Spluwaczka – niezwykle popularny przedmiot w budynkach użyteczności publicznej, z których zniknął dopiero na początku XX wieku. Początkowo cynowa bądź mosiężna misa, później szklana, a często nawet porcelanowa. Czasem można odnieść wrażenie, że piłkarzom też by się taka spluwaczka pod ręką przydała. Może dwa razy by się zastanowili, zanim spróbowaliby swoją śliną uraczyć przeciwnika. Wczoraj na szczęście do tego nie doszło – Cafu pewnie wciąż pluje sobie w brodę, że – zamiast w twarz Arkadiusza Piecha – napluł… No, sobie w brodę. A i tak został wywalony z boiska i ukarany czerwoną kartką.
Jak to pięknie, że VAR wychwytuje i pozwala z miejsca piętnować takich boiskowych chamów. Nie ma lepszej nauczki, by następnym razem trzymać nerwy na wodzy.
“W XIX w. w wielu krajach zakazano plucia w miejscach publicznych, a prasa europejska i amerykańska pełna była pouczeń, że plucie gdzie popadnie nie przystoi dżentelmenom. Dlatego w klubach dla panów zawsze ustawiano solidne, czasem bogato zdobione spluwaczki. Jeszcze 100 lat temu zastępy amerykańskich skautów w porozumieniu z Amerykańską Ligą Antygruźliczą malowały na murach napisy: “Nie pluj na chodnik!”. Wydany w 1912 r. po polsku przewodnik po Dusznikach-Zdroju informował kuracjuszy, że w uzdrowisku opala się maszynerye zakładu kąpielowego koksem, aby sadze jasnych ubrań nie brudziły. Przy suchym powietrzu skrapia się chodniki. Spluwanie na promenadach jest surowo zakazane – dowiadujemy się z artykułu Gazety Wyborczej o historii publicznego spluwania.
Niemniej – historia futbolu i w ogóle sportu toczy się własnym rytmem. Piłkarze na murawie charczą i odpluwają, a w niektórych przypadkach wręcz robią to zapamiętale. Taki Artur Boruc po straconych golach byłby pewnie w stanie zapełnić pięć, a może nawet i siedem spluwaczek. No ale to jeszcze pół biedy, gdy śliną spływa murawa. Znacznie gorzej, jeżeli splunięcie zostaje wykorzystane w ramach jakiejś boiskowej utarczki, a takich przypadków też pamiętamy sporo.
Wielu piłkarzy przerastających zawodnika Legii umiejętnościami o kilka poziomów potrafiło dalece przekroczyć granicę przyzwoitości i opluć rywala, czasami nawet wykorzystując moment jego nieuwagi. Niektórzy zresztą dość często uciekali się do stosowania tak haniebnego oręża. Wystarczy wspomnieć słynną anegdotę na temat Janusza Wójcika, który w szatni przed meczem z Anglią zrobił swoim podopiecznym przegląd dentystyczny, a zawodnikom z diastemą zlecił plucie na Davida Beckhama. Tu nie było nawet mowy o działaniu w afekcie, tylko o czystej premedytacji.
Cafu zaatakował rywala śliną w sposób wyjątkowo nieskuteczny. Można powiedzieć, że chciał mieczem wojować, ale sam od niego zginął. A oto kilka sytuacji, gdy splunięcie był nieco lepiej wycelowane.
Frank Rijkaard opluwający Rudiego Voellera
Jedna z najbardziej haniebnych scenek w dziejach mundiali. Na stadionowym zegarze wybiła mniej więcej dwudziesta minuta meczu 1/8 finału mistrzostw, gdy Rudi Voeller urwał się lewym skrzydełkiem i został stanowczo, a wręcz bardzo ostro powstrzymany przez podstawienie nogi. Faulującym był Frank Rijkaard, który za swoje przewinienie obejrzał żółty kartonik. Holender pobiegł zająć swoją pozycję przy stałym fragmencie gry, a po drodze… napluł Niemcowi we włosy, gdy ten stał odwrócony tyłem. Rudi poczuł, że coś się wydarzyło i szybko palcami namacał, że wcale nie został muśnięty w czuprynę przez przelatującego owada.
