Z Bruk-Betu Termalica Nieciecza wyrwał się do Ekstraklasy o rok, może dwa za późno. W Pogoni sam zrobił sobie pod górkę niefortunnym wywiadem, Legia oddała go za bezcen, a w tym sezonie, jakże dla siebie udanym, nie został wybrany nawet do trójki najlepszych obrońców. Tytuł defensora roku zgarnął jego kolega z bloku, Aleksandar Sedlar, który wykonywał rzuty karne. Nigdy nie znalazł się w reprezentacji, w której swoje epizody zaliczali Adam Dźwigała, Jarosław Jach czy Wojciech Golla.
Wielokrotnie nie doceniano Jakuba Czerwińskiego. Nie pokładano w nim wiary, na jaką zasługiwał. Dziś jest – owszem, nie zgadzamy się z wyborem kapituły – najlepszym stoperem Ekstraklasy.
Mniej więcej rok temu Czerwiński stanął przed trudnym wyborem. Na wypożyczeniu w Piaście znów grał wszystko od deski do deski. Wprawdzie spokojne Gliwice to nie wielka Warszawa, niosąca za sobą wielkie możliwości, także poza boiskiem. Piast to także nie Legia, a gra o utrzymanie, bo taka była wówczas gliwicka rzeczywistość, nigdy nie będzie dla piłkarza tak rajcująca, jak walka o trofea w największym polskim klubie. Klubie, który potrafi rozkochać w sobie piłkarza bez granic, a za dyżurny przykład niech posłuży Jose Kante, który po odpaleniu z Legii stwierdził, że żaden polski klub nie da mu już tego samego, więc zwyczajnie musi odejść do innej ligi.
Piast miał w ręku inne atuty. Regularną grę. Poczucie bycia ważną częścią zespołu. Stabilizację, a nie ciągłe udowadnianie swojej wartości w walce o skład, często z obcokrajowcami, czasami przypadkowymi.
Legia oddała Czerwińskiego zimą na wypożyczenie, a sama wzięła Mauricio z Lazio.
Gdzie jest dziś Czerwiński, a gdzie Mauricio?
Mistrzostwo Polski? Gdy Czerwiński decydował się na transfer, nikomu podobne myśli nawet nie przechodziły przez głowę. W Gliwicach nie wahali się, by wykorzystać klauzulę wykupu opiewającą na 250 tysięcy euro. Nigdy wcześniej Piast – klub, który ściąga piłkarzy za darmo lub za symboliczne kwoty – nie wyłożył na stół takich pieniędzy. Dla Czerwińskiego był to kolejny dowód na to, że Piast nie widzi w nim kolejnego ze stoperów, a filar, na którym zamierza oprzeć swój skład.
– Na pewno ważna była determinacja Piasta. Jak już mówiliśmy, do Legii trafiłem w ostatnim dniu okienka. Nie chciałem tego powtarzać, bo bardzo zależało mi na tym, by przepracować z nowym zespołem okres przygotowawczy. Chciałem tę kwestię domknąć jak najszybciej i nie ukrywam, że Piast robił wszystko, by tak się stało. Klub był w niezbyt korzystnej sytuacji i oczekiwano ode mnie, że pokieruję formacją obronną. Robiliśmy, co mogliśmy, o utrzymanie walczyliśmy do samego końca, ale wykonaliśmy zadanie – przyznaje sam zainteresowany w wywiadzie Mateusza Rokuszewskiego.
Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Czerwiński osiągnął jeszcze lepszą dyspozycję niż w Pogoni, którą swoją drogą chciał początkowo wybrać zamiast Piasta. Grał na równym, wysokim poziomie przez cały sezon. Opuścił tylko jedno spotkanie z powodu kartek. Ani razu nie został zmieniony.
Paleta jego atutów jest spora. Spokój, pewność w interwencjach, przewidywanie. Przywództwo. Gra w powietrzu, mimo że nie dysponuje oszałamiającymi warunkami fizycznymi (1,84 m). Gra agresywna, ale nie ostra (tylko cztery żółte kartki). Słaby punkt, palący problem, który czym prędzej trzeba wyeliminować? Nie stwierdzono. Postrach napastników, nie tylko ze względu na aparycję.
