Reklama

Od Jardela do Militao – jak na zakupy, to tylko do Porto

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

09 kwietnia 2019, 14:09 • 21 min czytania 0 komentarzy

FC Porto to klub od wielu lat żyjący według ponadczasowej zasady biznesowej – tanio kupić, drożej sprzedać i wódki się też napić. Portugalska drużyna słynie z umiejętnego wprowadzania piłkarzy na europejskie salony, a później ze sprzedawania ich za tłuste sumki do którejś z najbogatszych ekip Starego Kontynentu. Nazwiska? Można wymieniać w nieskończoność. Na Estadio do Dragao właściwie co roku inkasują potężną forsę za jakiegoś kozaka, który demonstruje potencjał, by stać się w przyszłości kozakiem jeszcze większym. Nie każdy oczywiście robi później piorunującą karierę, no ale to już nie jest sprawa działaczy Porto, prawda? Oni swoje zrobili.

Od Jardela do Militao – jak na zakupy, to tylko do Porto

Znaleźli, wypromowali, zarobili. Interes się kręci.

Do letniego okienka transferowego jeszcze dość daleko, lecz pierwszy hit transferowy z udziałem zawodnika Porto mamy już w tym sezonie za sobą. Eder Militao zmieni niebiesko-biały pasiak na śnieżnobiałą koszulkę Realu Madryt, by nadać nową jakość defensywie Królewskich. Klasyczny biznes dla portugalskiej ekipy – wyłowili chłopaka ze złotodajnej akademii Sao Paulo i ściągnęli do siebie za cztery miliony euro. Z dzisiejszej perspektywy już wiemy, jak wielka to była promocja. – Gdyby Porto wtedy go nie kupiło, prawdopodobnie wkrótce kosztowałby kilka razy więcej. Porto zwietrzyło okazję i ją świetnie wykorzystało – komentował sytuację Tomasz Ćwiąkała.

Porto pokona na wyjeździe Liverpool? Kurs 10.00 w ETOTO

Urodzony w styczniu 1998 roku Brazylijczyk dostał kontrakt na pięć lat, a zatem na wystarczająco długi czas, by odpowiednio przygotować go do rywalizacji z europejskimi napastnikami, wpoić pewne taktyczne niuanse, których – przede wszystkim z racji na młody wiek i nikłe doświadczenie w  seniorskiej piłce – defensor mógł jeszcze nie podłapać w rodzimej lidze. Jednak Militao okazał się wyjątkowo pojętnym uczniem. Zadebiutował w portugalskiej ekstraklasie we wrześniu 2018 roku, a Real już teraz zapłacił za niego 50 milionów euro. 12.5 raza więcej niż wyniósł wydatek Porto.

Reklama

Przyzwoita przebitka. Macierzysty klub defensora przy okazji transferu skosił kolejne cztery bańki prowizji. Wszyscy są zadowoleni.

Aż się chce wysyłać zawodników na Dragao. Tak się właśnie buduje – latami – reputację klubu, z którym mniejsze ośrodki chcą współpracować, bo im się to opłaca. Zawodnicy chcą tam trafiać, bo też im się to opłaca, o ile wystarczy talentu, zdrowia i zacięcia. A jeszcze większe marki chcą się tam wzmacniać. Koło się zamyka.

Porto kolejny raz potwierdziło zatem swoją pozycję w europejskiej hierarchii. Pozycję rzecz jasna nie dość mocarstwową, by regularnie walczyć o triumf w Lidze Mistrzów. Prowadząc klub według ich filozofii, rywalizacja o zwycięstwo w europejskich rozgrywkach – zwłaszcza tych najbardziej elitarnych – jest niemalże nierealna i trzeba się z tym po prostu pogodzić. Bo przecież gdyby Portugalczyków było stać, żeby zatrzymywać u siebie tych wszystkich Jamesów Rodriguezów… A, nie ma co spekulować. Tym bardziej, że kibice Smoków i tak nie mają powodów do narzekania. No, chyba że są pazerni.

Puchar UEFA, Liga Europy, no i ten niesamowity wyskok ekipy dowodzonej przez Jose Mourinho, która w 2004 roku sięgnęła – w aurze gigantycznej sensacji – po Puchar Mistrzów (szeroko pisaliśmy o tym wyczynie TUTAJ). Niewiele klubów może się pochwalić aż tak obfitym dorobkiem pucharowym w XXI wieku. Po pięć wieczorów triumfu przeżyli sympatycy Realu Madryt i Sevilli, cztery Barcelony, po trzy Atletico Madryt i właśnie Porto. Portugalski rodzynek w hiszpańskim cieście.

Smoki bronią również w tym sezonie tytułu mistrza kraju, choć akurat w lidze portugalskiej ostatnimi laty trudno im było przełamać dominację Benfiki.

