Niedowiarkom i malkontentom udowodnili, że się da. Również w Polsce. Ekstraklasowe akademie mogłyby brać z nich przykład. Na Białołęce zbudowali treningowy kompleks, a dziś w ich szeregach trenuje prawie 1300 dzieci. Jak szkoli Escola Varsovia?
Nieżyczliwi Escoli mówią o niej „komercja”. Ale za wysokimi warszawskimi stawkami idzie jakość. Na czym się opiera? Z czego czerpie?
Jak wygląda proces, który w błyskawicznym tempie doprowadził młodzieżowe zespoły Escoli na centralny poziom rozgrywkowy, a ich wychowanków do transferów do Chelsea, Evertonu czy Nicei? Sprawdziliśmy to w ramach „Ligi od Kuźni”!
Cały projekt, potocznie nazywany „szkółką Barcelony”, dzieli się na cztery odnogi: Barca Academy, Barca Academy Kids, Barca Girls i Escola Varsovia. Trzy pierwsze z katalońskim gigantem faktycznie mają sporo wspólnego.
Metodyka pracy i brand Barcy wykorzystywane są w szkoleniu do 12. roku życia. Później zaczyna się Escola. Barca Academy Kids to przedszkolaki, Barca Girls – dziewczynki.
Większościowy właściciel i założyciel całości, Wiesław Wilczyński, wraz z prezesem Witoldem Millerem opierają piłkarską stronę akademii o trzech dyrektorów:
– Enrica Daviego Parerę – Hiszpana, którego do pracy w Warszawie oddelegowała Barcelona, a który w pełni zajmuje się Barca Academy Kids, Barca Girls i Barca Academy (czyli do U12),
– Marka Gołębiewskiego – Escola Varsovia od U8 do U13
– oraz byłego szkoleniowca m.in. Cracovii, Arki Gdynia czy Widzewa Łódź – Wojciecha Stawowego -Escola Varsovia od U14 do U18.
Opłata za umowę licencyjną z mistrzem La Liga to roczny koszt rzędu 125 tys. euro. W jego ramach w Polsce pojawił się wspomniany Parera, który określa i nadzoruje cele szkoleniowe oraz ścieżkę rozwoju trenerów, wdraża również metodologię pracy rodem z La Masii. To spojrzenie kontynuują następnie dyrektorzy Gołębiewski i Stawowy.
Na dzieciaki koszulki w barwach blaugrana i nazwisko Messi działają jak magnes. To z kolei pozwala zbudować wielką masę, z której powoli rodzi się już jakość.
– Nie ma u nas dowolności w szkoleniu. Każdy trener zatrudniony w akademii miałby robić, co uważa? Nie. Tutaj cele określają dyrektorzy, a trenerzy muszą je realizować – mówi Wilczyński.
A jego podopieczni regularnie otrzymują założenia dotyczące makrocykli i mikrocykli. Cała akademia w danym miesiącu pracuje nad tymi samymi celami. By być w stanie skontrolować ich realizację, akcentów nie ma zbyt wiele.
Plan jest układany na cały miesiąc. Przykładowo: „wyście spod pressingu na własnej połowie boiska” łączone jest z „utrzymaniem piłki, gdy zespół jest na połowie rywala”. Elementem łączącym jest pressing, niemniej wszystko zamyka się w dwóch tematach taktycznych i dwóch technicznych jednocześnie. Aspekty takie jak jakość podania, jego siła, wykorzystywanie przestrzeni czy oparcie gry na bazie trójkątów, to już techniczne niuanse wdrażane w trakcie realizacji większych taktycznych zagadnień.
Pomimo skrupulatnie określonych harmonogramów działań, plany są elastyczne. Po miesiącu treningów bowiem następuje ich weryfikacja.
