Świetny mecz, mnóstwo determinacji i okazji pod obiema bramkami, imponujący upór w dążeniu do drugiego gola. Po dzisiejszym meczu GKS-u Tychy ze Stalą Mielec lista pochwał jest długa, obejmuje zarówno piłkarzy, jak i trenerów. Problem polega na tym, że wszystkie udane zagrania przyćmiła jedna decyzja sędziowska, która prawdopodobnie kosztowała Stal utratę dwóch punktów.
Chodzi naturalnie o wejście Grzegorza Tomasiewicza w pole karne a następnie kontakt z nogami Keona. Były reprezentant Trynidadu i Tobago przegrał z polskim pomocnikiem walkę o pozycję i… No właśnie. Zdaniem sędziego interweniował czysto, na tyle, że to Tomasiewicz został ukarany żółtą kartką po swoim upadku niemal w polu bramkowym GKS-u. Naszym zdaniem? Powtórki nie są wprawdzie jednoznaczne, zwłaszcza, że kontakt następuje między nogami zawodników w pełnym biegu, ale raczej wskazalibyśmy po tej akcji na wapno. Okej, przepychanie to jedno, obaj piłkarze złapali się za barki, ale gdy Tomasiewicz zaczął wyprzedzać Keona, doszło jeszcze zahaczenie. Komentatorzy próbowali usprawiedliwiać obrońcę GKS-u, my nie do końca się z tym zgadzamy.
Gol na kwadrans przed końcem mógłby rozstrzygnąć losy rywalizacji, zwłaszcza, że przecież mówimy o Stali, ekipie, która w ostatnich 10 spotkaniach straciła ledwie 4 gole (z czego dwa z rzutów karnych). Zamiast tego otrzymaliśmy remis, który mielczan w żadnym wypadku urządzać nie może – w przypadku zwycięstwa ŁKS-u Łódź nad Wartą Poznań, strata do drugiego miejsca będzie wynosić już pięć punktów.
Okej, ale z drugiej strony: czy Tyscy zasłużyli na porażkę? Choć różnica w liczbie zdobytych punktów, celach na ten sezon oraz zwyczajnie piłkarskiej jakości poszczególnych piłkarzy przemawiała na korzyść Stali, tyszanie stworzyli bardzo ciekawe widowisko, zwłaszcza w końcówce. W pierwszej połowie nie do końca potrafili złapać rytm, brakowało im dokładności, często również zrozumienia – jak choćby przy niektórych niekonwencjonalnych zagraniach Grzeszczyka i Adamczyka. Po przerwie jednak najpierw zdobyli wyrównującego gola po rzucie rożnym, a potem do ostatniej sekund bili się z trzecią siłą ligi o pełną pulę. Byliśmy pewni, że remis w pełni zadowoli gospodarzy, zwłaszcza po tej pierwszej połówce, gdy momentami mieli problemy z odzyskaniem piłki.
Tak było choćby przy golu, gdy kolejni zawodnicy w czarnych koszulkach biegali bezwiednie za krążącą między mielczanami piłką. Tomasiewicz, Prokić, Tomasiewicz, Nowak. Szybka wymiana podań, piłka w siatce, dezorientacja wypisana na twarzach zawodników GKS-u. Tego typu akcji nie brakowało, gospodarze popełnili też kilka błędów lekceważąc szybkość Prokicia (skończyło się jego niedokładnym uderzeniem) czy pressing nawet w polu karnym (Jałocha odbił piłkę od napastnika tak, że prawie wpadła do jego bramki).
Mieliśmy pełne prawo sądzić, że po golu się cofną i będą pilnować punktu z faworyzowaną Stalą. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zamiast tego nabrali wiatru w żagle. Znamienna była zwłaszcza sytuacja z doliczonego czasu gry, gdy Stal Mielec wykonywała rzut rożny. W „normalnych” okolicznościach spodziewaliśmy się jedenastu gospodarzy we własnym polu karnym. GKS? TRZECH na desancie i jeszcze jeden w charakterze łącznika, w polu karnym krycie właściwie jeden na jednego, bez asekuracji. Tak odważna (brawurowa?) gra nieomal dała efekt w postaci drugiej bramki, ale rykoszet w przedostatniej akcji meczu, po strzale Grzeszczyka, wylądował na poprzeczce.
Oglądało się to przyjemnie, bo właściwie kontra goniła kontrę. To GKS wychodził w pięciu na czterech zawodników Stali, to znów Stal goniła na drugą połowę w przewadze liczebnej. Znów kiepski mecz zagrał Mendi – raz potknął się przy wyjściu do prostopadłej piłki, raz źle przyjął przy doskonale zapowiadającym się ataku. Trochę więcej wymagalibyśmy również od Stebleckiego, którego uderzenia z dystansu nie przynosiły żadnego efektu. Tradycyjnie groźnie napędzał akcje Prokić i równie tradycyjnie: marnował piłki w końcowej fazie.
Remis wydaje się oddawać przebieg gry i cały czas zastanawiamy się tylko: co byłoby, gdyby po upadku Tomasiewicza sędzia wskazał na jedenasty metr. Oby mielczanie nie rozpamiętywali tego, gdy będą spoglądać na tabelę końcową I ligi.
GKS Tychy – Stal Mielec 1:1 (0:1)
Nowak 24′ – Sołowiej 51′