Screenshot_2019-04-09 List of Portuguese football champions - Wikipedia

Reklama
fot. Wikipedia

Co nie zmienia faktu, że Porto już dziesięciokrotnie zdobywało mistrzostwo kraju w bieżącym stuleciu, a jedenasty złoty medal nie jest wykluczony. Końcówka sezonu w portugalskiej ekstraklasie – do końca rozgrywek zostało sześć kolejek – zapowiada się na niezły młyn.

Screenshot_2019-04-09 2018–19 Primeira Liga - Wikipedia

fot. Wikipedia

Zwraca oczywiście uwagę, jak kapitalnie spisuje się defensywa Smoków. Zaledwie siedemnaście straconych goli to zasługa nie tylko starych wyjadaczy pokroju Pepe, Casillasa czy Felipe. Militao – zazwyczaj obstawiający środek obrony, choć od czasu do czasu grywający także z prawej strony bloku defensywnego – też dołożył swoją cegiełkę do tych osiągnięć. Inna sprawa, że w walce z bezpośrednim rywalem do mistrzowskiego tytułu obrona Porto spisała się średnio, bo Benfica wygrała oba te mecze.

Ale – jako się rzekło – nie samymi trofeami żyją działacze Porto. Oni z równym zamiłowaniem co medale, puchary i patery kolekcjonują też potwierdzenia bankowych przelewów. Wielomilionowych przelewów.

Jak wyglądały najgrubsze transfery portugalskiej ekipy w ostatnich latach?

sezon 2000/2001 – Mario Jardel do Galatasaray (17 milionów euro)

To co ten facet wyprawiał w Porto (a później w Sportingu) jeżeli chodzi o średnią goli na mecz przyprawiało o ból głowy wszystkich tych, którzy na przełomie wieków nie mieli jeszcze dostępu do Internetu i swoją wiedzę na temat futbolu czerpali przede wszystkim z enigmatycznych tabelek, suchych liczb. A liczby Jardela były doprawdy oszałamiające.

Wydawało się oczywiste, że gość tłukący tyle goli musi lada moment zawojować piłkarski świat. No ale – z rozmaitych względów – nie zawojował.

Droga Jardela do tego celu miała wieść przez Stambuł. Kultowa ekipa Galatasaray w 2000 roku zdobyła Puchar UEFA i skusiła brazylijskiego goleadora gigantycznymi zarobkami oraz perspektywą dalszych triumfów na europejskiej arenie. Zaczęło się nieźle – Jardel dwiema bramkami, w tym jedną złotą, zapewnił tureckiej ekipie prestiżowe zwycięstwo nad Realem Madryt w Superpucharze Europy. Jednak koniec końców supersnajper, choć strzelał sporo, średnio się nad Bosforem odnalazł. Tamtejszy styl życia, obyczaje, twarda hierarchia w drużynie – nie do końca mu to wszystko pasowało.

Nie został królem strzelców tureckiej ligi, Galata nie sięgnęła po tytuł mistrzowski. W efekcie Brazylijczyk wrócił do Portugalii i znów zaczął gnębić bramkarzy.

Mario-Jardel

Mimo wszystko – był to ważny transfer, choć nie do końca w pozytywnym sensie.

Sezon wcześniej z Porto za 13 baniek odszedł Zlatko Zahović, który kompletnie nie sprawdził się w Olympiakosie Pireus. Nie z powodów sportowych – raczej ze względu na wrodzoną bezczelność, ale jednak. Już po roku Słoweńca w Grecji nie było. Mamy zatem dwa transfery, w sumie za 30 milionów euro i dwie sytuacje, gdy piłkarz wytrzymuje w swoim nowym klubie zaledwie jeden sezon. Nie zadziałało to w sposób szczególnie korzystny na reputację Smoków, jeżeli chodzi o rynek transferowy. To chyba oczywiste. W sezonie 2001/2002 Porto nie zarobiło na sprzedaży zawodników właściwie nic. Pusty przelot.

3.90 miliona euro / 17.05 miliona euro

(2001/2001) 8.10 miliona euro / 0 milionów euro

sezon 2002/2003 – Jorge Andrade do Deportivo la Coruna (13 milionów euro)

Trzeba wziąć pod uwagę, że 13 milionów za Andrade to jednak kwota trochę zawyżona, bo w drugą stronę powędrował Nuno Espirito Santo. Za świetnego dziś trenera, a wówczas przeciętnego w sumie bramkarza działacze Porto wysupłali trzy miliony, więc swojego czołowego stopera de facto oddali do Hiszpanii za, plus minus, dziesięć baniek.

