Tak po prawdzie, to obie drużyny mogły zejść z boiska już po pół godziny gry, gdy do Poznania dotarły wieści o prowadzeniu Zagłębia z Wisłą. I Jagiellonia, i Lech był wówczas już pewne gry w górnej ósemce. Lechici wyszli z założenia, że skoro wygrać nie muszą, to sobie poleżakują. A goście uznali, że w sumie punktować warto. I zapunktowali za trzy.
Zapewnianie górnej ósemki przyszło Lechowi jak wyrzynanie się “ósemek”. Ból, stany zapalne, dyskomfort. Gdyby dziś spółka Ekstraklasy miała do wykorzystania odwróconą dziką kartę, czyli możliwość wyrzucenia z grupy mistrzowskiej jednej drużyny, to jesteśmy przekonani, że cała piłkarska Polska domagałaby się wysłania jej do Poznania. Na grę Lecha nie da się patrzeć – to przyjemność porównywalna z uderzaniem piszczelem w metalową poręcz. Ani to nie ma sensu, ani nie sprawia przyjemności.
Jaga też w Poznaniu nie zagrała wielkiego meczu. To nie było spektakularne lanie zespołu, który miał problemy z wyprowadzaniem piłki, z dogrywaniem jej w pole karne przeciwnika i z odbieraniem jej rywalowi. To było chłodne wypunktowanie zespołu, który był kompletnie pozbawiony pewności siebie. Wystarczyły dwa stałe fragmenty gry – rzut karny i rzut rożny. I wystarczył Imaz. Ten sam Jesus Imaz, którego Lech zimą mógł wziąć, ale Adam Nawałka uznał, że nie będzie rozbierał pogrążonej w problemach Wisły Kraków.
Hiszpan najpierw wykorzystał to, że Rogne nie trzymał rąk przy sobie, gdy przeciwnik obok bawi się w żonglerkę (czy karny był słuszny – czort wie, powtórki nie do końca wyjaśniają to, czy Rogne zagrał rozmyślnie, ale raczej tak). A później wykorzystał to, że lechici ponownie żenująco kryli rywali przy kornerze. Napastnik zostawiony w polu karnym? A cóż tu mogło się złego stać?
Ekipie Mamrota nie przeszkodziło nawet to, że Novikovas doznał na samym początku meczu poważnego urazu ręki. Litwin schodził z boiska na raty, bo ręka bolała go tak mocno, że co kilka kroków musiał robić przerwę na oddech. Ale nawet bez swojego najlepszego piłkarza białostoczanie dochodzili do szans strzeleckich. Świetną sytuację miał Romanczuk, kilkukrotnie po dośrodkowaniach zagotowało się pod bramką Putnockiego. Zresztą Słowak nogami grał dzisiaj tak, że zastanawialiśmy się, czy to nie jest jakiś gość wypożyczony z Waterpolo Poznań.
Jedyna akcja warta uwagi ze strony Lecha to tak na trybunach, gdy kibice zgrabnym zaśpiewem kpili z wiceprezesa Rutkowskiego. “Piotrek! Co? Czy tata wie, czy tata wie, co w tym Lechu odpierdala się?”. I cóż, wydaje się, że życzenie Karola Klimczaka sprzed roku w tym sezonie może się nie spełnić:
Aha, trener Mamrot powiedział po meczu, że sprawa z Novikovasem może być poważna. Jeśli to będzie złamanie barku, to Litwin w tym sezonie już raczej nie zagra. A jeśli mielibyśmy wróżyć z tego, z jaką miną schodził z boiska, to na zwichnięciu może się to nie skończyć.
Lech z kolei w przyszłym tygodniu ogłosi listę zawodników, z którymi na pewno po tym sezonie się pożegna. I to może być jedyna pozytywna informacja, którą Kolejorz będzie mógł wypuścić w nadchodzących zmian.
[event_results 575856]