Voeller wpadł zatem w uzasadnioną wściekłość, co nie spodobało się arbitrowi, który również reprezentantowi RFN-u wlepił żółtko. Lada moment nastąpiła eskalacja konfliktu, kolejna spina między wspomnianą dwójką i – w efekcie – czerwone kartki dla obu zawodników. Wtedy Rijkaard opluł przeciwnika po raz drugi.
Światowe media przypuściły po spotkaniu zmasowany atak na Rijkaarda, nazywając go “Lamą”, w nawiązaniu do sympatycznego zwierzaka, który potrafi sprawić przykrą niespodziankę zbyt natarczywym gapiom w ogrodzie zoologicznym. Gdy w studiu pomeczowym BBC zapowiadano dokładne odtworzenie chamskiego zachowania Rijkaarda, jeden z prowadzących apelował: – Rodzice, błagam, wyłączcie swoim dzieciom na chwilę telewizory, bo to, co za chwilę zobaczymy, to absolutny skandal.
Ciekawie tę historię opowiadał Uli Hesse-Lichtenberger, niemiecki dziennikarz sportowy i pisarz. Cytat z jego książki przywołuje The Guardian: – Rijkaard znał Voellera z Włoch i oni naprawdę się szanowali. Pięć miesięcy po tym okropnym wydarzeniu, gdy Milan grał z Romą, Rijkaard przeprosił i powiedział, że stracił głowę. Wyjaśniał, że był pod ogromną presją, bo rozstał się z żoną tuż przed rozpoczęciem mistrzostw świata.
– Tamtego dnia zachowałem się źle – wyznał natomiast sam Rijkaard po latach. – Voeller mnie nie obrażał, nie ma mowy o żadnych rasistowskich komentarzach wobec mnie. Zawsze miałem i mam dla niego mnóstwo szacunku. Po prostu wpadłem w furię. Porozmawiałem z nim później i przeprosiłem. Bardzo się cieszę, że przyjął te przeprosiny. Nie żywię do niego żadnych negatywnych uczuć, zagraliśmy nawet razem w zabawnej reklamie.
Kadr z reklamy masła, w ramach której zorganizowano coś na wzór pojednawczego śniadania zwaśnionych zawodników.
– Holenderska firma wpadła na taki pomysł, organizując nam publiczne pojednanie. Hasłem przewodnim reklamy było “Alles in Butter”, czyli “Wszystko w porządku”. Nasze gaże zostały przekazane na cele charytatywne, inaczej bym się na to nie zgodził – opowiadał Voeller w rozmowie z Guardianem.
Francesco Totti opluwający Christiana Poulsena
Nawet poza Rzymem jest kochany, nie bez powodu. Francesco Totti stał się symbolem wierności barwom, jednym z ostatnich sprawiedliwych w świecie futbolu. Ale legenda Wiecznego Miasta to nie tylko setki goli strzelonych w barwach Giallorossich, to nie tylko maestria techniczna i niesłychana boiskowa oraz pozaboiskowa charyzma. Gdyby spisać wszystkie godne potępienia zachowania wieloletniego kapitana Romy, wyszedłby z tego całkiem opasły rozdział jego obfitej w piękne chwile biografii.
Wystarczy wspomnieć rok 2004 i starcie Włochów z Danią. To był pierwszy mecz Italii podczas Euro 2004, a Tottiemu już puściły nerwy. Napluł rywalowi w twarz. Sędziom to zachowanie umknęło, nie wywalili go z boiska, ale po meczu Włoch nie uniknął już fali krytyki i – przede wszystkim – zawieszenia.
