Reklama

Chyba trochę zakochaliśmy się w Ajaksie

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2019, 23:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli ktoś nie był dziś zachwycony grą Ajaksu, to znaczy, że chyba nic już go w piłce nie zachwyci. Drużyna z Amsterdamu znów rzuciła faworyta na kolana na jego stadionie. Juventus nie dostał aż 1:4 jak Real Madryt, choć spokojnie mogło się tyle skończyć. Pięknie, po prostu pięknie grają dzieciaki Erika ten Haga!

Chyba trochę zakochaliśmy się w Ajaksie

Nie potrafiliśmy w tym meczu trzymać kciuków za Juventus, mimo że w bramce miał Wojciecha Szczęsnego. Ajax grał tak, że po prostu niegodziwością byłoby nieżyczenie mu awansu. Holendrzy w tej edycji są dla Ligi Mistrzów niczym morska bryza po pobycie w zatęchłej piwnicy. Prezentują coś nowego, świeżego, wspaniałego, kompletnego. Są jak rockandrollowcy z lat 60., którzy przejmują mikrofon od swoich staruszków i pokazują im, jak się teraz trzeba bawić.

Naprawdę, można było na nowo zakochać się w futbolu, a to bardzo trudne, gdy od lat ogląda się kilkaset meczów rocznie. A gdyby jeszcze Hakim Ziyech i David Neres częściej dokonywali optymalnych wyborów (tutaj nadal zdają się mieć spore rezerwy), mielibyśmy do czynienia z jakimś historycznym pogromem Juventusu na turyńskiej ziemi.

W takich okolicznościach wielkim paradoksem jest fakt, że Ajax awans zapewnił sobie po golach raczej mało ekskluzywnych. Ten na 1:1 był po prostu z dupy, nazywajmy rzeczy po imieniu. Ziyech chciał strzelać sprzed pola karnego, ale totalnie mu zeszło, dzięki czemu zupełnie przypadkowo w idealnej sytuacji znalazł się Donny van de Beek. Wykorzystał ją jak najbardziej rasowy snajper na świecie, które całe życie czeka na takie piłki niczym sęp na padlinę. Decydująca bramka to natomiast rzut rożny. Po prostu. Grasz wspaniale, uczta dla oczu, a wszystko przesądza zwykły korner, z którego równie dobrze mogłaby strzelić Wisła Płock. Bywa i tak. Inna sprawa, że Matthijs de Ligt wyskoczył perfekcyjnie, idealnie uderzając głową między dwoma wyskakującymi rywalami. Można więc mówić o nutce szczęścia, ale Ajax bardzo temu szczęściu pomógł.

Goście z Amsterdamu na początku musieli się rozkręcić. Trwało to ze 20 minut i zatrybiło. Zanosiło się, że gol dla Holendrów jest kwestią czasu. I wtedy prowadzenie objęła „Stara Dama” – też z rzutu rożnego. Wrzutka, Cristiano Ronaldo zgubił krycie i zrobił swoje. Sędziowie analizowali jeszcze, czy nie było faulu, ale powtórki pokazały, że to dwóch zawodników Ajaksu wpadło na siebie. Bramka prawidłowa.

Reklama

Nie wiadomo, jak by się dalej mecz potoczył, gdyby piłkarze Ten Haga tak szybko nie wyrównali. Ale zrobili to i nabrali jeszcze większej pewności siebie. Druga połowa była ich popisem, pokazem dobrze rozumianej piłkarskiej bezczelności. Juventus głównie się przyglądał i biegał za piłką, którą – jeśli już miał ją przy nodze – najczęściej błyskawicznie tracił. Gra Ajaksu w odbiorze to osobny temat, godny pracy doktorskiej. Po przerwie chwilami odnosiliśmy wrażenie, że profesorowie futbolu przyjechali do swoich uczniów, każąc im stanąć i się uczyć. Ewentualnie od czasu do czasu pozwalali bić brawo. Obrona „Juve” bez kontuzjowanego Giorgio Chielliniego była jak wojsko bez dowódcy, każdy szedł w swoją stronę.

Mimo w pełni zasłużonego awansu Ajaksu polscy patrioci piłkarscy też swoje otrzymali. Wojciech Szczęsny długo utrzymywał zespół przy życiu. Błysnął zwłaszcza na początku drugiej połowy. Najpierw zatrzymał Ziyecha, a później cudownie obronił zmierzający pod poprzeczkę strzał Van de Beeka. Można było się delektować powtórkami.

Mistrzowie Włoch po utracie drugiej bramki byli w zasadzie bezradni, nic nie potrafili zrobić. Ajax kontrolował przebieg wydarzeń. Rewanż za przegrany finał z 1996 roku został wzięty i to tak, że znokautowany jeszcze długo będzie pamiętał lanie.

Ajaksie, nie zmieniaj się. Do końca bądź sobą, bo taki jesteś najlepszy.

Reklama

Juventus – Ajax 1:2 (1:1)
1:0 – C. Ronaldo 28′
1:1 – Van de Beek 34′
1:2 – De Ligt 67′

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...