Gdy wychodzi to, co sobie w Escoli założyli, przechodzą do następnego tematu, a co trzecią jednostkę w kolejnym cyklu szkoleniowym poświęcają na powtórkę. Taki trening w formie utrwalenia. W przypadku weryfikacji negatywnej, gdy coś trzeba jeszcze doszlifować, dany miesiąc „wydłużony” zostaje np. o tydzień.
W trzecim miesiącu następuje natomiast powtórka wszystkich elementów nauczanych przez poprzednie dwa miesiące.
Stawowy: – Jeżeli chodzi o naszych wychowanków, stawiamy nacisk na to, by byli to piłkarze bardzo wszechstronni. Piłkarze kreatywni, którzy potrafią i chcą grać piłkę kombinacyjną. Na to zwracamy uwagę i tego oczekujemy od naszych zawodników. By byli to piłkarze, którzy nie mają problemu z grą na każdej pozycji.
– Nasza filozofia opiera się na tym, by gra była bardzo wszechstronna, urozmaicona, kreatywna i kombinacyjna. Na to zwracamy uwagę, w ten sposób wychowujemy zawodników i tego od nich oczekujemy. Mówiąc krótko: zawodnik Escoli jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie, lubi grę kombinacyjną, jest kreatywny w swoich boiskowych poczynaniach i nie boi się wyzwań i różnych systemów gry.
Aby tak się stało, 70 trenerów Escoli i Barca Academy szkoli się regularnie u dyrektorów Parery, Gołębiewskiego i Stawowego. W okresie przygotowawczym spotykają się nawet po cztery razy w miesiącu. W startowym, gdy każdy ma na głowie ligę, średnio szkolenia prowadzone są raz w miesiącu.
Zajęcia zaczynają się z piłkami, od ćwiczeń na bazie techniki użytkowej. Później realizowane są tematy taktyczne, a wszystko kończy gra właściwa.
W Escoli mają swój własny model gry, oparty na podstawowym systemie 1-4-3-3. Posiadają też jednak trzy inne warianty ustawienia.
– Jeżeli chodzi o program szkolenia Barcelony, jest on dopasowany dla dzieci do 12. roku życia. Później swoją pracę opieramy na kontynuacji tego planu. Ponieważ jest to plan licencyjny, nie możemy mówić o nim publicznie. Ja mogę mówić natomiast o tym, co robimy później, bo współtworzyłem ten program – przyznaje Stawowy. – Kontynuujemy więc to, co jest wizytówką Barcelony: umiejętność kreowania gry, utrzymywania się przy piłce w różnych strefach boiska, doprowadzanie do tego, by jak najszybciej boiskowe sytuacje rozwiązywać w taki sposób, by przynosiły one korzyść drużynie w postaci zdobyczy bramkowych.
W rozgrywkach pierwszej i drugiej ligi wojewódzkiej na Mazowszu Escolę reprezentuje aż 14 drużyn. W niektórych grupach rywalizują więc po dwie ekipy. Pozostali grają w lidze wewnętrznej, gdzie w ciągu roku odbywa się około 1000 meczów!
80 zatrudnionych osób, w tym 70 trenerów i 1260 zawodników to liczby do których w kraju, w ujęciu jednego miasta, równać może tylko Legia, w połączeniu ze swoim projektem Soccer Schools.
Przy ul. Aleksandra Fleminga 2, gdzie Escola zlokalizowała główne centrum szkoleniowe, trenują tylko reprezentacje. Takie grupy, wyselekcjonowane z całej stolicy, stworzono w kategoriach od U8 do U18.
Barca Academy trenuje natomiast w 5 warszawskich centrach – na Ursynowie, Wilanowie, Bemowie, Białołęce i Targówku.
Klasy sportowe Escola posiada w LIX Liceum Ogólnokształcącym Mistrzostwa Sportowego im. Janusza Kusocińskiego. Po dwie na rocznik. Zajęcia tam prowadzą trenerzy akademii.
W internacie dziś mieszka około 40 zawodników, 60 ma podpisane profesjonalne kontrakty. W klubie obowiązuje też system stypendiów sportowych dla wyróżniających się.
