Oficjalnie: piłkarze Ekstraklasy znęcają się nad nami ze szczególnym okrucieństwem. Trochę się za nimi stęskniliśmy w trakcie przerwy na kadrę, czekaliśmy na godzinę 18:00 jak hydraulik na pęknięcie rury, tymczasem do żadnego meczu w Płocku nie doszło. Wybaczcie, ale nie potrafimy tak nazwać tego, co pokazali zawodnicy miejscowej Wisły i Zagłębia Lubin.
Nie, nie i jeszcze raz, kurwa, nie.
Pierwsza połowa przypominała raczej wyjście na spacer z psem. Była kupa, było sporo czasu na rozmyślanie i… w zasadzie tylko tyle. Zero celnych strzałów, a goście nawet nie udawali, że przyjechali do Płocka, żeby stworzyć jakieś widowisko – podjęli tylko jedną próbę pokonania Thomasa Daehne – jak się skończyła, już wiecie.
I to nie jest tak, że przesadzamy. Najciekawszą akcję w tej części gry przeprowadził Bartosz Slisz. To znaczy najśmieszniejszą, ale jedno nie wyklucza przecież drugiego. Tak skupił się na nakręcaniu akcji Miedziowych, że podaniem otwierającym kontrę znokautował partnera z drugiej linii, Filipa Jagiełłę.
Takich absurdalnych zagrań było zresztą później trochę więcej i chyba tylko z tego powodu wytrwaliśmy do końca. Damian Rasak uznał na przykład, że jest białym Ronaldinho i zaczął przekładać nogi nad piłką – na ziemię sprowadziła go dopiero linia boczna, za którą wyjechał razem z futbolówką. Sliszowi z kolei zamarzyło się przerwanie siatki w bramce Daehne, ale zapomniał chłopina, że najpierw należy trafić w piłkę – efekt jego machnięcia w dogodnej sytuacji jest taki, że po meczu musi zgłosić się do hali piłkarzy ręcznych Wisły po drugiej stronie ulicy, by odebrać nogę, która wylądowała w okolicy. Lecimy dalej! Było nieudane wyjście z bramki Daehne, po którym Tuszyński walnął w boczną siatkę, zamiast do bramki lub przynajmniej do świetnie ustawionego kolegi. Było pudło Marazasa, który patelnię kończył jakimś pokracznym wślizgiem. Mieliśmy, jakby mało było żenady, próbę wymuszenia karnego przez Bohara. No i Maresa strzelającego w maliny po kapitalnym podaniu od… rywala z Płocka.
No i w końcu wisienka na torcie. Albo inaczej – wyraźnie podgnita wiśnia na zakalcu. Wisła Płock generalnie była w tym meczu czymś lepsza od Zagłębia, ale co z tego, skoro w bramce ma niemieckiego przebierańca. Jeszcze za pierwszym razem ośmieszył się Tuszyński, ale już przy drugim kiksie golkipera Bohar wyłożył piłkę Starzyńskiemu i Płock, przynajmniej dziś wieczorem, będzie chyba najsmutniejszym miastem w Polsce.
Patrzymy na skład Nafciarzy i nie wierzymy, że mogą zlecieć z ligi.
Patrzymy na tabelę i przypominamy sobie, że w bramce stoi Daehne i zaczynamy brać ten scenariusz pod uwagę.
[event_results 572086]
Fot. FotoPyK