W Legii, na którą piłkarsko bez dwóch zdań był gotowy, wszystko ułożyło się źle. Wszedł z marszu do rozbitej drużyny (Besnik Hasi), bez wspólnych przygotowań, ostatniego dnia okienka transferowego. I to od razu na mecz Ligi Mistrzów, po uprzednim przetarciu w lidze z Bruk-Betem. Na Borussię Dortmund wystawiono defensywę, która nigdy wcześniej ze sobą nie zagrała – Bereszyńskiego, Dąbrowskiego, Czerwińskiego i Guilherme. Bilans obecnego mistrza Polski w Lidze Mistrzów jest dramatyczny: 4 mecze, 21 bramek w plecy.
Zwłaszcza, gdy zobaczymy, że Legia bez Czerwińskiego rozegrała swoje dwa najlepsze mecze – zremisowała z Realem i pogoniła Sporting. Porażki długo się za nim ciągnęły. Gdy dwa miesiące po transferze usiadł na ławce, nie podniósł się z niej aż do końca sezonu.
– To z jednej strony najgorszy czas w mojej karierze. Nie tylko dla mnie, ale też dla moich bliskich. Gdy wracałem do domu, dawałem wszystkim odczuć, że coś jest nie tak. Niektóre zachowania były niepotrzebne. Przywykłem do grania, bo poza jednym sezonem w Niecieczy, gdy trener Radolsky posadził mnie na kilka meczów, zawsze miałem miejsce w składzie. I gdy go zabrakło, nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Dlatego jednocześnie uważam, że ten czas był dla mnie bardzo cenną lekcją – opowiadał Czerwiński.
Odwilż przyszła w następnym sezonie, który Czerwiński rozpoczął już jako podstawowy zawodnik. I wtedy przytrafił mu się jeszcze większy pech w postaci kontuzji, która wyeliminowała go na całą jesień. To właśnie przez przerwę w graniu – Legia nie dawała szans na szybkie odbudowanie się – trafił do Gliwic.Ale Czerwiński nie ma prawa żałować. Zresztą, sam stwierdza, że drugi raz podjąłby identyczną decyzję. Gdyby mógł się cofnąć do tamtego momentu i drugi raz usłyszeć o aktywowaniu klauzuli ostatniego dnia okienka, a potem wsiąść w samolot z tym, co było pod ręką – zrobiłby to ponownie.
Wejście do Pogoni to mocne wejście z buta z wyważeniem drzwi. Czerwiński z miejsca stał się czołowym stoperem ligi. Grał wszystko, a duet, jaki tworzył wraz z Jarosławem Fojutem, swoim mentorem, określano jako najlepszą dwójkę stoperów w całej lidze. Do dziś zdjęcie Fojuta wisi na szafce Czerwińskiego.
Ale nie tylko dlatego zaliczył wejście z hukiem. Powodem był również wywiad, którego udzielił Tomaszowi Ćwiąkale. Czerwiński nie bawił się w dyplomację – ledwie zadebiutował w lidze, a już deklarował, że przy pierwszej lepszej okazji opuści Pogoń.
Z drugiej strony często wystarczy jedna dobra runda, żeby można było myśleć o transferze.
Marzę o transferze za granicę. Jeżeli pojawi się okazja w zimie, to bardzo poważnie się zastanowię.
Już w zimie?
Jeśli będzie możliwość…
Panuje opinia, że przed wyjazdem najpierw wypada ustabilizować swoją pozycję w lidze albo w ogóle podbić rozgrywki.
Tak, ale to nasz zawód. Gramy dla pieniędzy. Dlatego mówię, że rozważę każdą propozycję. Nawet jeżeli pojawi się coś teraz, bo do końca okienka zostało jeszcze parę dni.
Trzy razy lepsze pieniądze w Japonii czy Azerbejdżanie też byś nie zaakceptował?
Nie mam pojęcia. Nie zastanawiałem się nad kierunkami, przy których człowiek nastawia się typowo na zarobek. Nie potrafię odpowiedzieć.
Legia, Lech?
Taką ofertę bym przyjął.
Jest jakiś klub, któremu kibicujesz?
Nie ma.
Może tak mówisz na wszelki wypadek, żeby nikomu nie podpaść.
Pochodzę z okolic Muszyny, czyli środowiska, które na ogół kibicuje Cracovii, ale sam nigdy nie utożsamiałem się z żadną drużyną.
To mimo wszystko dość zaskakujące, że tak otwarcie mówisz o chęci odejścia. Większość piłkarzy wolałaby dyplomatycznie opowiadać, że chce zostać w klubie na lata, a ty grasz w otwarte karty. Kawa na ławę.