Transfer tak świetnego środkowego obrońcy wzbudzał w tamtym czasie uzasadnione zaskoczenie, ale Jose Mourinho wiedział co robi. Młodemu managerowi ta forsa wystarczyła do tego, by na nowo umeblować połowę wyjściowej jedenastki, co poskutkowało wiadomymi sukcesami na europejskiej arenie. A na zestawienie defensywy miał już inny, znakomity zresztą pomysł. Poza tym – sam Andrade, o ironio, wziął swój pokrętny udział w triumfach Smoków. W sezonie 2003/2004 Porto i Deportivo zmierzyły się ze sobą w półfinale Ligi Mistrzów, a obrońca obejrzał czerwoną kartkę za trącenie szpicem buta Deco, co Markus Merk zinterpretował jako napaść na rywala.

– Jorge nigdy by mnie nie skrzywdził, to mój przyjaciel! – zapewniał po meczu Deco.

– To był przyjacielski gest. Ten mecz był dla mnie jak zabawa, a kończę go w tak podłym nastroju. Nie mogę w to uwierzyć – zżymał się Andrade. – Merk mi powiedział, że takie są zasady i nie może postąpić inaczej. To Niemiec. Zimny człowiek, brak mu serca.

Abstrahując jednak od tej dziwacznej sytuacji, Andrade w Hiszpanii jak najbardziej się sprawdził. Zrobił dobrą reklamę i podreperował nieco reputację Porto na rynku. W tamtym czasie wcale nie była on tak doskonała jak dzisiaj.

11.40 miliona euro / 18 milionów euro

sezon 2003/2004 – Helder Postiga do Tottenhamu (9 milionów euro)

Mourinho niespecjalnie ekscytował się strzeleckimi talentami i potencjałem 20-letniego Postigi, bez żalu oddając go do Tottenhamu w zamian za kolejny zastrzyk gotówki. W Londynie natomiast panowało spore podniecenie na punkcie portugalskiego talenciaka. – To zawodnik, który doda do naszej drużyny jakość w wykończeniu akcji. Jest młody, a już udowodnił swoje wielkie możliwości. Jestem przekonany, że nasi kibice będą nim zachwyceni – kraśniał z zadowolenia Glenn Hoddle, manager Spurs. – To duży transfer, ale w takim kierunku chcemy zmierzać. Nie mamy wielu milionów do wydania, ale chcemy ich wydawać jak najwięcej.

– Za dwa-trzy lata spojrzycie na ten transfer i powiecie, że zrobiliśmy naprawdę świetny biznes – zapewniał Anglik. Postiga opowiadał natomiast, zdradzając wielkie znawstwo tematu: – Powiedziano mi, że Tottenham miał ostatnio beznadziejny sezon. Ale w futbolu wszystko się zmienia! My w Porto też radziliśmy sobie fatalnie, a teraz wszystko wygrywamy. Zabieram się do pracy i pomogę drużynie awansować do europejskich pucharów.

Spurs zajęli czternastą lokatę w Premier League, Hoddle już we wrześniu wyleciał z roboty. Sezon później Postiga wrócił do Porto. Dla Tottenhamu strzelił dwa gole w 24 spotkaniach. Cienizna.

10.50 miliona euro / 10 milionów euro

sezon 2004/2005 – Ricardo Carvalho do Chelsea (30 milionów euro)

Sukces w Lidze Mistrzów spowodował też przełom transferowy w Porto. Oczywiście niemożliwym było utrzymanie tak doskonałej drużyny, klub – chcąc czy też nie – musiał swój zdumiewający sukces spieniężyć. – Gdyby FC Porto było klubem funkcjonującym w kraju o innej sile ekonomicznej, mogłoby być potęgą na skalę europejską. Zespół, który tam zebrałem był najlepszym, jaki kiedykolwiek trenowałem. Zniszczono go ze względów ekonomicznych. Ale naszych osiągnięć nie da się już zniszczyć. Ta historia pozostanie – mówił po latach Mourinho, który sam również opuścił ojczyznę w poszukiwaniu nowych wyzwań.

Podążyli za nim Carvalho (30 milionów) i Paulo Ferreira (20 milionów). Deco (21 milionów) ostatecznie zdecydował się na Barcelonę. Jeżeli do tego dorzucić zdumiewające przenosiny Carlosa Alberto do Corinthians (10 milionów) i Derleia (7.5 miliona) do Dynama Moskwa, można powiedzieć, że drużyna została po prostu rozkupiona na cztery wiatry.