Mają rozmach.
Na tę chwilę warszawianie dopinają także szczegóły współpracy z podstawówką. Od września chcieliby kontynuować projekt Mazowieckiego Ośrodka Szkolenia Piłkarskiego, co pozwoliłoby zachować ich wychowankom ciągłość w nauce i stworzyło kolejne możliwości.
Bo jeśli spojrzymy nieco szerzej, Wilczyński i jego partnerzy ze swoją akademią funkcjonują od niedawna. Wszystko rozpoczęło się przecież we wrześniu 2011 roku. W spółce, która w pełni sfinansowała budowę poważnego kompleksu sportowego, ten pierwszy posiada 51% udziałów, reszta dzieli się na rodziców, związanych z Escolą głównie poprzez trenujące w niej dzieci.
– Po dwóch latach działalności zobaczyliśmy, że są grunty skarbu państwa, na których możemy prowadzić szkolenie. Które odpowiadają naszym oczekiwaniom, gdzie mogliśmy zainwestować w infrastrukturę. Nie mieliśmy swojego kapitału i zaprosiliśmy do współpracy jeszcze trzy osoby – wspomina prezes Miller.
Warta prawie 6 milionów złotych inwestycja, gdzie jeszcze kilka lat temu zastać można było zniszczony i zdewastowany teren, składa się dziś z:
– pełnowymiarowego, oświetlonego boiska sztucznego;
– pełnowymiarowego, oświetlonego boiska naturalnego;
– systemu nawadniania;
– boiska o wymiarach Orlika;
– placyku do ćwiczeń technicznych i motorycznych;
– Kliniki Sportu;
– klubowego budynku z szatniami, zapleczem sanitarnym i gabinetami trenerów;
– restauracji / kawiarni klubowej, w której rodzice mogą spędzić czas podczas zajęć.
A tak wyglądało to wcześniej:
Na tym jednak nie koniec. Jest projekt budowy drugiego boiska naturalnego, jak również siłowni. Jedno pełnowymiarowe boisko Escola dzierżawi także na Białołęce, a przy ul. Kajakowej na Ursynowie dzierżawiony jest plac gry do piłki dziewięcioosobowej.
Miller: – Na terenie, który w 2013 roku wydzierżawiliśmy od Polfy Tarchomin, wybudowaliśmy boisko pełnowymiarowe z naturalną nawierzchnią i oświetleniem, płytę pełnowymiarową ze sztuczną trawą, boisko typu Orlik 50×40 metrów, małe boisko 24×17 metrów oraz Klinikę Sportu, czyli gabinet fizjoterapii. W okresie zimowym dysponujemy też halą pneumatyczną. Co ważne, od dwóch lat korzystamy tylko i wyłącznie z obiektów z halami pneumatycznymi. Cały rok ćwiczymy więc w warunkach przybliżonych do piłkarskich. Nie trenujemy na klepce.
Wilczyński: – W wielu miastach są takie tereny, które włodarze przeznaczyliby na obiekty sportowe i rekreacyjne. Potrzebny jest jednak kapitał, by zbudować te obiekty. Trudność sprawia więc jego zebranie. Zainwestowaliśmy własne pieniądze, a kapitał tworzyli też rodzice i zaprzyjaźnione firmy. Wartość tej inwestycji to 5 milionów i 600 tysięcy złotych (kwota ta nie zawiera wydatków na hale pneumatyczne, ich infrastrukturę i całe zaplecze – na Ursynowie trzeba było przykładowo… doprowadzić do hali prąd – przyp. red.), z czego 320 tys. zł otrzymaliśmy pomocy publicznej.
Co ciekawe, gdy w 2016 roku Escola dysponowała trzema halami pneumatycznymi (jedna zimą stawiana jest przy Fleminga, druga na wspomnianym Ursynowie, a trzecia nad dzierżawioną płytą o pełnym wymiarze przy ul. Ostródzkiej), w całej Ekstraklasie taką konstrukcją pochwalić mogła się tylko Legia. Jedną.
