Reklama

Raz, dwa, trzy, cztery, maszerują… wszyscy. Charytatywnie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 kwietnia 2019, 14:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli od dawna planujesz ruszyć się z kanapy, ale nie masz motywacji – mamy coś dla ciebie. Jeśli lubisz pomagać, a przy okazji dbać o swoje zdrowie – mamy coś dla ciebie. Jeśli… dobra, zostawmy hasła żywcem wyjęte z reklamowych ulotek. Sprawa jest prosta: 13 kwietnia w Warszawie odbywa się Charytatywny Marszobieg. Dystans? 1,5 kilometra. Wpisowe? Siedem złotych. Cel? Zebranie środków na rzecz Ośrodka dla Dzieci Niewidomych w Laskach.

Raz, dwa, trzy, cztery, maszerują… wszyscy. Charytatywnie

Kolejny weekend kwietnia w Warszawie to równocześnie kolejna edycja Narodowego Święta Biegania organizowanego przez Orlen. Główny punkt imprezy – maraton – odbędzie się w niedzielę, gdy kilka tysięcy osób udowodni sobie i nam, że da się przebiec ponad 42 kilometry i nie wypluć przy tym płuc. Jeśli komuś trudno w to uwierzyć i woli nie ryzykować – tego samego dnia odbywa się też rywalizacja na dystansie 10 000 metrów.

Ale to niedziela. A my wolimy skierować waszą uwagę na to, co w Warszawie odbędzie się w sobotę o 16:00, czyli Charytatywny Marszobieg. Dlaczego? Powodów jest kilka.

Po pierwsze, liczy się w nim dobra zabawa. Jasne, o maratonie też dałoby się coś takiego powiedzieć, gdyby nie to, że na samą myśl o tym dystansie, musimy normować oddech i walczyć ze skurczami. Ale dobra, żarty na bok: na trasie Charytatywnego Marszobiegu nie będzie pomiaru czasu. Możecie więc sprawdzić się sami, ale oficjalnych wyników nie dostaniecie. Możecie biec, możecie maszerować, możecie iść tyłem czy nawet odtwarzać sceny z „Ministerstwa Głupich Kroków” Monty Pythona – nieważne. Nieważny jest też wasz wiek i poziom wytrenowania. Możecie mieć 20 lat i być w szczycie formy, a możecie zdmuchiwać z tortu 90 świeczek i też wziąć udział. Z tych 1500 metrów każdy ma się cieszyć.

Po drugie, każdy ma się cieszyć, ale zdecydowanie najbardziej dzieciaki z ośrodka w Laskach, na konto którego powędruje łączna kwota waszych wpisowych. I kasa od Orlenu, bo ten zadeklarował się, że dorzuci od siebie dokładnie tyle samo pieniędzy. Więc to, co uzbieracie wy, możecie przemnożyć razy dwa. A co do wpisowego, to wynosi ono… siedem złotych. W przeliczeniu: dwa piwa. A jeśli pijecie krafty czy inne rzemieślnicze wynalazki, to zapewne i niecała butelka. A tyle bez problemu można sobie odpuścić. Szczególnie, że dzięki temu nowy sprzęt komputerowy do audiodeskrypcji trafi tam, gdzie jest najbardziej potrzebny.

Reklama

https://twitter.com/orlenmarathon/status/1113864669888950274

A, ważna sprawa: wspomniane siedem złotych jest kwotą minimalną. Jeśli chcecie podarować ośrodkowi w Laskach więcej – nie ma problemu. Musicie tylko zdecydować się na to do wtorku, bo wtedy kończy się internetowa rejestracja chętnych na start w biegu. Znaleźć możecie ją w tym miejscu. Dla spóźnialskich otwarte w dniach 11-13 kwietnia będzie też biuro zawodów. Zresztą każdy z was powinien się w nim pojawić, by odebrać pamiątkową koszulkę i w niej pobiec/przemaszerować (niepotrzebne skreślić) 1,5 kilometra.

I wreszcie po trzecie, będziecie mogli chwalić się później znajomym, że wzięliście udział w Narodowym Święcie Biegania. A że to nie maraton czy bieg na 10 kilometrów? Nikt przecież nie musi o tym wiedzieć! Choć, jeśli macie znajomych, których jesteście w stanie namówić na pomoc dzieciakom, zrezygnujcie z przechwałek i zabierzcie ich na trasę Charytatywnego Marszobiegu. Im więcej osób na trasie, tym więcej kasy dla tych, którzy jej naprawdę potrzebują. A o to w tym wszystkim chodzi.

 Fot. Newspix 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...