Poprowadził ponad 1200 spotkań w roli arbitra głównego. Osiem lat po debiucie sędziowskim – mecz Cresovia Górowo Iławeckie-Polonia Lidzbark – znalazł swoje miejsce w ekstraklasie, a zwieńczeniem jego kariery były występy na arenie międzynarodowej. Jako pierwszy polski arbiter sędziował spotkania mistrzostw świata. W 1978 roku w Argentynie oraz w 1982 roku w Hiszpanii.
Alojzy Jarguz dzięki swoim osiągnięciom stał się sędzią bardzo zasłużonym i utytułowanym. Przykładem dla innym. Inspiracją.
Zmarł dziś, w wieku 85 lat.
– Dotarła dziś do nas bardzo smutna wiadomość… W wieku 85 lat zmarł Alojzy Jarguz. Rodzinie i bliskim składamy wyrazy głębokiego i szczerego współczucia – podał Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, wprawiając całą Polskę w ponury nastrój.
Z czego zapamiętamy sędziego Jarguza?
Przede wszystkim z mundialów. Co ciekawe o tym, że pojedzie do Argentyny dowiedział się z telewizji. – O nominacji dowiedziałem się z Dziennika Telewizyjnego, Tomasz Hopfer przeczytał moje nazwisko. Dla mnie było to ogromne zaskoczenie, bo nie byłem jeszcze sędzią z odznaką FIFA. Zamiast niej miałem polskie godło. Muszę przyznać, że dostać się do elity UEFA czy FIFA to niezwykle trudna rzecz – mówił swego czasu w wywiadzie dla Onetu.
Sędziował mecz otwarcia, Peru-Iran. Cztery lata później spotkanie pomiędzy Związkiem Radzieckim a Szkocją. Z kolei w meczach Belgii z Argentyną i Belgii z Salwadorem odgrywał rolę arbitra liniowego.
Po mistrzostwach świata, co zapowiadał wcześniej, zakończył karierę.
Karierę barwną, przypadającą na czasy powszechnej korupcji. Jemu również zarzucano branie łapówek. – On sam się od tego odżegnuje, twierdzi, że na propozycje korupcyjne reagował jak pies, a wszyscy ci, którzy zarzucali mu nieetyczne postępowanie, przegrali z nim sprawy przed sądem – pisał Przemysław Pawlak, dziennikarz “Piłki Nożnej”.
To własnie jemu Jarguz opowiadał o jednym z najbardziej specyficznych meczów, jakie przyszło mu sędziować. Śląsk Wrocław-Wisła Kraków. Wrocławianom, walczącym o mistrzostwo Polski, wystarczył remis.
– Stadion nabity ludźmi, a oni grają: ty do mnie, ja do ciebie. Wychodzimy na drugą połowę, stoi wysoko postawiony generał związany z wojskowym Śląskiem i kręci głową: – „My tego meczu nie wygramy, walizka pieniędzy krąży po stadionie”. Nie przywiązywałem do tego wagi, ale wydawało mi się nieprawdopodobne, żeby poświęcić mistrzostwo Polski. Druga połowa jednak to samo: ty do mnie, ja do ciebie. – To ja was k…, urządzę – pomyślałem. Kilka minut przed końcem Śląsk miał rzut rożny, zakotłowało się, gwizdnąłem karnego. Na dobrą sprawę, nikt by mi tego nie udowodnił, bo naskok rzeczywiście był. I kto do mnie leci z pretensjami? Śląsk! – Za co, za co ten karny? – Kątem oka zauważyłem, że się naradzają i znowu myśl: nie strzelą. Mistrzem Polski został wtedy Widzew.
Po zakończeniu kariery był obserwatorem i kwalifikatorem na najwyższych szczeblach. Gdy w 2001 roku upadł Stomil, został pierwszym prezesem nowego tworu – stowarzyszenia OKP Warmia i Mazury. W międzyczasie był dyrektorem Zagłębie Lubin. Ostatnio działał aktywnie w Warmińsko-Mazurskim Związku Piłki Nożnej.
Cześć jego pamięci.
Fot. Newspix.pl