Brytyjski The Telegraph donosił wówczas: – Incydent przeszedł bez echa podczas meczu, ale dwa dni później duńska stacja telewizyjna, która robiła specjalny materiał na temat gry Tottiego, zademonstrowała pogrążający go fragment filmowy. To skłoniło Duńską Federację Piłkarską, by zgłosić oficjalny protest do UEFA. William Gaillard z europejskiej federacji powiedział, że włoski zawodnik zostanie ukarany trzema meczami zawieszenia. Z trzech powodów: po pierwsze, zawodnik przyznał się do winy. Po drugie, okoliczności turniejowe. Gdyby mistrzostwa trwały dłużej, decyzja mogłaby być inna. Po trzecie – powaga przestępstwa.
Prawnik Tottiego, pani Giulia Bongiorno, nie zdecydowała się na odwołanie. – Omawiałam tę sprawę z Tottim i włoską federacją. Nie będziemy apelować. Wyrok jest słuszny. Wzięli pod uwagę przeprosiny piłkarza i stopień prowokacji, na jakie był wystawiony w trakcie całego spotkania. Biorąc to wszystko pod uwagę, postanowiliśmy tak zakończyć tę sprawę.
Po latach sam Totti opowiedział: – Jedyna rzecz, jakiej żałuję w całej mojej karierze, to właśnie moje zachowanie wobec Poulsena. Oplucia go. Nie miałem zamiaru zrobić czegoś podobnego. Nigdy wcześniej się tak nie zachowałem i do tej pory jest mi przykro z tego powodu. I nigdy później też nic takiego nie zrobiłem. Szczerze mówiąc, kiedy po dwóch czy trzech dniach Vito Scala przyszedł do mnie i powiedział: „Coś ty zrobił?! Naplułeś komuś w twarz?”, odpowiedziałem mu: „Czyś ty oszalał?!” Nie pamiętałem, że to zrobiłem. To był impuls. Potem ta sytuacja została wyolbrzymiona, ale to jest normalne.
W obronie Tottiego stanęli koledzy. Fabiano Cannavaro powiedział: – Poulsen też zasłużył na karę. Prowokował Tottiego przez cały mecz, chwilę wcześnie uderzył go łokciem. Również legendarny Il Trap, czyli Giovanni Trapattoni, nie zgłaszał pretensji: – Jestem dla niego jak ojciec. A dobry ojciec wie, że synowi zdarza się popełniać w życiu błędy. Niesmak wyraził natomiast Sir Bobby Robson: – Totti ma szczęście, że nie sądziła go angielska federacja, bo wyleciałby do końca turnieju. Plucie na kogoś jest po prostu nie do zaakceptowania. Piłkarze są wzorem dla dzieci, a Totti zachował się niedopuszczalnie. Dobrze, że nie uniknął kary.
Patrick Vieira opluwający Neila Ruddocka
Żeby dobrze zrozumieć kontekst tej sytuacji, warto chyba przypomnieć, jakim boiskowym sukinsynem był Neil “Brzytwa” Ruddock. Niech zaświadczy o tym fragment wywiadu udzielonego talkSPORT: – Uwielbiałem kopać Andy’ego Cole’a. Wiem, że to niezbyt szlachetne i niezbyt mądre, ale kiedyś jednym wślizgiem połamałem mu obie nogi – przechwalał się były piłkarz Liverpoolu. Cała sytuacja miała miejsce w meczu rezerw The Reds z rezerwami Manchesteru United. – Oczywiście nie chciałem mu połamać obu, ale… Jedną rzeczywiście miałem zamiar mu złamać. Zresztą, sędzia nie dał im nawet rzutu wolnego. Doskonale mi to wyszło. Przepuścił sobie piłkę, a ja go zniszczyłem. Powtarzam – wiem, że to nie było mądre. Ale czułem się doskonale.
