzi o czysto piłkarski poziom zespołu. Superbohater, który nie nosi peleryny. Holender w uniwersum Marvela sprawdziłby się doskonale.

Ben van Dael – lubiński superbohater bez peleryny

Tylko trzeba by mu było wykombinować jakąś kozacką, komiksową ksywkę. „Miedziowy Holender” brzmi jednak trochę infantylnie. Cóż, zastanowimy się nad tym kiedy indziej.

Fabuła

Trzeba powiedzieć, że przedsezonowe przewidywania nie były dla Zagłębia zbyt przychylne, nawet jeżeli przedstawiciele klubu rysowali dość odważne plany. Wydawało się jednak, że z Mariuszem Lewandowskim u steru zespół jest skazany na przeciętność i bezpłciową grę. I pewnie tak by się właśnie potoczył sezon, gdyby nie katastrofalny występ lubinian w Pucharze Polski, który rozsierdził władze klubu. Lewandowskiego uznano za jednego z głównych winowajców kompromitacji w starciu z Huraganem Morąg i jego dni w roli pierwszego trenera stały się policzone.

Reklama

Zagłębie wyglądało wtedy na zespół kompletnie rozbity mentalnie. Na dodatek poszukiwania następcy Lewandowskiego ciągnęły się w nieskończoność. Ben van Dael objął zespół w listopadzie 2018 roku, ale wydawał się opcją rezerwową. Żeby nie powiedzieć – przypadkową. Tymczasem holenderski superbohater po trzech kolejnych porażkach zaczął naprawdę przyzwoicie punktować i przywrócił nawet Zagłębie do walki o europejskie puchary.

O kulisach jego zatrudnienia opowiadał nam Mateusz Dróżdż, prezes klubu:

„Van Dael miał być trenerem tymczasowym. Mieliśmy dwóch innych trenerów, z którymi byliśmy dogadani: jeden belgijski, drugi holenderski. O obydwu wiedział van Dael, bo miał z nimi współpracować. To było przed meczem z Jagiellonią. Po tym spotkaniu doszliśmy do wniosku, że Zagłębiu potrzebny jest spokój i dobrym pomysłem będzie pozostawienie szkoleniowca na stanowisku. Natomiast poprosiliśmy o spotkanie radę drużyny, część piłkarzy, która grała i część młodzieży. Spytaliśmy wprost: „mamy dwóch trenerów i Bena van Daela. Czy obecny trener powinien zostać, czy nie?”. Odpowiedzieli, że współpracuje się im z nim bardzo dobrze, że treningi są bardzo dobre i jeśli by to od nich zależało, to rekomendują pozostawienie szkoleniowca. Choć proszę nie zrozumieć, że to piłkarze wybierali trenera, bo jestem od tego daleki”.

Van Dael – jak przystało na człowieka wyciągniętego z lubińskiej akademii – chętnie i z dobrym skutkiem stawiał na młodzież, jednocześnie odbudowując też formę paru weteranów. Duża klasa. Można – i trzeba – mu oczywiście wypominać ledwie jedno zwycięstwo w grupie mistrzowskiej, lecz i tak jesteśmy ciekawi, co Holender zaproponuje w przyszłych rozgrywkach. Zaczął może nie doskonale, lecz bardzo dobrze i obiecująco.

Oscarowa rola

Jeżeli chodzi o zawodników, należy sporym akapitem wyróżnić Bartłomieja Pawłowskiego. W klasyfikacji kanadyjskiej Pawłowski zbliżył się wszak do double-double, notując w lidze osiem goli i dziewięć asyst wg licznika Transfermarkt. Poza tym – naprawdę mogło się podobać, w jaki sposób ten zawodnik działa na boisku. Mnóstwo odwagi przy pojedynkach, chętne angażowanie się w drybling. To, wbrew pozorom, spora rzadkość w ekstraklasie, nawet wśród skrzydłowych. Pawłowski jest jednym z niewielu zawodników w lidze, po których naprawdę można oczekiwać zrobienia różnicy w bocznym sektorze boiska nie tylko precyzyjnym dośrodkowaniem, ale i błyskotliwym zwodem.

Pawłowski ma 26 lat i La Liga już zapewne nie podbije, ale na polskich boiskach wciąż ma potencjał, żeby osiągnąć status gwiazdy. Zresztą – to podobna historia, jak z Filipem Starzyńskim. Troszkę za małe możliwości na zagraniczną karierę, lecz wystarczająco duże, żeby wymiatać w kraju. Jeżeli Zagłębie utrzyma tę dwójkę u siebie, kolejny sezon może być jeszcze lepszy.

Czarny charakter

Skoro van Daela ubraliśmy już w szaty superbohatera, to jako jego głównego antagonistę wypada w takim układzie przedstawić wspomnianego Mariusza Lewandowskiego. Z perspektywy całego sezonu widać jak na dłoni, że drużyna z Lewandowskim u steru zmierzała donikąd. Przeciętne wyniki, przeciętna gra. Obrzydliwa nijakość.