– Co to jest dzisiaj klub? Klub to nazwa, brand, kibice, karty zawodników. I często długi. Cała infrastruktura należy do samorządów, do miasta, ona jest oddana w użytkowanie klubów. Kluby są za słabe ekonomicznie, by inwestować. Nie realizują nawet tak prostych rzeczy, jak budowa boisk dla młodzieży. Swoje życzenia kierują zawsze do sektora publicznego – twierdzi Wilczyński, który śmieje się, że poza takimi przykładami jak Bruk-Bet, kluby można by przenosić „w teczce”.
– Jeżeli chodzi o realizację naszych ambicji sportowych, chcemy profesjonalnie szkolić. Chcemy, by z naszej akademii wyszli dobrze wyszkoleni młodzi zawodnicy – dodaje właściciel Escoli.
I trzeba mu przyznać, że wychodzi to całkiem nienajgorzej. Szczegółowo opracowana i usystematyzowana metodyka pracy, zatrudniani na dobrych warunkach trenerzy, właściwa opieka medyczna, psycholog sportu odpowiedzialny za trening mentalny czy specjaliści od przygotowania motorycznego – pełna profeska.
W budynku obok tego głównego przy Fleminga, powstała Klinika Sportu. Tam na co dzień funkcjonuje dwóch fizjoterapeutów oraz lekarz-ortopeda ze specjalizacją sportową. Wewnątrz znajdziemy też profesjonalny sprzęt do krioterapii i innych zabiegów (m.in. pole magnetyczne czy prądy). Wilczyński lubi nowinki i nie boi się w nie inwestować.
Z dumą prezentuje nam choćby aparat WinBack, urządzenie rewolucyjne w dziedzinie rehabilitacji, które stymuluje regenerację komórek.
Escola radzi sobie sama z opieką fizjoterapeutów, a gdy potrzeba interwencji chirurga – współpracuje z Warzawskim Szpitalem Dla Dzieci. Dla zawodników po kontuzjach organizowane są dodatkowe sesje treningowe – krzywda wychowankom akademii na pewno się nie stanie.
Za motorykę z kolei w klubie odpowiada trzech trenerów dedykowanych wyłącznie przygotowaniu fizycznemu. Grupę tę nadzoruje Michał Naulewicz, a wszystko opiera się na określonym programie i własnym pomyśle.
Obciążenia monitoruje z kolei firma AiCOACH, której twarzą jest były piłkarz m.in. Polonii Warszawa Piotr Dziewicki.
– Znacie system kamizelek Catapult Sports? Stworzyliśmy polski odpowiednik, służący monitorowaniu zawodników w czasie rzeczywistym, ale robimy to w zupełnie rewolucyjny sposób – rozpoczyna Dziewicki, któremu również trudno odmówić pasji i wizji stworzenia czegoś większego.
AiCOACH zbiera dane i prowadzi zaawansowane analizy statystyczne. Algorytmy sztucznej inteligencji wykrywają w nich anomalia, mogąc w ten sposób zaradzić np. kontuzjom.
Dlaczego polski pomysł wyróżnia się na tle konkurencji? Do pomiarów nie są wykorzystywane dodatkowe urządzenia, których produkcja najczęściej sporo kosztuje. Całą robotę wykonuje… telefon komórkowy.
Dziewicki: – W telefonach umiejscowione są sensory i my z nich korzystamy. Moduł GPS, akcelerometr, żyroskop, magnetometr – z tych sensorów zbieramy dane, wyliczamy wskaźniki, zmienne, indeksy. Trener widzi je na tablecie, a później na tych danych odbywają się analizy. Można na nich opierać planowanie swoich treningów.
Radykalne zmniejszenie kosztów takich działań może doprowadzić do tego, że profesjonalne analizy będą za chwilę ogólnodostępne. Nie tylko na poziomie Ekstraklasy, ale także w rozgrywkach młodzieżowych.