LONDON - SEPTEMBER 29: Chelsea team to face FC Porto prior to the UEFA Champions League Group H match between Chelsea and FC Porto at Stamford Bridge on September 29, 2004 in London. (Photo by Shaun Botterill/Getty Images)

W sumie Porto zarobiło w tamtym oknie transferowym prawie 100 milionów euro. Ale – co bardzo charakterystyczne dla tego klubu – połowę z tej kasy zainwestowano w nowy narybek. Do drużyny trafili tacy, szerzej oczywiście wtenczas nieznani zawodnicy jak Pepe, Thiago Silva, Raul Meireles, Anderson, Luis Fabiano, Diego…

Jeżeli chodzi o zarządzanie sukcesem, w Porto zasługują na ocenę celującą. Postawiono na strategię, która świetnie się sprawdza do dziś.

48.10 miliona euro / 95.25 miliona euro

sezon 2005/2006 – Maniche do Dynama Moskwa (16 milionów euro)

Siedziba Dynama Moskwa, narada przed sezonem.

Właściciel klubu: – Naszym celem jest wygranie Ligi Mistrzów. Jakieś pomysły?

Dyrektor sportowy: – To ambitny, ale długofalowo optymalny plan. Musimy rozbudować bazę treningową, zainwestować w system szkolenia, stopniowo dokształcać nasz sztab szkoleniowy i budować pozycję na krajowym rynku. Za kilkadziesiąt lat takie sukcesy naprawdę będą w naszym zasięgu! Na razie skupmy się jednak na lidze, bo ostatni raz mistrzostwo zdobyliśmy w 1976 roku.

Właściciel: – No i nie podobasz mi się.

Były piłkarz, nieformalny doradca właściciela, dorabia pośrednicząc przy transferach: – Porto ostatnio wygrało Ligę Mistrzów. Mamy już od nich jednego gościa, teraz trzeba dokupić resztę.

Właściciel: – Doskonale!

Remis Liverpoolu z Porto? Kurs 5.85 w ETOTO.pl!

Maniche (16 milionów), Georgios Seitaridis (10 milionów), Costinha (4 miliony), Thiago Silva (4 miliony), Nuno Espirito Santo (2,5 miliona) – wszyscy w trakcie jednego okienka transferowego trafili z Porto do Moskwy, ale – o dziwo! – nie zaowocowało to żadnymi spektakularnymi sukcesami rosyjskiej ekipy. Między innymi dlatego, że Thiago Silva przeżył tam najbardziej dramatyczne chwile w swojej karierze. Bardzo późno zdiagnozowano u niego gruźlicę, co poskutkowało trwającą pół roku hospitalizacją. Brazylijczyk otarł się o śmierć i zakończył nawet wówczas karierę, ale mama przekonała go, żeby nie robił pochopnych kroków. I miał rację, bo Silva odbudował się w ojczyźnie i wyrósł na jednego z lepszych stoperów swojej generacji.

Porto w tamtym sezonie sprzedało jeszcze Luisa Fabiano za 10 baniek do Sevilli. W sumie – około 50 milionów euro zarobku i kolejne inwestycje.

18.30 miliona euro / 48.80 miliona euro

sezon 2006/2007 – Diego do Werderu Brema (6 milionów euro)

Chudszy rok Smoków. Diego na Estadio do Dragao nie zaprezentował jeszcze pełni swoich talentów i nie udało się porządnie na nim zarobić, choć już w Bremie udowodnił, że niewielu zawodników potrafi mu dorównać w kwestii technicznego zaawansowania.

Opowiadał nam o tym w WYWIADZIE Sebastian Boenisch: – Diego to był wtedy najlepszy piłkarz w Bundeslidze. Nikt się nawet nie zbliżał do jego poziomu! Kiedy graliśmy gierki treningowe na małym boisku, pięciu na pięciu, po postu gapiłem się na to co on wyprawia z piłką i próbowałem zrozumieć, jak to jest w ogóle możliwe. Jak można z taką łatwością lawirować między trzema, czterema zawodnikami? Wiadomo, że sam nie byłem nigdy najlepszym technicznie zawodnikiem na planecie. Ale kiedy Diego wykonywał zwód, to nagle ja i dwóch pozostałych obrońców leżeliśmy na murawie, zastanawiając się, co poszło nie tak.

Poza tym? Benni McCarthy (3.5 miliona) wylądował w Blackburn, więc ziściło się wreszcie jego marzenie o występach w Premier League. I to w zasadzie tyle.

7.90 miliona euro / 10.83 miliona euro

sezon 2007/2008 – Anderson do Manchesteru United (31.5 miliona euro)

Jedna z największych wpadek transferowych Sir Alexa Fergusona. Szkot obdarzył Andersona wielkim zaufaniem, ale ten nigdy nie wskoczył na tak kosmiczny poziom, jakiego od niego oczekiwano. Miał być zawodnikiem na miarę indywidualnych nagród, tymczasem stał się tylko kolejną zwrotką ciągnącej się w nieskończoność ballady o piłkarzach, którym kontuzje i niezbyt profesjonalny tryb życia zaprzepaściły szansę na wielką karierę.