Drugi plan

Lubińska młodzież cały czas nie odgrywa jeszcze wiodącej roli w zespole, ale jest już do tego coraz bliżej. Odchodzący do Włoch Filip Jagiełło to już oczywiście uznana marka w ekstraklasie, lecz trudno go wciąż klasyfikować w gronie „młodzieży” z uwagi na duże doświadczenie, a zresztą – swoją pozycję w drużynie wyrobili sobie także inni. 20-letni Bartosz Slisz wnosił naprawdę sporo jakości do gry zespołu i nie może tego przyćmić nędzny występ podczas mistrzostw świata u-20. Swoje minuty zgarnęli też Pakulski czy Poręba, bramką zamknął sezon Sysz. No i zaufania od szkoleniowca pierwszej drużyny doczekał się też w końcu Damian Oko, choć to już 22-letni piłkarz.

Generalnie zatem – o ile na pierwszym planie wciąż brylują piłkarze ze sporym stażem na boiskach ekstraklasy, tuż za nimi są już wychowankowie lubińskiej akademii.

Znowu wypada zacytować prezesa:

„Czas najwyższy powiedzieć wprost: chcemy opierać Zagłębie na zawodnikach z regionu i naszej akademii. Oczywiście jest to pewne ryzyko, ale w sporcie już tak jest. Jak się nie ryzykuje, to można efektów nie zobaczyć. Oczywiście zgadzam się z panem, że zespół jest mało doświadczony. Jednak o Genku i Ajaksie nikt tak nie mówi, a średnia wieku też jest tam niska. To u nas się mówi, że zawodnicy są za młodzi. Że powinni debiutować w ekstraklasie w wieku 23 lat. A tak przecież absolutnie nie powinno być. Ryzykujemy więc być może bardzo, ale mam nadzieję, że efekty współpracy na linii pierwszy zespół – akademia będziemy oglądać już w pierwszej rundzie”.

Montaż

Trzeba przyznać, że Ben van Dael swojej pracy poświęca się w stu procentach i właściwie nic nie odwraca jego uwagi od czysto futbolowych zagadnień. Długo po prostu mieszkał w klubie, w budynku akademii Zagłębia. Opowiadał o tym Kubie Białkowi w wywiadzie:

Czasami zaczynamy treningi o 8:00, więc miałem po prostu blisko. Bierzesz prysznic, jesz śniadanie i idziesz na boisko. Ale zgodzę się, że to trwało zbyt długo. W pewnym momencie poczułem się tym zmęczony. Wstajesz – widzisz boiska. Idziesz spać – przed oczami wciąż masz tylko futbol. Żyję w Lubinie sam. Mieszkając w akademii mogłem wyjść i pogadać z każdym, choćby z trenerem bramkarzy.(…) Mojego życia poza klubem w ogóle nie ma. Czasami pójdę biegać, czasami pójdę coś zjeść do galerii, czasami pójdę do sklepu. Gdy jest dobra pogoda, czasami w dniu wolnym robię jeszcze spacer. Tyle. To moje życie.

Czasami jest trudno, czasami jestem tym zmęczony, w dzień wolny muszę odespać. Jeśli do codziennej pracy dokładasz analizę swoich meczów i meczów rywali, w zasadzie nie masz wolnego czasu. Tylko podczas przerw na reprezentację jechałem na kilka dni do Holandii do żony i dzieci. Gdy pracowałem w akademii, czasami żona przyjeżdżała na kilka dni. Teraz to o wiele trudniejsze przez mecze. Swoich dzieci nie widziałem od siedmiu tygodni, ale na szczęście są już dorosłe i mamy Skype”.

Momenty, w których scenarzysta popłynął

Krótka rozmówka z dyrektorem Zagłębia, Michałem Żewłakowem (25:00) w magazynie Weszłopolscy to była jednak dość dziwaczna scena w tym lubińskim filmie.

Dialogi, które przejdą do klasyki

Mateusz Dróżdż we wrześniu: „Nie, Ben van Dael w ogóle nie jest przeznaczony do roli pierwszego trenera. Ma konkretne zadania jako szef szkolenia i wywiązuje się z nich wzorowo. Informacje prasowe, które się dzisiaj pojawiły… Oczywiście „nigdy nie mów nigdy”, ale jestem bardzo daleki od stwierdzenia, że Ben ma otrzymać nową misję w klubie”.

Efekty specjalne

O tym meczu i jego konsekwencjach na pewno długo nie zapomnimy w kontekście Zagłębia. To była spektakularna eksplozja, punkt zwrotny dla fabuły minionego sezonu.

Bez tytułu

Na koniec odbiór nagrody na gali

W sumie – nie bardzo jest za co Zagłębie nagrodzić. „Miedziowi” nie zasługują nawet na wyróżnienie za największy comeback w sezonie, bo na tym polu jednak najbardziej popisała się Wisła Kraków. Natomiast wyróżnienie dla „najlepszej drużyny z Dolnego Śląska w ekstraklasie” wydaje nam się jakieś mało prestiżowe, że aż szkoda na taką okoliczność tworzyć jakąś statuetkę. Konkurencja, zwłaszcza ta z Wrocławia, nie dojechała.

Zagłębie Lubin na razie pokazało, że ma potencjał na walkę o ligowe podium. Ale na laury „Miedziowi” muszą sobie jeszcze zasłużyć.

Najnowsze

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
0
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach
EURO 2024

Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju

AbsurDB
3
Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju

Komentarze

0 komentarzy

Loading...