Patrick Vieira to może nie był przykład boiskowego dżentelmena, ale aż z taką brutalnością go, mimo wszystko, nie kojarzymy, choć czerwonych kartek obejrzał w życiu sporo. W październiku 1999 roku francuski pomocnik – wówczas już mistrz świata i jeden z liderów Arsenalu – kompletnie stracił nad sobą panowanie w meczu Premier League. Opluł Neila Ruddocka z West Hamu, a gdy wyproszono go wreszcie z boiska, wdał się jeszcze w bójkę z policjantami w tunelu, prawie roznosząc w pył stadion Upton Park. Oszalał.
Arbiter wyrzuca Patricka Vieirę z boiska.
Vierię ukarano drugim żółtkiem za faul na Paolo Di Canio, legendzie West Hamu. Włoch był gwiazdą tamtego spotkania – dryblował jak szatan, zdobył dwa gole i tym samym zapewnił swojemu klubowi derbowe zwycięstwo. Jednak Martin Thorpe, brytyjski dziennikarz, pisał świeżo po spotkaniu, że wychwalanie Di Canio i potępienie w czambuł Vieiry byłby przesadnym uproszczeniem przebiegu gry. Zdaniem reportera – Di Canio notorycznie w tamtym meczu symulował i właśnie w taki sposób wymusił i pierwszy, i drugi żółty kartonik dla francuskiego oponenta. Arbiter przeoczył też oczywistą rękę przy otwierającym golu dla West Hamu.
Po czerwonej kartce “Brzytwa” Ruddock z pełnym impetem władował się w rozpaczliwie protestującego Vieirę ciałem i zaczął go prowokować. W swoim stylu. Reakcją odciąganego przez kolegów Francuza było splunięcie.
Po spotkaniu awanturom nie było końca. – Di Canio grał fantastycznie, ale jestem nim rozczarowany. Oszukiwał – żalił się Arsene Wenger. – Strasznie mnie frustrowało jego zachowanie. Pierwsza żółta kartka dla Vieiry to była symulka, również w drugim przypadku dodał sporo od siebie. Nie dziwię się Patrickowi, że był rozżalony. Z kolei sam Ruddock po spotkaniu opowiadał: – Vieira to dno dna. Cenię go jako zawodnika, ale nie jako człowieka. Musi zostać zawieszony na długi czas.
Stanęło na prawie 50 tysiącach funtów kary i sześciu meczach zawieszenia dla Vieiry. Cztery mecze za awanturę na boisku, dodatkowe dwa za rozbój w tunelu. Tak zadecydowała angielska komisja dyscyplinarna. Wenger otwarcie domagał się, by ukarano również prowokującego Ruddocka. Bill Pierce z The Independent cytował Francuza: – To bardzo dotkliwa, bardzo ciężka kara. Zwłaszcza wobec tych spekulacji o tym, co się działo w tunelu. Chciałbym, żeby nasz klub odwołał się od decyzji. Nie wiem, być może federacja znalazła się pod zbyt dużą presją, bo wszystkie media skupiły się na tym incydencie. Ale mam nadzieję, że będą podejmowali decyzje w tym samym duchu wobec każdego zawodnika, nie tylko Patricka. Kara za plucie to rzecz oczywista, ale trzeba też piętnować fizyczne napaści.
Ostatecznie “Brzytwa” z całej afery wymiksował się bez szwanku, opowiadając przy okazji w wywiadach. – Vieira chciał mnie opluć, ale nie trafił. Chociaż czosnek z jego gęby wyczułbym z kilometra. Francuz zarzucał mu rasistowskie prowokacje, trwające przez cały mecz, lecz skończyło się pouczeniu.
– Za co tu karać? Za boiskowe dowcipy? – kpił Harry Redknapp, manager West Hamu. – Jeżeli już nie można sobie trochę dogryzać i wymieniać się złośliwościami, to gdzie się podziało angielskie poczucie humoru? My, Anglicy, potrafimy się z siebie śmiać. To nasza wielka zaleta. Słyszałem, że Vieira był przez cały mecz prowokowany i dlatego opluł naszego zawodnika. Co za brednie. A oni w Arsenalu to co, nikogo nie prowokują?
