Opadł kurz po szlagierowym starciu Lechii z Legią. Wielu po zwycięstwie Wojskowych uznało z miejsca, że sprawa mistrzostwa Polski jest już rozstrzygnięta, a tytuł znowu powędruje do Warszawy w myśl spiżowych słów Dominika Furmana: “I tak Legia, panowie!”. To całkiem prawdopodobne, lecz jeszcze – mimo wszystko – nie pewne. Legioniści, żeby mieć już pełen komfort w ostatnich kolejkach sezonu, muszą dzisiaj pokonać gliwickiego Piasta. Albo przynajmniej z nim nie przegrać. Tymczasem ekipa Waldemara Fornalika w ostatnich tygodniach zbiera lepsze recenzje za swoje występy niż Lechia i Legia razem wzięte. Pytanie tylko, na ile gliwicka drużyna zdoła kapitalną formą zademonstrować również przy ulicy Łazienkowskiej?
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Nawet będący w gazie Piast często ma problemy, żeby akurat przeciwko Legii pokazać pełnię swych umiejętności.
Stadion Wojskowych od dawien dawna nie jest żadną twierdzą, choć trzeba przyznać, że obrońcy tytułu punktują w tym sezonie przed własną publicznością naprawdę regularnie, zwłaszcza w ostatnim czasie. Przytrafiła im się co prawda żenująca klęska z Wisłą Płock (1:4), ale poza tym – mają zupełnie przyzwoity bilans domowych gier. Dziesięć zwycięstw, trzy remisy, trzy porażki. Lepsi na własnym obiekcie są wyłącznie… gliwiczanie. Aż trzynaście triumfów, trzy remisy i zaledwie jedna porażka, poniesiona z resztą na początku sierpnia.
Poniesiona z – a jakże! – Legią. Choć był to dla warszawskiej drużyny bodaj najczarniejszy moment sezonu, ligowe starcie wciśnięte w środek dwumeczu hańby z luksemburskim Dudelange. W roli tymczasowego trenera podczas sierpniowego meczu z Piastem wystąpił zresztą nie kto inny, tylko Aco Vuković, który próbował rozpaczliwie gasić pożar pozostawiony w szatni przez poprzednika. Potem – w październiku – Piast przed własną publicznością odpadł z Legią z rozgrywek Totolotek Pucharu Polski, by wreszcie zebrać od Wojskowych w cymbał w grudniu, to już przy Łazienkowskiej.
LEGIA JAK ZWYKLE WALNIE U SIEBIE PIASTA?
KURS W TOTOLOTKU. 1.95 TO KUSZĄCA OPCJA!
Już przed tym grudniowym spotkaniem sporo się mówiło o obiecującej grze Piasta. Jednak gliwiczanie zostali w Warszawie kompletnie stłamszeni, przegrywając 0:2. Choć Legia wyszła na prowadzenie już po dwudziestu minutach gry, Piast po przerwie nie oddał nawet jednego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Radosława Majeckiego. Trudno tu mówić nawet o próbie postawienia się faworyzowanemu przeciwnikowi. Mecz stał zresztą generalnie na żenującym poziomie – również dlatego, że goście przyjechali do Warszawy potężnie osłabieni kontuzjami i pauzami za kartki.
W 2008 roku Legia pierwszy raz zmierzyła się z Piastem na poziomie Ekstraklasy. Rzecz jasna wygrała, a swojaka w tamtym spotkaniu zdobył niejaki Kamil Glik. W sumie mieliśmy 21 meczów między tymi ekipami. Czy to ligowych, czy też pucharowych. Liczby mówią same za siebie – piłkarze ze stolicy wygrali aż 15 takich starć, zremisowali czterokrotnie i przegrali ledwie dwa razy. U siebie jeszcze nigdy nie zostali przez śląską drużynę pokonani. Piast ugrał przy Łazienkowskiej ledwie dwa remisy. I to tyle.
Legia z Piastem u siebie. fot. Transfermarkt
Gliwiczanie to jeden z ulubionych przeciwników Legii w całej historii jej występów w polskiej Bundeslidze. Wojskowi notują na ten moment 68.4% zwycięstw w ligowych meczach z Piastem. Lepiej im się wiedzie tylko z Arką (68.8%), Cracovią (70%), Zagłębiem Sosnowiec (100%) i Miedzią (100%), jeżeli brać pod uwagę aktualnych ekstraklasowiczów.
Ulubieni rywale Legii w lidze od sezonu 2008/09. fot Transfermarkt
A przecież zdarzyło się już w przeszłości, że batalia Legii z Piastem przy Łazienkowskiej decydowała o tytule mistrzowskim. Mowa tu oczywiście o sezonie 2015/16, kiedy Legia dowodzona przez niezapomnianego Stanisława Czerczesowa zgniotła – przynajmniej na tablicy wyników – gliwiczan w 35. kolejce sezonu, już w rundzie finałowej i po podziale punktów. 4:0 w meczu na szczycie Ekstraklasy to jednak nieczęsta okoliczność. Z pozoru – blamaż.
Podopieczni Radoslava Latala rozgrywali wówczas wspaniały sezon, lecz w kulminacyjnym momencie zostali po prostu rozgromieni. Co wcale nie oznacza, że zaprezentowali się jakoś szczególnie dramatycznie.