Pisaliśmy o nim przed laty na Weszło: „Księgowa Manchesteru nareszcie może odetchnąć z ulgą. Z listy płac zleciał kompletnie nieprzydatny piłkarz, zarabiający 65 tys. funtów tygodniowo. Anderson. Facet obdarzony niebagatelnym talentem, ale przy tym niespotykanie na tym poziomie leniwy. Będący doskonałym przykładem na to, że przy deficycie szarych komórek można spieprzyć nawet największy dar. Jasne, we wszystko wplątało się jeszcze jakieś pół miliona kontuzji. W ten sposób nie można tłumaczyć jednak braku profesjonalizmu. (…) Po kilku tygodniach przerwy na treningi wracał z zaokrąglonym brzuchem. Był stałym bywalcem nocnych lokali, odwiedził odwyk, rozbijał samochody.”

gettyimages-454225402

Zupełnie inaczej potoczyła się droga Pepe (30 milionów), który trafił w 2007 roku do Realu Madryt. Ściągnięty za gigantyczną kasę stoper już na samym starcie swojej przygody z Królewskimi skompromitował się w rywalizacji o Superpuchar Hiszpanii i potem trudno mu już było odbudować zaufanie kibiców. Tym bardziej, że na boisku tracił rozum i traktował rywali nawet nie z brutalnością, lecz z czystym okrucieństwem.

Ostatecznie jednak, pomijając bestialskie faule, Pepe stał się czołowym obrońcą świata. Bywały sezony, gdy grał nawet lepiej niż Sergio Ramos. I z pewnością nikt na Estadio Santiago Bernabeu nie żałował zainwestowanych w niego pieniędzy. Ba, pewnie sobie tam teraz życzą, żeby Militao osiągnął w Madrycie równie wiele co jego obecny kolega z szatni Porto.

18.27 miliona euro / 71.35 miliona euro

sezon 2008/2009 – Ricardo Quaremsa do Interu Mediolan (25 milionów euro)

– To wielki talent. Jednak nie odczuwam takiej satysfakcji obserwując jego pracę z zespołem, jaką mam, gdy patrzę podczas treningów na Ibrę. Ricardo musi się uczyć. Inaczej nie będzie grał. Jestem przekonany, że w końcu się zmieni i zrozumie, czym jest dyscyplina taktyczna. Teraz lubi tylko przy każdej możliwej okazji kopać piłkę zewnętrzną częścią stopy – tak Jose Mourinho podsumował pierwsze tygodnie Quaresmy w Mediolanie.

Cóż, słynne zewniaczki Quaresmy. Za to go przecież kochamy.

Jeżeli The Special One myślał, że naprawdę uda mu się akurat tego zawodnika przekonać do ciężkiej harówki w defensywie, a oduczyć go nonszalanckich zagrań w ataku, to chyba portugalski szkoleniowiec rzeczywiście ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. Quaresma w Interze rzecz jasna się nie sprawdził. Co innego Jose Bosingwa (20 milionów), który przez kilka lat na naprawdę solidnym poziomie grał w Chelsea.

33.15 miliona euro / 55 milionów euro

sezon 2009/2010 – Lisandro Lopez do Olympique Lyon (24 miliony euro)

Dość specyficzny sezon. W skarbcu Smoków wylądowało całkiem sporo złota – 24 miliony za Lopeza, dodatkowo pieniądze za transfer Lucho Gonzaleza do Marsylii (19 milionów) i Aly’ego Cissokho do Lyonu (16 milionów). Summa summarum – 73 bańki. Więcej niż przyzwoity wynik, choć tak naprawdę żaden z tych trzech zawodników nie zrobił spodziewanej kariery.

Zdaje się, że kwestia reputacji Porto dała już o sobie znać. Estadio do Dragao przestało już być miejscem, gdzie można kogoś wyciągnąć okazyjnie. Za metkę z napisem „Porto” trzeba dopłacić, nawet jeżeli nie idzie za tym wyraźna różnica w jakości.

31.73 miliona euro / 72.89 miliona euro

sezon 2010/2011 – Bruno Alves do Zenitu Petersburg (22 miliony euro)

Kolejny z zawodników Porto, który dał się skusić zarobkami w lidze rosyjskiej. Alves dołączył w Petersburgu do kilku swoich rodaków i zdecydowanie nie pojechał tam, by tylko kasować pensję. Już w Porto był doskonałym stoperem, obdarzonym cechami lidera, a w szatni Zenitu wyrósł już na prawdziwego dowódcę. Rządził nie tylko defensywą, ale i całym zespołem. Sam trener Luciano Spalletti wskazywał go jako jednego z najważniejszych członków zespołu, który dwukrotnie sięgnął po mistrzostwo kraju.

brunoalves_zenit_62

Oprócz Alvesa z Porto odszedł też choćby Raul Meireles, wykupiony za 13 milionów euro przez Liverpool. Ostatecznie brytyjski etap kariery portugalskiego wojownika zakończył się triumfem w Champions League, już w barwach Chelsea.