Fabien Barthez opluwający arbitra
Fabien Barthez zakończył karierę w 2007 roku. Jeszcze rok wcześniej wystąpił w finale mistrzostw świata, strzegąc bramki Trójkolorowych dowodzonych przez Raymonda Domenecha, który zawsze łysego golkipera uwielbiał. Tymczasem niewiele brakowało, a kariera słynnego bramkarza dobiegłaby końca rok wcześniej. Barthez w lutym 2005 roku został ukarany półrocznym zawieszeniem za oplucie sędziego w meczu towarzyskim. Zrobiło się głośno o tym, że 33-letni zawodnik na boisko już po prostu nie wróci. Tym bardziej, że w Olympique Lyon klasę pokazywał Gregory Coupet.
Cała sprawa rozegrała się w Casablance, gdzie Olympique Marsylia grał sparing z miejscowym Wydad Athletic Club (WAC). Dziesięć minut przed końcem spotkania na boisku rozgorzała gigantyczna awantura. Wszystko zaczęło się od wyrzucenia z boiska jednego z piłkarzy francuskiej drużyny, Frederica Dehu. Sędzia prowadzący tamto spotkanie, Abdellah El-Achiri, kompletnie stracił nad widowiskiem kontrolę. Zawodnicy obu drużyn rzucili się sobie do gardła, zaś Barthez swoje niezadowolenie z decyzji arbitra wyraził w sposób odrażający – opluwając go. Tak przynajmniej relacjonował sprawę poszkodowany.
– Byłem zaskoczony widząc, że podbiega do mnie Barthez. Wcześniej został zmieniony i nie powinien przebywać na boisku. Obraził mnie i opluł – żalił się El-Achiri w rozmowie z L’Equipe.
Fabien Barthez w barwach Olympique Marsylia.
Pierwotnie kara dla golkipera miała być umiarkowanie surowa – sześć miesięcy bezwzględnego rozbratu z futbolem. Później zdecydowano się ją złagodzić i wlepić bramkarzowi tylko trzy miesiące kary. Sezon układał się tak, że w sumie Barthez opuściłby bardzo mało spotkań. Jego Marsylia i tak nie miała już szans na mistrzowski tytuł w lidze, więc – Bogiem a prawdą – niespecjalnie by to zapewne zabolało i samego zawodnika, i jego klub. To nie spodobało się francuskiej federacji, interweniował nawet minister sportu. Z uwagi na kolonialną historię relacji francusko-marokańskich, sprawa zrobiła się polityczna. – Jestem zaskoczony wyrozumiałością, z jaką potraktowano Bartheza – oświadczył Francois Lamour, minister sportu. – Szacunek do pracy sędziego ma fundamentalne znaczenie. Wtórował mu szef UNAF, czyli francuskiego związku arbitrów: – Jestem wściekły tą karą. Trzeba naprawdę mieć tupet, by ogłaszać tak żenujący wyrok.
– Żałuję tego, co się stało, ale nie jestem winny. W twarz mu nie naplułem, to nie jest prawda. Nawet nie otarł po wszystkim twarzy, a kiedy ktoś cię opluje, to chyba się automatycznie wycierasz? Niektórzy ludzie nie przedstawiają historii uczciwie, a ten sędzia nie postępował czysto wobec nas. Nie mogłem zaakceptować, że nasi zawodnicy są poniewierani i nie ma na to reakcji. Wszyscy jesteśmy ludźmi i czasem ponoszą nas emocje – żałuję, że moje zachowanie widziało tak wiele dzieciaków. (…) Postanowiłem teraz przygotować się do następnego sezonu w Marsylii. Dołożę wszelkich starań, żeby być przygotowanym w stu procentach. Wyjazd na mistrzostwa świata w 2006 roku to mój najważniejszy cel – opowiadał z kolei Barthez. Dodał też, że przeprosił wszystkich na pomeczowej kolacji. Ale sędziów na niej nie było.
