Startujemy, bo słyszeliśmy, że niektórzy z was czekali. Skoro piłkarze powoli rozjeżdżają się po świecie na mniej lub bardziej zasłużone urlopy, możemy na spokojnie podsumować ich poczynania. Robimy to w różnych formach, ale stałym elementem poligowego krajobrazu na Weszło są już rankingi, w których wyróżniamy najlepszych dziesięciu zawodników na poszczególnych pozycjach. Nie będzie żadnych udziwnień, my jesteśmy normalni, więc zaczynamy od bramkarzy.
Dodamy jeszcze tylko, że każdemu zawodnikowi – wzorem rankingów z polskimi piłkarzami na koniec roku – przyznajemy jedną z pięciu klas. Mianowicie…
A – międzynarodowa
B – reprezentacyjna
C – wyższa ligowa
D – solidna ligowa
E – z braku laku
Choć w tym wypadku należałoby napisać raczej, że jedną z czterech klas, bo żaden ligowiec do naszej “drużyny A” się nawet nie zbliżył. Sorry panowie, ale nie ta półka. Szczerze mówiąc, jeśli komuś przyznamy klasę B (jeszcze się nie zdecydowaliśmy), też będzie to nie lada wydarzenie. Cóż, ligę mamy taką, jaką mamy, wypada ją kochać mimo ułomności, a poza tym nikt w tym sezonie nie wyglądał nam na przykład na Vadisa.
Dobra, tyle tytułem wstępu. Dość długo wydawało nam się, że kwestia najlepszego bramkarza sezonu jest rozstrzygnięta, a wszelkie dyskusje w tym temacie będą odbywać się tylko dla formalności. Dusanowi Kuciakowi chyba dobrze zrobiła rywalizacja ze Zlatanem Alomeroviciem, bo tak jak poprzedni sezon był jego zdecydowanie najgorszym w polskiej lidze (w zeszłorocznym rankingu nie załapał się nawet do dziesiątki), tak w tym był głównym architektem tego, że Lechia długo miała zdecydowanie najlepszą defensywę w lidze. Jasne – Augustyn, Nalepa i spółka też się ogarnęli, ale to nie tak, że Słowak narzekał na nudę w robocie. Był jednym z trzech kluczowych graczy w drodze na fotel lidera. Ostatecznie świetny bilans został popsuty w końcówce sezonu zasadniczego i na początku fazy finałowej (czternaście straconych bramek w pięciu meczach), ale z Kuciakiem trochę tak jak z Kotorowskim – poza meczem z Pogonią winilibyśmy go najmniej.
Ostatecznie jednak dyskusja o numerze jeden tego sezonu jest jak najbardziej na miejscu przez Frantiska Placha. Kolejny ze Słowaków to jedno z odkryć tego sezonu, bo w Piaście był już wcześniej, ale talentu nie zdradził, ba, przez pół roku nawet nie zadebiutował. W tym sezonie wygryzł Szmatułę i im dalej w las, tym mocniej przekonywał, że jest wysokiej klasy fachowcem. Szczyt to wygrany mecz z Legią w 34. kolejce. Sęk w tym, że nabawił się w jego trakcie kontuzji, która wyeliminowała go z ostatnich spotkań. I teraz kto wie – gdyby zagrał z Jagiellonią, Pogonią i Lechem, mógłby rzutem na taśmę Kuciaka wyprzedzić, a tak – przynajmniej naszym zdaniem, bo na gali było właśnie takie rozstrzygnięcie – lepszy w przekroju całych rozgrywek był golkiper Lechii.
