Reklama

Oficjalnie: kryzys Ligi Mistrzów był chwilowy

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2019, 23:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Narzekaniom nie było końca, ba, sami czasem podłączaliśmy się do głównego nurtu i kręciliśmy nosem. Ile razy można oglądać Real z Lyonem? Ile razy można patrzeć na derby Madrytu? Jak jeszcze długo będziemy zmuszeni znosić kiszenie się wiecznie w tym samym niemiecko-angielsko-hiszpańskim sosie? Trudno było nie odnieść wrażenia, że w pewnym momencie Liga Mistrzów zaczynała dojeżdżać do ściany.

Oficjalnie: kryzys Ligi Mistrzów był chwilowy

Jesienią mocarze obtłukiwali grupowych dostarczycieli punktów, wiosną w pierwszej rundzie żegnali ciekawostki, a potem mierzyli się między sobą, cały czas w tych samych, albo bardzo zbliżonych kombinacjach.

Nic dziwnego, że nawet dziś, gdy już wiemy, że w finale Ligi Mistrzów zmierzy się Tottenham z Liverpoolem, słychać przede wszystkim o świeżości. To słowo odmieniane przez wszystkie przypadki – świeży półfinalista z Amsterdamu, świeżak na tym poziomie – Tottenham. Słusznie, w stu procentach prawdziwie, pisze się: to najlepsza Liga Mistrzów od lat.

To wszystko prawda, po raz pierwszy od dawna mieliśmy holenderski klub na takim etapie, po raz pierwszy od dawna w czwórce zabrakło Realu Madryt. Do tego ta dramaturgia, pościgi, gole, sama jakość spotkań, gdzie niczym szczególnym nie były kilkubramkowe remontady, czy absolutnie sensacyjne zwycięstwa drużyn skazywanych na pożarcie. Piękną historię pisał Ajax, banda dzieciaków, które z gracją, polotem i wyjątkową finezją odprawiły do domu otłuszczonych leniwców z Realu Madryt i Juventusu Turyn. Przebieg dwumeczu Barcelony z Liverpoolem z pewnością będzie kiedyś tematem niejednej książki, najświeższy epizod, czyli Tottenham wracający z wyniku 0:3 na przestrzeni 35 minut, to również kawał pięknej opowieści.

Tak, to absolutnie kapitalna edycja Ligi Mistrzów. Tak, to ogromny powiew świeżości.

Reklama

Ale jedna myśl nie daje nam spokoju. Czy pisząc: „najlepsza edycja Ligi Mistrzów od lat”, nie mamy czasem na myśli: „najlepsza edycja Ligi Mistrzów od 12 miesięcy”?

Przecież poprzednia edycja to fantastyczna przygoda Romy, która zdołała odrobić stratę z pierwszego meczu z Barceloną. Totalny „underdog” przystąpił do meczu u siebie z podobnym nastawieniem, jak Liverpool wczoraj. I cyk, mimo całej ofensywnej potęgi Katalończyków, bramki zdobywali Dzeko, De Rossi i Manolas. A Roma w półfinale? Z Liverpoolem? 2:5 w pierwszym meczu i naprawdę szalony pościg za The Reds w rewanżu, 4:2 na własnym terenie, choć przecież już w 9. minucie meczu, po golu Mane, wydawało się, że kończą się emocje w tej fazie Champions League.

Mało? A pogoń Juventusu za Realem na Santiago Bernabeu? Gol Cristiano Ronaldo w 98. minucie grania? Jego przewrotka? Trzeci triumf Zidane’a z rzędu – tego samego Zizou, który przychodził do Realu jako połączenie strażaka i zderzaka, tymczasem w trzy lata przeskoczył pod względem triumfów w Lidze Mistrzów całą czołówkę trenerów świata.

Okej, cofnijmy się jeszcze o sezon, edycja 2016/17. Już pal licho, że Legia z Dortmundem zrobiła show na pół Europy z 12 golami, przypomnijcie sobie AS Monaco. Przecież to był wypisz-wymaluj Ajax 2019 – banda małolatów, która bez żadnych kompleksów wjechała na koniach w najbardziej uznane zespoły Europy. Dwumecz z Manchesterem City, popisy Kyliana Mbappe, a wszystko jeszcze przy udziale Kamila Glika – to były magiczne chwile, które przełamywały wszystkie „ligomistrzowe” schematy. 6:6 w dwumeczu? W dwumeczu zespołu z Księstwa, który właściwie niedawno zaczął się odradzać po II-ligowej banicji, z potężnym Manchesterem City prowadzonym przez Pepa Guardiolę? Szaleństwo, absolutne szaleństwo.

A to był dopiero początek. Chwilę później Barcelona dokonała niemożliwego. 0:4 w pierwszym meczu z PSG, 6:1 w rewanżu. Coś, czego nie spodziewali się nawet najwięksi katalońscy optymiści, coś, co wydawało się scenariuszem przesadzonym nawet jak na niedzielne kino familijne. A jednak, to się po prostu stało. Trzy gole między 88. minutą a końcowym gwizdkiem. Nadal mało? Okej, przypominamy – Leicester City ograło Sevillę, a i w ćwierćfinale nie odstawało od Atletico Madryt. Hat-trick Ronaldo z Bayernem, z czego dwa gole już w dogrywce? Mówi to panu coś, panie Boczek?

Tak, w Lidze Mistrzów trwa właśnie apogeum karnawału. Dzieje się coś, co się nie działo latami, a może nawet coś, co nie działo się nigdy.

Reklama

Ale ten piękny lot to nie tylko ten sezon. To ostatnich kilkadziesiąt miesięcy, podczas których skostniała liga bogaczy zamieniła się w wiejską potańcówkę, na której ktoś rozdał biesiadnikom fajerwerki i rewolwery.

Błagamy, niech ta fiesta się nie kończy.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...