Abdeslam Ouaddou, eks-obrońca Fulham i reprezentant Maroka, nie potrafił wybaczyć Francuzowi jego zachowania. Mecz sparingowy był dużym wydarzeniem telewizyjnym i urywki ze skandalicznym zachowaniem bramkarza stały się głównym tematem wszelkich serwisów informacyjnych: – Nigdy nie widziałem, żeby Barthez tak się zachowywał grając w Anglii. Posunął się o wiele za daleko. Znieważył sędziego, znieważył rywali i znieważył wszystkich Marokańczyków. Wszyscy moi rodacy są nim rozczarowani.
Ostatecznie bramkarz na wymarzony mundial pojechał. Do gry wrócił w październiku 2005 roku.
El Hadji Diouf opluwający mnóstwo osób
Mistrzostwa Świata 2002 był oczywiście turniejem należącym do reprezentacji Brazylii i szalejącego Ronaldo, ale fenomenalny występ Senegalczyków na japońsko-koreańskim turnieju również jest pamiętany do dziś. Między innymi za sprawą fantastycznych popisów El Hadjiego Dioufa. Gdyby ten niesłychanie utalentowany zawodnik skupiał się w swoim życiu wyłącznie na graniu w piłkę, dziś wymienialibyśmy go w gronie największych postaci afrykańskiej piłki.
Wielki miał potencjał, ale niewiele szarych komórek.
The Telegraph przygotował kiedyś całą listę incydentów z udziałem Senegalczyka, tytułując artykuł: “Ściana Wstydu”. Tekst był pisany w 2009 roku, gdy piłkarz nie miał jeszcze trzydziestki na karku, a już zdążył zebrać tak bogatą kolekcję zawieszeń, wykluczeń i rozmaitych wybryków, że wielu zawodnikom nie starczyłoby na to pięciu kariery. Zwyzywanie sędziego, perfidne symulki, prowadzenie auta po pijaku, pobicie byłej żony w nocnym klubie, celowe sprowokowanie czerwonej kartki by pojechać na kadrę, groźby wobec kolegów z zespołu, rasistowskie komentarze wobec chłopca do podawania piłek. No i plucie, rzecz jasna.
Pierwszy tego rodzaju incydent miał miejsce niedługo po słynnym mundialu, gdy Diouf reprezentował barwy Liverpoolu. Jack Wills z bloga Tale of Two Halves wspominał: “Pomimo pozytywnego startu w barwach The Reds, jego przygoda z tym klubem została przysłonięta przez jego ślinę. W marcu 2003 roku Diouf dał upust swojej frustracji podczas meczu z Pucharu UEFA przeciwko Celticowi. Przy wyniku 1:1 wpadł w tłum zgromadzony na Parkhead. Został oczywiście okrutnie zelżony, a jeden z fanów potargał go po głowie. Zamiast to olać, Diouf odwrócił się i napluł w stronę tłumu.
Brytyjscy kibice często traktowali Dioufa paskudnie, fakt. Jednak on też nie trzymał ciśnienia.
Senegalczyk nie otrzymał za swój wybryk czerwonej kartki, ale został zawieszony przez UEFA na dwa mecze i dostał pięć tysięcy funtów grzywny. Gerard Houllier zmiażdżył go po meczu: – Ludzie będą ci to wypominać przez całą twoją karierę. Cóż, miał rację.”
Kariera Dioufa w Liverpoolu szybko dobiegła końca. W 2002 roku wydawało się działaczom The Reds, że dziesięć baniek za takiego grajka to promocja. W 2004 roku Senegalczyk wyleciał już na wypożyczenie, a rok później pozbyto się go na Anfield z ulgą, zaś sam zawodnik potem z beztroską pogardą wypowiadał się o byłych kolegach z drużyny: – Carragher? To pierdolony przegraniec. Ja jestem piłkarzem klasy światowej, on gra jak gówno. (…) Gerrard to Mr Liverpool, zgoda. Ale ja jestem Mr Senegal. Co jest większe, Senegal czy Liverpool? Uwierzcie mi – Senegal jest o wiele większy.
