Reklama

Dostaliśmy, czego chcieliśmy. Koszykarze w grupie marzeń na MŚ

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 marca 2019, 14:33 • 4 min czytania 0 komentarzy

Do wyboru z pierwszego koszyka mieliśmy USA, Francję, Hiszpanię i Chiny. Trafiliśmy na gospodarzy mistrzostw. Z czwartego m.in. Turcję. Dostaliśmy Wenezuelę. Z ósmego mogliśmy trafić na groźną Tunezję. Zamiast tego naszą grupę uzupełniło Wybrzeże Kości Słoniowej. Napiszemy wprost: lepiej być nie mogło.

Dostaliśmy, czego chcieliśmy. Koszykarze w grupie marzeń na MŚ

Doświadczenia z przeszłości mówią nam, że lepiej wstrzymać się od pisania „awans pewny, jesteśmy faworytem”, ale naprawdę trudno patrzyć na tę grupę inaczej. Właściwie z miejsca możemy odrzucić jakąkolwiek rozmowę o Wybrzeżu Kości Słoniowej. Tu sprawa jest prosta: taki zespół trzeba pokonać. I to najlepiej niespecjalnie się męcząc. To reprezentacja, która na mistrzostwa wlatuje z najniższym rankingiem ze wszystkich, a w pierwszej fazie eliminacji wygrała dwa mecze, przegrywając cztery inne. Awansowała dalej, bo z czteroosobowych grup wychodziły po trzy zespoły.

Sprawa nieco komplikuje się, gdy chodzi o dwie pozostałe kadry. Choć Wenezuela też zdaje się być reprezentacją, którą ograć należy. Na próżno szukać tam kogokolwiek, kto błyszczałby w mocnych ligach. Ba, żeby znaleźć jakiekolwiek ciekawe historie, należy się nieco wysilić. Mówi nam o tym Krzysztof Sendecki, dziennikarz sportowy Radia ZET i komentator koszykówki na antenie Sportklubu:

– Komentowałem ich mecze na igrzyskach w Rio i nie była to zbyt poważnie wyglądająca reprezentacja. W pamięć zapadł mi wtedy co najwyżej Gregory Vargas, dziś już 33-letni gość, którego listę klubów na Wikipedii przewija się dość długo. Nawet nie chcę liczyć, ile ich ma, ale trochę zwiedził. Jest też John Cox, kuzyn Koby’ego Bryanta. Ten drugi losował zresztą grupy mistrzostw. Ale nie wiem, czy John wystąpi. Generalnie to tego typu ciekawostki. Poza tym trudno kogokolwiek wskazać, nie jest to wielka drużyna. Z taką grą, jaką zaprezentowaliśmy z Chorwacją czy Włochami, powinniśmy z nimi wygrać.

Reklama

Zostały Chiny. I tu może być trudno. Bo wiadomo jak jest – ściany pomagają gospodarzom, a Chińczycy na wielkie imprezy potrafią się motywować. Tym bardziej, że oni naprawdę lubią basket. To kraj ze stosunkowo mocną ligą, do której przyjeżdża pograć wielu gości z NBA. Co prawda głównie tych zbliżających się do emerytury, ale to jednak spory zastrzyk umiejętności, które tamtejsi gracze mogą podziwiać na żywo. Z drugiej strony jednak Yao Ming już nie gra, a reszta tamtejszych zawodników przesadnie imponujących karier nie zrobiła.

Krzysztof Sendecki:

– Chiny będą grały u siebie, z pewnością mają ciśnienie na awans. Tam jest zresztą cały biznes koszykarski, związany z NBA. Patrząc jednak na skład… jest może ze dwóch gości, którzy próbowali albo próbują swoich sił w NBA i nie bardzo im to wychodzi. Cała reszta jest z ligi chińskiej. Pewnie Maciej Lampe [gra w tamtejszej lidze – przyp. red.] będzie musiał się wykazać jako skaut przed tym meczem, bo on opcjonalnie może tych zawodników znać. Jednak reprezentacja sama w sobie jest dość anonimowa.

Z grupy wychodzą dwie ekipy. Więc nawet, gdyby przytrafiła nam się porażka z gospodarzami, pozostaje spory margines bezpieczeństwa. Wystarczy ograć pozostałe, słabsze ekipy i powinniśmy grać dalej. Oczywiście, należy pamiętać o jednym: Polacy ostatni raz grali o punkty z ekipami spoza Europy tak dawno, że najstarsi kadrowicze tego nie pamiętają. Nie można ich więc zlekceważyć, bo trudno nam powiedzieć, czym mogą zaskoczyć. Po prostu trzeba zrobić swoje i wejść do najlepszej szesnastki.

Tam trafimy do kolejnej grupy, gdzie do – zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem – nas i Chińczyków powinny dołączyć dwa zespoły z grupy B. Czyli najprawdopodobniej Rosja i Argentyna. I tu sprawa się komplikuje, bo wydaje się, że szesnastka to dla nas maksimum możliwości. Ale nie oznacza to, że takie osiągnięcie nie przyniesie nam korzyści.

Krzysztof Sendecki:

Reklama

– Nawet jeśli ta Argentyna jest słabsza niż w takim 2004 roku, no to dla nas jest to trochę kosmos. Nie mówiąc już o Rosji, która w najmocniejszym składzie będzie zupełnie innym zespołem niż w eliminacjach, gdzie miała problemy. Powinniśmy się skupić na tym, żeby wyjść z tej pierwszej grupy. To już będzie sukces. Tym bardziej, że wejście do szesnastki – choć FIBA jeszcze tego dokładnie nie określiła – prawie na pewno gwarantuje udział w jakichś turniejach eliminacyjnych do igrzysk olimpijskich. Więc nawet jeśli nie ugramy niczego wielkiego na mistrzostwach, to w następnym roku będzie można się przygotowywać do turnieju eliminacyjnego na igrzyska. Nie jedziemy do Chin po medale, ale warto byłoby na dłużej zostać w tym międzynarodowym świecie koszykówki.

Fot. Newspix 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...