Poszukiwanie przewag w innowacjach to przy Fleminga codzienność. Escola szykuje się aktualnie do montażu kamer do monitoringu wizyjnego treningów i meczów. Kolejny świeży, raczkujący projekt, który cały proces szkolenia w akademii ma znacząco wspomóc.
Przy całej tej cyfryzacji i wykorzystaniu nowoczesnych technologii, dla Wilczyńskiego bardzo ważna jest etyka. Kultura i wzorowe zachowanie to wartości, które swoim podopiecznym stara się wpajać na każdym kroku.
Faktycznie, sami zwróciliśmy uwagę na, choćby, przywitanie. Zwyczajne „dzień dobry” usłyszeliśmy na terenie całego kompleksu zdecydowanie więcej razy, niż wskazywałyby na to powszechne normy.
Zawodnicy zobowiązani są przestrzegać kodeks etyczny i regulamin, jednak w wielu miejscach o takich kwestiach tylko się mówi. W Escoli teoria przerodziła się w praktykę.
Miła i rodzinna atmosfera to coś, na czym Wilczyńskiemu bardzo zależy. Chce, by klub, jego otoczenie, rodzice i wszyscy goście czuli się u niego jak u siebie w domu. Wybudował nawet przy boiskach kawiarenkę, w której można wypić kawę lub zjeść coś podczas zajęć.
Założyciel akademii uwielbia szczegóły i detale, za pomocą których usprawnia codzienne funkcjonowanie swojego centrum. Kiedy trzeba – podnosi śmieć, naprawia zerwane siatki. Dba o miejsce swojej pracy i zależy mu na tym, by inni również angażowali się w ten proceder.
Irytuje się na niektóre sytuacje, ale nie pozostawia ich bez rozwiązania. Ostatnio na przykład boiska podzielił na cztery strefy – A, B, C i D. Dziś wiadomo już kto, kiedy i gdzie ma odbywać swoje zajęcia. Nie tylko na jakim boisku, ale i w którym jego obszarze. Bez takiej rozpiski każdy rozkładał plac treningowy przy ławkach, a murawa w tych miejscach, najmocniej eksploatowana, wyglądała fatalnie.
Wilczyński żartuje nawet, że ze stażu w VfL Wolfsburg przywiózł… patent na szczotki do czyszczenia butów. Tam zobaczył je na łańcuszkach. W Escoli, jak w Niemczech, w przeszłości „znikały”. Bo mało kto odkładał je na odpowiednie miejsce. Dziś problem został rozwiązany.
Prezes chce być w akademii jednym z wielu. Często zaprasza swoich pracowników na rozmowy, mówi o tym, co mu się nie podoba. Drzwi do jego gabinetu są otwarte.
Profesjonalizm całej Escoli przeradza się już także w efekty, które zaczynają być miarodajne.
W kadrach młodzieżowych Polski, Litwy czy Słowenii warszawianie mają swoich przedstawicieli. W trakcie naszej wizyty, na testach w Bayerze Leverkusen przebywał z kolei Aleksander Stawiarz. Co chwila słyszmy o kolejnych kierunkach.
Wilczyński: – Po sześciu latach szkolenia, bo jako Escola kończymy szósty sezon, możemy pochwalić się wicemistrzostwem Polski w U16, obecnością w trzech Centralnych Ligach Juniorów – U15, U17 i U18 oraz tym, że posiadamy czołowe zespoły w Ekstraligach Mazowsza. Mamy reprezentantów Polski, Litwy czy Słowenii. Nasi wychowankowie występują w kadrach młodzieżowych, a jest ich już kilkunastu! Poza tym zrobiliśmy kilka spektakularnych transferów, jak ten Marcina Bułki do Chelsea, Balthazara Pierret do Nicei czy ostatnio Žan-Luk Lebana do Evertonu i Titasa Milašiusa do Wisły Płock.