“Patrzysz na wynik – 4:0 – i myślisz sobie: absolutna dominacja. Zmiażdżenie rywala, rozjechanie go walcem, lanie po dupie i patrzenie, czy równo puchnie. Nie, w rzeczywistości ten mecz tak nie wyglądał. W pierwszej połowie bardziej podobał nam się Piast. Może trochę to dziwnie brzmi, biorąc pod uwagę, że schodził na przerwę z dwoma sztukami w plecy, ale tak właśnie było. Panoszyli się na połowie Legii dość odważnie, gospodarze z kolei grali na lekkiej spince, niepewnie. Czuć było, że cały tydzień w Gliwicach jak mantrę powtarzali tylko jedno zdanie: oni muszą, my możemy. Piast mógł się podobać, ale dzisiejszy mecz oddzielił chłopców od mężczyzn. Chłopcy grali w piłkę, mężczyźni strzelali bramki” – pisaliśmy w relacji z tamtego spotkania.
LEGIA PEWNIE SIĘ NIE OBRAZI NA REMIS W DZISIEJSZYM SPOTKANIU
TOTOLOTEK PŁACI AŻ 3.45 ZA “X”, CAŁKIEM NIEŹLE!
To ostatnie zdanie chyba dość dobrze oddaje specyfikę ligowej rywalizacji Piasta z Legią. Jak już wspominaliśmy, gliwiczanie dwukrotnie pokonali Legię – raz w 2014, raz w w 2015 roku. Ale nigdy wiosną. Nigdy pod największym ciśnieniem.
Waldemar Fornalik zdaje się rozumieć, że lata porażek odcisnęły swoje piętno na jego drużynie. Mówił ostatnio Gazecie Wyborczej: – Piast nigdy nie wygrał w Warszawie, ale Fornalik wygrał. Statystyki statystykami, ale to jest mecz – wszystko jest możliwe! (…) Na pewno czuć świadomość, jaki mecz przed nami. Świadomość, do jakiej sytuacji nasza drużyna doprowadziła: że na cztery kolejki przed końcem w dalszym ciągu liczymy się w grze o mistrzostwo Polski. Wiadomo, że przed rozgrywkami o mistrzostwo grało 16 zespołów, bo takie jest założenie. Ale teraz przed nami mecz z Legią, która w ostatnim czasie ustabilizowała formę, która ma bardzo silny skład. Ale jedziemy zagrać tam zagrać dobry mecz.
Wydaje się, że zarażenie swoich podopiecznych tą pewnością siebie jest najważniejszym zadaniem dla trenera Fornalika przed dzisiejszym hitem. Piłkarsko Piast już się w tym sezonie obronił – wiemy, że to drużyna świetnie zorganizowana. Wiemy, że gra tam kilku piekielnie interesujących zawodników, którzy na najważniejszy etap sezonu przygotowali zdecydowanie topową dyspozycję.
Jeżeli Piast zagra swoją najlepszą piłkę, może Legię pokonać. Co do tego nie ma wątpliwości.
Tylko cóż z tego, jeżeli nogi zawodników z Gliwic spęta świadomość, że zwycięstwo z Legią naprawdę szalenie zwiększa szansę na mistrzowski tytuł? I ta perspektywa (jak zwykle) okaże się przytłaczająca dla piłkarzy Piasta, a zawodników Legii (jak zwykle) potrójnie zmotywuje?
– Wiele meczów było w naszym wykonaniu dobrych i musimy to powiedzieć z nieskromną satysfakcją, bo nie możemy zakłamywać rzeczywistości – mówił ostatnio Fornalik w rozmowie z Weszło. Szkoleniowiec gliwiczan z trudem ukrywa podekscytowanie pod maską swojego standardowego chłodu i spokoju. Jednak widać w jego oczach, że zwietrzył okazję na zgarnięcie pełnej puli w lidze i nie ma zamiaru jej łatwo wypuścić. – Jaki będzie wynik na koniec? Mój kolega już kiedyś powiedział, że to Puchar Maja. Wielu trenerów może mówić, że po fazie zasadniczej zająłem to i to miejsce. Nie, nie, miejsca się rozdaje na koniec sezonu i to będzie dla nas klamra.
PIAST WRESZCIE SIĘ PRZEŁAMIE I WYGRA PRZY ŁAZIENKOWSKIEJ?
ALEŻ TO BY BYŁ DYM W LIGOWEJ TABELI! TOTOLOTEK SZANSE PIASTA WYCENIA NA 4.00!
Już teraz można powiedzieć, że Piast ma za sobą udany sezon. Powtarza się zatem sytuacja z 2016 roku – gliwiczanie dzisiaj niczego nie muszą. Jeżeli skończą sezon na trzecim miejscu w tabeli, to i tak będzie można odtrąbić wielki sukces. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. A schrupanie Legii w wiosennym meczu na szczycie to wciąż smakołyk, jakiego gliwickie podniebienia nie znają.
I jeśli nie uda się dziś zakosztować triumfu przy Łazienkowskiej, to kolejna okazja może się prędko nie powtórzyć.
fot. FotoPyk