Niestety – wraz z opuszczeniem Anfield nie zakończył się ślinotok Dioufa i nie mamy tu na myśli wyłącznie wygadywania głupot, jakie tylko mu ślina na język przyniosła. W 2004 roku został ukarany za oplucie jedenastoletniego kibica Middlesbrough. I na tym nie koniec. Wills pisze: “Incydent z kibicem Boro mógł być przypadkowy, ale nie można już było zaprzeczyć intencji w opluciu byłego kapitana Portsmouth, Arjana De Zeeuwa. Diouf rozzłościł się, że nie podyktowano karnego za faul na nim. W ramach protestu starł się z De Zeeuwem i napluł mu w twarz. Został wówczas kompletnie zmiażdzony przez opinię publiczną.
Alan Shearer powiedział w ramach programu “Match of the Day”: – Jako piłkarz nie możesz upaść niżej, niż plując w twarz przeciwnikowi. Sam De Zeeuw powiedział, że wolałby już dostać pięścią w nos”.
Jamie Carragher opluwający córkę dowcipnisia
Chociaż wspomniany już Carragher z Dioufem się niespecjalnie dogadywał, to również i on zasłynął pewnym zaplutym incydentem, choć było to już grubo po tym, gdy odwiesił buty na kołku. Anglik, wówczas ekspert w programie “Monday Night Football”, dał się sprytnie podejść prowokatorowi z Old Trafford. Pisaliśmy o tym na Weszło:
“Jadący samochodem Carragher został zauważony i zaczepiony przez kibica Manchesteru United. Fan Czerwonych Diabłów opuścił szybę i zaczął pokrzykiwać do byłego obrońcy Liverpoolu: „dwa do jednego, koleżko!”. Jak zareagował stały ekspert programu „Monday Night Football”? Cóż – Carragher opuścił szybę i ewidentnie nie było go stać na rzucenie jakiejś błyskotliwej riposty. Po prostu paskudnie napluł w stronę jadącego na sąsiednim pasie samochodu. A że nie był to nigdy specjalista od celności, to zamiast opluć rozbawionego do łez kibica Manchesteru, któremu wybornie udał się trolling, trafił przede wszystkim w jego 14-letnią córkę. I czym prędzej odjechał, zapewne z przekonaniem, że w ten sposób choć trochę powetował sobie porażkę The Reds z odwiecznym przeciwnikiem.”
– To był moment szaleństwa, który naprawdę trudno mi wytłumaczyć. Oglądam ten klip w kółko i czuję się niemalże tak, jak gdybym to nie był ja. Ten krótki moment, tych kilka sekund opętania jest oczywiście niemożliwe do usprawiedliwienia. Żadne okoliczności tego nie tłumaczą – kajał się publicznie Carragher. – Zastanawiam się, dlaczego tak zareagowałem. To część życia, jeśli jesteś osobą publiczną – możesz usłyszeć różne słowa, ale nigdy nie wolno ci stracić nad sobą panowania. Mnie się to tym razem zdarzyło i nie znajduję dla siebie usprawiedliwienia. Nie mogę sobie wybaczyć, że wciągnąłem w to moją rodzinę.
Anglik oczywiście natychmiast przeprosił poszkodowanych, ale i w domu nie miał łatwego życia. – Zadzwoniłem wczoraj do moich bliskich. Byli rozczarowani i źli na moje postępowanie. Wielu rzeczy w tej sytuacji żałuję, ale najbardziej tego, ze czternastoletnia dziewczynka – dziecko w wieku moich córek – została w to włączona. To mnie po prostu niszczy, nie potrafię się z tym pogodzić.
