Zbigniew Boniek zwykł mawiać, że lepszych dwóch rannych niż jeden zabity. Mam jednak wrażenie, że w Poznaniu zabitych mamy dwóch: Piotra Rutkowskiego i Adama Nawałkę. Z tego krótkiego romansu nikt nie wykaraska się o własnych siłach. I nikt nie odbuduje autorytetu.
Być może do tego zwolnienia teraz jeszcze by nie doszło, gdyby zarząd Lecha Poznań rozważał kontynuowanie współpracy z Adamem Nawałką w przyszłym sezonie. Daliby mu popracować jeszcze do końca tych rozgrywek i sprawdzili, jak mu pójdzie. Ale tło tej historii jest zupełnie inne: Adam Nawałka tygodniami walczył, aby w kontrakcie z „Kolejorzem” mieć zapis pozwalający mu na letnią ucieczkę. Lech nie był szczęśliwy, ale przystał. A teraz sytuacja odwróciła się o 180 stopni i okazało się, że z owego zapisu chce skorzystać właśnie klub.
Zwolnienie Nawałki (przed) latem oznacza dość niskie koszty odpraw, później należałoby płacić sowity kontrakt przez kolejne dwa sezony. Dlatego działacze zaczęli się zastanawiać: czy my zaraz nie wpadniemy z deszczu pod rynnę? Skoro już teraz nie możemy z byłym selekcjonerem wytrzymać, to co będzie za pół roku, za rok… Jak zresztą mamy planować letnią rewolucję personalną, jeśli Adam Nawałka tak drastycznie nie zgadza się z nami co do jej kształtu? My wiemy, których piłkarzy nie chcemy już widzieć na oczy, bo od lat kojarzą nam się z serią kompromitacji. On chce, abyśmy przedłużali z nimi umowy. A przecież nie stworzymy dwóch alternatywnych zespołów. Z jednej strony: tak, chcieliśmy, aby to on był twarzą letniej przebudowy. Z drugiej: rany, on nie chce przebudowy!
Wczorajszy skład wystawiony przez Adama Nawałkę był manifestacją: to ja rządzę.
A dzisiejsza decyzja zarządu odpowiedzią: a jednak my! I spróbujemy uratować pierwszą ósemkę.
Można więc powiedzieć: nic dziwnego, że przy takich zapisach kontraktowych i przy takim niezrozumieniu zdecydowano się na rozwód, dopóki ten rozwód nie ma wielkich konsekwencji (nie ma dzieci, wspólnych kredytów itd.).
Ale nie oszukujmy się: jest to kosmiczna kompromitacja samego zarządu, który od lat nie potrafi zatrudniać kogokolwiek – ani piłkarzy, ani trenerów. Zlepek przypadkowych i z reguły słabych zawodników powierzany jest w ręce przypadkowych trenerów, którzy zatrudniani są bez klucza, a zwalniani są w totalnie przypadkowych momentach i zastępowani przypadkowymi, tymczasowymi osobami, typu Dariusz Żuraw, Jarosław Araszkiewicz, Tomasz Rząsa, Rafał Ulatowski, czy Ivan Djurdjević. To już Józef Wojciechowski był po stokroć poważniejszy, tylko miał gorszy PR. On przynajmniej starał się kontraktować coraz lepszych zawodników, a trenerzy tymczasowi mieli jakieś nazwiska.
Ktoś mnie kilka dni temu zapytał, co uważam za punkt zwrotny w nowej historii Lecha. To znaczy – kiedy to wszystko się spieprzyło. Otóż uważam, że gdybym miał wybrać jedno takie zdarzenie, to postawiłbym na moment, w którym śp. Andrzej Czyżniewski przestał być ważną personą w zakresie zatrudniania piłkarzy, a działkę tę przejął Piotr Rutkowski. Od tamtego momentu Lech przestał transferowo trafiać w dziesiątkę, a co najwyżej w szóstkę, piątkę, z reguły natomiast w ogóle nie trafiał w tarczę.
Lech czeka sześćdziesiąta rewolucja kadrowa, którą poprowadzą ci sami ludzi, którym nie powiodło się podczas poprzednich 59 rewolucji, dodatkowo wzmocni ich Tomasz Rząsa, który niedawno stwierdził, że „Kolejorz” ma skład na mistrza Polski, co oznacza, że również się nie nadaje, bo nie słodkiego pierdzenia potrzebuje ten klub, tylko fachowości. I to oznacza, że owa rewolucja raczej się nie powiedzie, bo trudno oczekiwać innych rezultatów, jeśli ciągle robi się to samo. Jest to sytuacja dość kłopotliwa, bo wymaga od osób decyzyjnych w Poznaniu autorefleksji: nie nadajemy się.
A przecież Piotr „ja się nigdy nie poddam” Rutkowski jeszcze nie wykazał zdolności autorefleksyjnych.
Coś się skończyło dla Adama Nawałki – albo przemodeluje sposób pracy, albo już na zawsze będzie trenerem, który nadaje się wyłącznie do reprezentacji: bo wytrzymać z nim można tylko raz na trzy miesiące przez kilka dni. Tylko że reprezentacji, przynajmniej tej polskiej, nie poprowadzi. I coś skończyć powinno się dla Piotra Rutkowskiego, bo jest jakaś określona liczba blamażów, powyżej której nawet bycie synem właściciela klubu nie powinna chronić przed dymisją. Może pan Piotr ma dobre chęci, ale po prostu nie ma nosa do futbolu.
Niestety, poznańskie rewolucje mają to do siebie, że nie zżerają własnych dzieci. A przynajmniej dzieci Jacka Rutkowskiego.
KRZYSZTOF STANOWSKI
***
O Adamie Nawałce, letniej rewolucji w Lechu Poznań oraz koncepcji (a raczej jej braku) na budowę Kolejorza rozmawialiśmy w ostatnim wydaniu “Stanu Futbolu”. Gośćmi Krzysztofa Stanowskiego byli Janusz Basałaj, Tomasz Włodarczyk, Andrzej Iwan oraz Wojciech Kowalczyk:
Co tydzień w środę o godzinie 13:00 na antenie radia WeszłoFM możesz słuchać “Stacji Bułgarska” – audycji poświęconej Lechowi Poznań.