Nie boję się o tym mówić. Gramy do 35. roku życia, kocham ten zawód i przeszedłem sporo w życiu, żeby dojść do tego miejsca, gdzie jestem. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć, dlatego mówię wprost: rozważyłbym każdą propozycję. Nie chcę też jednak niczego gwarantować, ani na nic się nie nastawiać, bo zaraz przyjdzie nowy trener, odstawi mnie i spadnę z wysokiego konia na podłogę. Chcę po prostu podtrzymywać dobrą formę. Ekstraklasa to takie okno wystawowe, że czasem wystarczy wpaść w oko obserwatora, który ogląda kogoś innego.
Wśród kibiców rozpętała się burza, a sam piłkarz musiał mierzyć się z zarzutami, że jest tylko najemnikiem. Nie było to najbardziej dyplomatyczne przywitanie się z klubem w historii Ekstraklasy. W efekcie Czerwiński zamknął się na media. Dopiero z czasem zaczął rozumieć, że wpadnięcie ze skrajności w skrajność – z totalnej otwartości do klepania formułek – to żadne rozwiązanie.
Do Ekstraklasy trafił – tak na oko – ze dwa lata za późno, stając się ofiarą długiego kontraktu w Niecieczy. Jako 20-latek podpisał czteroletnią umowę, której Bruk-Bet nie zamierzał kończyć przed czasem. Było go na to stać. Bo skoro nie ma ofert na wielką kasę, to po co oddawać swojego najlepszego zawodnika? Nie puszczono go nawet po 3,5 latach, gdy było już dogadane, że następny sezon spędzi w Pogoni. Miał ten ostatni raz pomóc w walce o awans do Ekstraklasy. Tym razem się udało. Tym razem, bo w poprzednich dwóch sezonach piłkarze i władze Termaliki musieli wysłuchiwać, że nie chcą awansować i celowo podkładają się w końcówkach sezonu.
Czy zasiedział się w pierwszej lidze? – Zasiedziałem, zasiedziałem. Trzy lata regularnej gry w pierwszej lidze na niezłym poziomie to naprawdę dużo. Cieszę się, że w końcu udało się zrobić awans, ale już przed rokiem byłem gotowy na dalszy krok. Nie było jednak opcji na wcześniejszy wyjazd. Przechodząc do Termaliki, podpisałem czteroletni kontrakt. Może o rok za długi, ale nie grzebmy w trupach – opowiadał na naszych łamach Czerwiński.
Ciężko jednak nie podpisać tak długiej umowy, gdy po chłopaka z małej wioski przyjeżdża pierwszoligowy klub. W Niecieczy Czerwiński – jako jeden z nielicznych piłkarzy – nie przeżył żadnego szoku. Milik, z którego pochodzi, jest identyczną wioską. Liczy około 700 mieszkańców, praktycznie tyle samo, ile Nieciecza. – Często na treningi jeździliśmy rowerami jakieś 8 kilometrów, bywało, że po treningu uciekł ostatni autobus i musieliśmy wracać pieszo. Między innymi w taki sposób hartowałem się od najmłodszych lat, by spełniać marzenia – opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”.
W Miliku nie dało się spełnić snów o piłkarskiej karierze. Czerwiński zdecydował się na odważny krok i wyjechał aż 600 kilometrów od domu do Opalenicy. Wyjazd był dużym przeżyciem. Czerwiński niejednokrotnie podkreślał, że brakowało mu wówczas pewności siebie. Zaczął łysieć w wieku 17 lat. Jak powiedzieli lekarze – ze stresu.
Nie brakowało mu jednak tego, co dla młodego piłkarza najważniejsze. Pracowitości. Ale sam nie lubi być za nią chwalony. – Nie chcę słuchać, że dobrze pracuję. To nasz psi obowiązek – mówi.
A naszym psim obowiązkiem jest docenienie gry Jakuba Czerwińskiego. Człowieka z charakterem, który swoje przeszedł i którego niewiele jest w stanie zniszczyć.
Fot. FotoPyK
DYNASTIA PIASTÓW
Waldemar I Mistrzowski – CZYTAJ
Frantisek Objawiony – CZYTAJ
Jakub Cierpliwy – CZYTAJ
***
Czas podsumować sezon – prawie cztery godziny gadaniny o Ekstraklasie w Lidze Minus!