Ostatecznie skończyło się na zawieszeniu. Telewizja Sky Sports bardzo poważnie podeszła do sprawy, ale za Carragherem wstawiło się wielu widzów, a nawet jego dawny boiskowy rywal, Gary Neville. Skrucha piłkarza była tak ewidentna, że nie było sensu jeszcze ostrzej go karać i na amen kończyć współpracy.
Najwięksi też opluwali?
Gdy Cristiano Ronaldo występował jeszcze w barwach Manchesteru United, media były wyczulone na każdy jego gest, ze splunięciami włączenie. Oskarżano go o szereg przypadków, w których – zdaniem dziennikarzy – intencjonalnie napluł w stronę przeciwnika. Najgłośniej zrobiło się wokół starcia Czerwonych Diabłów z Derby County, gdy Portugalczyk miał splunąć na Robbiego Savage’a. Na zdjęciu faktycznie widać frunącą w kierunku zawodnika Derby ślinę, ale sam Walijczyk uciął wszelkie spekulacje na ten temat: – Nic takiego nie zaszło. Jeżeli macie jakieś fotografie, które udowadniają coś innego, to ja tego na boisku nie zauważyłem. Nie mam nic do Cristiano.
Zdjęcie o którym mowa.
Kamerzystom zdarzyło się również przyłapać na takim występku Lionela Messiego. Było to już prawie dekadę temu, podczas starcia Barcelony z Malagą. Duma Katalonii zwyciężyła pewnie, 4:1, ale na Argentyńczyka spadły po meczu gromy za rzekome splunięcie w kierunku Dudy, portugalskiego zawodnika z drużyny przeciwnej. Jednak Malaga zdecydowała się nie składać protestu, a sam Duda skomentował, że między nim a Messim nie było podczas tamtego spotkania złej krwi i całego zdarzenia nie odnotował.
W 2008 roku zawieszenia za plucie doczekał się natomiast Sergio Aguero.
Wszystko miało miejsce w ramach Pucharu UEFA, gdy Atletico z Kunem w składzie grało przeciwko Boltonowi. Gdzie, nawiasem mówiąc, występował wówczas omawiany już Diouf, który zdobył nawet wówczas kluczowego gola. Argentyński napastnik podczas jednego z pojedynków splunął ze złością na murawę. Arbiter boczny uznał, że było to wymierzone w przeciwnika i piłkarz Los Colchoneros obejrzał czerwony kartonik, choć na boisku pojawił się dopiero czternaście minut wcześniej.
Przypadki można mnożyć. Gdy Roberto Carlos przed meczem Brazylii z Paragwajem powiedział: “Rozwalimy tych Indian”, po końcowym gwizdku skończył z potężną plwociną w oczach. Jose Luis Chilavert nie wybaczał takich przewin. – On obraził mnie, moich rodaków, moją rodzinę. Gdybyśmy nie byli wtedy na boisku, zmiażdżyłbym mu czaszkę. Postąpiłem słusznie. Podczas meczu ten pieprzony kurdupel powiedział do mnie znowu: “Wstawaj, Indianinie”, a potem złapał się za jaja. Pod koniec meczu wskazał na wynik, mówiąc: “Patrz, Indianinie. 2:0. Jesteś do dupy” – pieklił się później legendarny paragwajski golkiper. Oko kamery wielokrotnie przyłapywało też na pluciu hiszpańskich rozbójników. Diego Costę plującego pod nogi sędziemu, Sergio Ramosa celującego śliną w kierunku Iago Aspasa i…w samego Costę również. Na agresywnego napastnika Atletico napluł także Anotnio Amaya z Betisu.
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Z najświeższych historii przypomina się choćby Douglas Costa.
Cóż – Cafu nie jest pierwszy i nie jest ostatni, choć trzeba przyznać, że plucie wyszło mu wyjątkowo nieudolnie. Tak czy owak – świetnie, że nie uniknął kary. Oby VAR oznaczał początek końca takich zachowań w świecie futbolu.
Michał Kołkowski
fot. newspix.pl