Takich efektów nie byłoby bez odpowiedniej kadry szkoleniowej. „Jeśli chcesz mieć dobrą firmę, zadbaj o swoich pracowników” – to maksyma, której Wilczyński nauczył się przez lata pracy. I którą wdrożył, gdy tylko jego akademia stawiała pierwsze kroki.
Postawił na młodych. Kandydaci na trenerów, często studenci, byli chłonni wiedzy. Nie mieli też złych nawyków, uczyli się fachu według wartości, które stać miały się podstawami funkcjonowania Escoli. Dziś oni stanowią 90% kadry.
A zarabiają nieźle, bo poza klubem pracują jeszcze w szkołach, jako wuefiści, czy w innych branżach. Dzięki akademii zapewnione mają komfort życia i higienę pracy, której mogą oddawać się w gabinetach przy Fleminga.
Młodzi otrzymują 2400 złotych netto, ci z większym stażem – 3000 złotych na rękę. Prowadzenie pierwszego zespołu w danym roczniku to nawet 3500 złotych, a wypłaty koordynatorów i osób, które zajmują się dodatkowo jakimiś organizacyjnymi obowiązkami – przekraczają nawet 4000 złotych.
W skali kraju zaskakują nie tylko okazałe kwoty (niestety znamy realia dot. szkolenia młodzieży), ale i upublicznianie ich oraz całkowicie transparentne podejście do tematu wypłat.
– W mojej filozofii prowadzenia akademii najważniejsi są ludzie. Tutaj przeważa grupa zawodowa trenerów. Oni są najważniejszym elementem szkolenia. Całe życie uważałem, że ludzie stanowią wielki kapitał, a ich wiedzę, zaangażowanie, kreatywność i doświadczenie cenię najbardziej. Boiska można zbudować, mosty można zbudować, drapacze chmur również. Kapitał ludzki tworzy się natomiast latami. Jeśli masz dobrych, mądrych ludzi, wszystko szybko idzie do przodu – argumentuje Wilczyński.
Akademia, trenerzy, inwestycje – konsumpcja zdaje się być w Escoli ostatnią na liście priorytetów. Gdy więc Bułka przeszedł do Chelsea, pieniądze za jego transfer włożono znów w rozbudowę ośrodka.
W ostatnich miesiącach Escola podpisała też umowę o współpracy z Wisłą Płock. Do oddalonego od stolicy o nieco ponad sto kilometrów miasta trafiać mają najlepsi, którzy mają szanse na debiut w Ekstraklasie. Tam mają się ogrywać i dojść piłkarsko do poziomu, który zagwarantuje transfer na Zachód.
Titas Milašius to pierwszy owoc wspólnej inicjatywy z Wisłą, do której Litwin trafił za niską kwotę. Ewentualnym zyskiem z jego transferu płocczanie podzielą się jednak z Escolą.
Wilczyńskiemu marzy się za kilka lat również zespół seniorów na wysokim ligowym poziomie. Dziś jego drużyna walczy o awans do IV ligi i ma szanse, by w przyszłym sezonie w niej wystąpić.
Co jeszcze zmieni się w najbliższych latach przy Fleminga? Sami jesteśmy tego ciekawi.
Chociaż spodziewaliśmy się, że Escola działa na większą skalę, niż wielu pierwszoligowców, których mieliśmy okazję wizytować w tej rundzie, nie myśleliśmy, że warszawianie robią to z aż takim rozmachem. I pomysłem, bo kreatywności nie brak im na każdym kroku.
– Wiele rzeczy robimy jeszcze niedoskonale i zdajemy sobie z tego sprawę – tonuje nastroje Wilczyński. – Świadomość tej niedoskonałości powoduje jednak, że będziemy pracować jeszcze lepiej – podsumowuje z uśmiechem.
PRZEMYSŁAW MAMCZAK
Wideo: MATEUSZ STELMASZCZYK