Równolegle do Porto trafili między innymi James Rodriguez, Joao Moutinho, Nicolas Otamendi, Juan Iturbe i… Paweł Kieszek. Skautingowa maszyna cały czas na pełnych obrotach.

36 milionów euro / 38.78 miliona euro

sezon 2011/2012 – Radamel Falcao do Atletico Madryt (40 milionów euro)

Tylko jeden tak gruby transfer w tym sezonie, ale za to jaki! Kolumbijski supersnajper już w Porto błyszczał, między innymi zdobywając rekordowe 18 goli w rozgrywkach Ligi Europy. Jednak dopiero w Atletico wskoczył na najwyższy poziom, kolejny raz triumfując w LE, a potem zamiatając Chelsea hattrickiem w meczu o Superpuchar Europy. Nie doczekał co prawda mistrzowskiego sezonu w ekipie Diego Simeone, lecz powetował sobie to po latach, triumfując w Ligue 1 kosztem Paris Saint-Germain.

Ale dzisiejszy Falcao to już cień dawnego, fenomenalnego napastnika. Jest na tyle doskonałym piłkarzem, że utrzymał się w europejskiej czołówce, lecz nie ma co ukrywać, że kontuzje wykluczyły go już z najściślejszego grona najlepszych snajperów świata. A przecież w 2012 roku zajął piątą lokatę w plebiscycie Złotej Piłki.

Był wtedy po prostu najlepszą dziewiątką na świecie. Zanosiło się, że rzuci wyzwanie Cristiano i Messiemu. Zabrakło zdrowia.

44.94 miliona euro / 46.80 miliona euro

sezon 2012/2013 – Hulk do Zenitu Petersburg (40 milionów euro)

I kolejny raz kierunek wschodni – choć o Hulka zabijały się ponoć kluby angielskie, ten wolał Portugalię zamienić na Petersburg. Słynący z potężnej siły strzału skrzydłowy kosztował w sumie 60 baniek, ale Porto nie otrzymało całości tej sumy z racji na rozmaite prowizje, gwarantowane innym podmiotom, w tym agentowi piłkarza.

Trudno w sumie z dzisiejszej perspektywy oceniać, na co tego Hulka właściwie było stać. W Portugalii i Rosji był dominatorem, w Lidze Mistrzów mecze wielkie przeplatał z beznadziejnymi. Nigdy nie sprawdził się w żadnej z najmocniejszych lig Starego Kontynentu, a dziś rozmienia się na drobne w Chinach. Nietypowo poprowadzona kariera.

Hulk of FC Porto

Cóż – nie każdy piłkarz ma ambicję sprawdzania się na tle najlepszych.

Poza transferem Brazylijczyka, znów na zakupy do Portugalii wybrali się działacze Interu. Freddy Guarin (11 milionów) i Alvaro Pereira (10 milionów) zmienili Porto na Mediolan. Szału z tego nie było.

13.07 miliona euro / 73.84 miliona euro

sezon 2013/2014 – James Rodriguez do Monaco (45 milionów euro)

21-letni Kolumbijczyk w ciągu trzech sezonów spędzonych w Porto zdobył sześć trofeów. Mimo wszystko – muszą chyba na Estadio do Dragao żałować, że połakomili się na kasę z Księstwa już latem 2013 roku. Oczywiście trudno odmówić ofercie opiewającej na 45 milionów w twardej walucie – w tamtym momencie to był drugi najdroższy transfer w dziejach portugalskiego futbolu.

Niemniej – po mundialu w Brazylii Rodrigueza w swojej galaktycznej kolekcji zechciał mieć Florentino Perez. I wyłożył na stół przeszło 70 milionów. Niby lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, ale i tak działacze Porto z pewnością poczuli ukłucie zazdrości, gdy wynaleziona przez nich perełka trafiła do Madrytu.

Monaco zresztą nie zakończyło swoich zakupów w Porto tylko na Rodriguezie. Do Księstwa trafił też Joao Moutinho (25 milionów euro). Smoki równolegle wzmocniły się Hectorem Herrerą i Juanem Quintero, ale w tym przypadku nie udało się następcom dorównać klasie poprzedników.

34.70 miliona euro / 81.42 miliona euro

sezon 2014/2015 – Eliaquim Mangala do Manchesteru City (30.5 miliona euro)

Dowód na to, że skautingowe macki Porto sięgają nie tylko do Ameryki Południowej. Mangalę, wyłowionego ze Standardu Liege, udało się opchnąć do Manchesteru City z wielokrotną przebitką, a przy okazji wepchnięto również The Citizens środkowego pomocnika Fernando (15 milionów). Z perspektywy czasu wydaje się, że obaj ci zawodnicy nie byli warci swojej ceny.