A pech Placha sprawił, że na listę – i to na wysokim, piątym miejscu – załapał się Jakub Szmatuła. Bohater meczu z Jagiellonią, bohater ostatniego starcia z Lechem. Łącznie zaliczył tylko dwanaście spotkań w tym sezonie, ale zasłużył. Uciekniemy się tu do pewnego porównania. Gdy mówimy o mistrzostwie dla Piasta, Plach był trochę jak ojciec, który odegrał bardzo ważną rolę przy poczęciu, troskliwie opiekował się przyszłą matką, wspierał ją, woził do lekarzy, spełniał zachcianki. Ale na końcu był poród, dość trudny, i ten poród odebrał właśnie Jakub Szmatuła.
Dwójkę z Piasta oddzielają od siebie Michal Pesković i Pavels Steinbors. Pierwszy z nich to bohater fajnej historii – wydawało się, że emerytura jest o krok, rola drugiego, a z czasem pewnie nawet trzeciego bramkarza Pasów była skrojona na miarę. Tymczasem Cracovia zawodziła, co w pewnym momencie miejscem w składzie przypłacili Gostomski i Helik. I o dziwo właśnie wtedy, gdy na ławce usiedli solidny bramkarz i najlepszy obrońca poprzedniego sezonu, Pasy zaczęły imponować grą defensywną. W siedmiu kolejnych meczach drużyna Probierza straciła tylko dwa gole, w czym duża zasługa Słowaka. Z kolei Steinbors tylko trochę obniżył lot w porównaniu do poprzedniego sezonu, ostatecznie dołożył cegłę do utrzymania Arki. W całej lidze więcej strzałów do obronienia mieli tylko Lis i Kudła, ale to Łotysz z bombardowaniami radził sobie znacznie lepiej niż ta dwójka.
Dolna połówka naszego rankingu, przyznajemy szczerze, jest bez większej historii. Generalnie bramkarsko lepszy był poprzedni sezon i nawet nie chodzi nam o to, że z radarów zniknął Arkadiusz Malarz, który był jedną z największych gwiazd zeszłorocznych rozgrywek. Zastępujący go Majecki pokazał się z niezłej strony, szczególnie biorąc pod uwagę wiek, bo momentami wyglądał jak stary wyga, ale czternaście spotkań, przy braku tak spektakularnych jak u Szmatuły, to trochę za mało, by docenić go mocniej. Na jego tle troszeczkę gorzej wypadł Cierzniak, który zaliczył mniej więcej tyle samo spotkań, ale z braku laku, przy mizernej konkurencji widzielibyśmy go w dziesiątce. W przypadku Kelemena coś się chyba powoli kończy (a dokładniej kończy się ciekawa kariera), co widać było i na wiosnę w lidze, i – najdobitniej – w finale Pucharu Polski. Słowik na tle Śląska był solidny, też przy takiej obronie musiał odbić/złapać mnóstwo piłek, a Hamrol jesienią szedł na odkrycie i miejsce w piątce, ale wiosną wszystko się rozmyło i dalej nie wiemy, czy to przeciętniak, czy materiał na solidnego golkipera.
Poza tym szacuneczek dla bramkarzy Zagłębia Sosnowiec, bo oni to już w ogóle z tą obroną mieli dramat. Warto docenić Alomerovicia, który naciskał Kuciaka i gdy wskakiwał robił swoje. Martin Chudy po słabym początku też podniósł jakość w Górniku, no i Konrad Forenc fajnie się ogarnął, gdy wydawało się, że może powinien poszukać sobie klubu w pierwszej lidze. Na dyszkę to wszystko było jednak trochę za mało.
A, i jeszcze słówko o tych, którzy z rankingu wypadli, konkretnie o dwóch golkiperach. Zawiódł nas Tomasz Loska, który poprzedni sezon kończył na pudle. Tak fajnie zapowiadająca się kariera wyhamowała jesienią z piskiem opon, a przypomnijmy też, że mówimy o reprezentancie z młodzieżówki, choć nie wykluczamy, że już byłym. Więcej obiecywaliśmy sobie także po Dominiku Hładunie. Kontuzja kontuzją, ale już przed nią nie było tak dobrze jak w poprzednim sezonie.