Oprócz tego – Juan Iturbe trafił do Hellas Verona (15 milionów), ale reprezentant Paragwaju szybko zjechał we Włoszech ze statusu „nowego Lionela Messiego” do pozycji zawodnika „szybkiego i nic poza tym”. Z kolei Valencia sięgnęła po Nicolasa Otamendiego (12 milionów), który koniec końców również wylądował przecież na Etihad Stadium.

Przyznajcie – to niezwykłe, jak wielu topowych piłkarzy przewinęło się w swoim czasie przez Porto.

Wyjaśniał to przed laty prezydent klubu, Pinto da Costa: – Musimy nieustannie penetrować rynek młodych piłkarzy. Tylko dzięki tej mrówczej pracy jesteśmy w stanie być konkurencyjni w stosunku do innych drużyn europejskich, które czasem mają dwudziestokrotnie większy budżet od nas.

Dyrektor generalny, Antero Henrique, dodawał wtedy: – Pracuje dla nas ćwierć tysiąca fachowców i wysyłamy ich do wszystkich liczących się piłkarsko krajów świata. Są podzieleni ze względu na konkretne kategorie wiekowe, którymi się zajmują, albo też na specyfikę swojej obserwacji, dzięki czemu interesujący nas zawodnik może zostać oceniony dokładnie przez kilka osób, specjalizujących się w ocenie innych boiskowych atutów. Pracujemy systemowo nad „drużynami cieni”, czyli ustaleniem list potencjalnych jedenastek, które nadawałyby się do Porto.

53.70 miliona euro / 81.46 miliona euro

sezon 2015/2016 – Jackson Martinez do Atletico Madryt (37 milionów euro)

Rajskie okienko dla działaczy Porto. 133 miliony euro przychodu, prawie sto baniek na plusie. Excel naprawdę zaświecił się na zielono.

O nieudanej przygodzie Martineza z Atletico Madryt już kiedyś pisaliśmy (TUTAJ). Kolumbijczyk do tego stopnia nie dopasował się do kolegów z szatni, że ci zaczęli mieć do niego nawet pretensje o… zbyt częste modlitwy. Przypomnijmy zatem: „Gdy w 2015 roku Diego Simeone, herszt czerwono-białej bandy z Madrytu, zapragnął mieć Martineza w swojej ekipie do zadań specjalnych, mogło się wydawać, że napastnik trafił wprost idealnie. Że czeka go kariera na miarę Radamela Falcao, który do stolicy Hiszpanii również przyfrunął prosto z Porto. I bardzo szybko przepoczwarzył się z napastnika bardzo dobrego w napastnika znakomitego. El Tigre miał być drogowskazem, Diego Costa wzorem, Simeone mentorem.

Wyszła z tych pięknych wizji dupa i to w dodatku z majonezem. Martinez nigdy nie dostosował się do filozofii trenerskiej Cholo, choć w teorii miał ku temu wszelkie atrybuty. Jednak nawet więksi od niego lądowali na ławce rezerwowych, kiedy tylko charyzmatyczny szkoleniowiec dostrzegał w ich postawie jakiekolwiek niedostatki. Niekoniecznie czysto piłkarskie – przede wszystkim te związane z zaangażowaniem, agresją, pracą w defensywie, aktywnością w pressingu. Jackson nie sprawdził się jako kompan Antoine’a Griezmanna. Nie mógł się odnaleźć w stylu innym niż ten, w którym tak doskonale się czuł, grając w Portugalii.

2DA469AA00000578-0-image-a-72_1445463038942

– Wszyscy widzieliśmy, że Jackson do nas nie pasował ze względu na swoje podejście do pracy – cierpko komentował to później Gabi, lider w szatni Los Colchoneros.”

Poza tym – sprzedano Danilo do Realu Madryt (31,5 miliona) i Brazylijczyka również trzeba chyba zakwalifikować do grona transferowych wpadek, bo szatnia Królewskich nigdy go do końca nie zaakceptowała. Co innego Alex Sandro, który za 26 milionów trafił do Juventusu. Na dokładkę Gianelli Imbula (24 miliony), opędzlowany do Stoke. Gdzie zresztą prawie w ogóle nie grał.

43.30 miliona euro / 133.25 miliona euro

sezon 2016/2017 – Malcon do Sao Paulo (5.75 miliona euro)

Cieniutki rok i rzadki przypadek, gdy Porto więcej na transfery wydało niż samemu zarobiło. Właściwie nie ma o czym gadać.

36.80 miliona euro / 15.06 miliona euro

sezon 2017/2018 – Andre Silva do Milanu (38 milionów euro)

70 milionów euro zarobku to powrót na właściwe tory, choć oczywiście sam Andre Silva w Mediolanie sprawdził się mniej więcej tak samo jak wcześniej Quaresma. Inna sprawa, że Rossoneri i tak nieźle zbili cenę za snajpera, który w kontrakcie miał wpisane aż 60 baniek odstępnego, ale pewne tarapaty Porto związane z Finansowym Fair Play sprawiły, że trzeba było napastnika puścić taniej. Taniej, choć – jak się okazało – i tak drogo.

Inaczej wygląda sytuacja Rubena Nevesa (18 milionów), który zamienił Porto na Wolverhampton, gdzie agent piłkarski Jorge Mendes, w porozumieniu z właścicielem i trenerem, tworzy małą portugalską kolonię. Skądinąd – z korzyścią dla beniaminka Premier League, który spisuje się doskonale i jest jedną z rewelacji rozgrywek. Również za sprawą omawianego Portugalczyka, już przymierzanego do topowych klubów w Anglii.

Porównania do Gerrarda, do Scholesa, do Lamparda – na porządku dziennym. Nawet biorąc poprawkę na chorobliwe zamiłowanie Anglików do tego rodzaju porównań, coś jest na rzeczy.

NINTCHDBPICT000402299053-e1534856816551

Neves to facet łamiący stereotyp piłkarza z Portugalii, niejako uosabiany przez wspomnianego Quaresmę. Dużo bliżej mu do hiper-profesjonalnego Cristiano Ronaldo. – Kiedy przeprowadzałem z nim wywiad to momentalnie zapomniałem, iż jest jeszcze aż tak młody. Przecież on wypowiada się jakby był po trzydziestce – zachwycał się Stuart James z Guardiana.

Roli Jorge Mendesa w transferach Porto nie można oczywiście ograniczać tylko do tego jednego transferu. To obecny lub były agent Jamesa, Andre Silvy, Otamendiego, Ricardo Pereiry, Falcao, Moutinho, Bosingwy, Bruno Alvesa, Quaresmy, Postigi, Andrade, Carvalho, Derleia, Deco, Paulo Ferreiry… To chyba wystarczająco długa wyliczanka, by uświadomić, jak wielką rolę w skautingowo-transferowych wyczynach Porto odgrywają rozbudowane kontakty Mendesa w świecie futbolu.

21.25 miliona euro / 70.20 miliona euro

sezon 2018/2019 – Ricardo Pereira do Leicester i Diogo Dalot do Manchesteru United (obaj 22 miliony euro)

Dwaj boczni obrońcy, których nie sposób jeszcze szeroko scharakteryzować. 25-letni Pereira gra w tym sezonie regularnie, ma liczby, choć wciąż nie jest chyba jeszcze zawodnikiem gotowym na transfer półkę wyżej niż ekipa Lisów. Z kolei 20-letni Dalot dostaje ostatnio stosunkowo sporo szans, często nawet do występów na skrzydle, aczkolwiek jak na razie jego boiskowe wyczyny nie są szczególnie piorunujące.

Liverpool planowo ogra Porto? Kurs 1.31 w ETOTO

Wszystko jednak przed nim, papiery na duże granie ma. Na razie dostosowuje się do realiów wielkiego klubu. – W piłce zarabia się duże pieniądze. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze w tym momencie. Natomiast wszyscy mogą sobie łatwo wyobrazić, że Manchester United to bardzo potężny klub, także pod względem finansowym – mówił Dalot w rozmowie z pismem A Bola, tłumaczonej przez DevilPage.pl. – To nie było jednak najważniejsze. Ludzie mogą w to nie wierzyć, ale taka jest prawda. Sporo pisało się na temat tego, ile będę zarabiał. Mnie skusił natomiast projekt sportowy, szansa dołączenia do elity, bycie częścią klubu, których nie ma wiele na świecie.

32.56 miliona euro / 72 miliony euro

sezon 2019/2020 – Eder Militao do Realu Madryt (50 milionów euro)

Czy na tym wyprzedaż w Porto się zakończy? Wiele będzie zależało od rezultatu dzisiejszego spotkania. Jeżeli Portugalska ekipa sprawi sensację i, dajmy na to, wywalczy awans do półfinału Champions League, to zainteresowanie jej zawodnikami w sposób naturalny wzrośnie. Od Militao się zaczęło, lecz naprawdę nie można wykluczyć, że to dopiero początek.

Tak czy owak, o los Porto nie ma co się martwić. Ta drużyna jest jak transferowa hydra – wykupisz jednego gwiazdora, zaraz wyciągają z rękawa trzech kolejnych.

Michał Kołkowski

fot. NewsPix.pl

dane: Transfermarkt.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...