Po wygranej z Cracovią i remisie w Gdańsku kibice Wisły Płock mogli mieć nadzieję, że najgorsze za nimi i drużyna wraca na właściwe tory. Po Pogoni Szczecin nastąpiło jednak szybkie sprowadzenie na ziemię. “Portowcy” ogólnie nic wspaniałego nie zagrali, ale w sporej mierze dzięki słabości gospodarzy zgarnęli komplet punktów bez wielkiego stresu.
Po kilkunastu minutach nie mieliśmy już złudzeń: to jeden z tych męczących meczów walki, w których decydować będą szczegóły, czyli na przykład czyjś indywidualny błąd. I taki został popełniony pod koniec pierwszej połowy. Padło na Alana Urygę. Gola zawalił podwójnie. Najpierw źle się zachował przy górnej piłce, która zdążyła się już odbić od murawy, dzięki czemu w bardzo dobrej sytuacji znalazł się David Stec. Wydawało się, że zawodnik gości za wolno reagował i jest po wszystkim, ale przytomnie zagrał do Adama Buksy. Ten zdecydował się na zwód na “zamach”, a właśnie w tym momencie Uryga wykonywał wślizg. Skończyło się ewidentnym faulem, rzut karny bez dyskusji. Wykonywał go Kamil Drygas. Strzelił w poprzeczkę, ale niczym czołg do dobitki głową ruszył Buksa, będący przy nim Adam Dźwigała nie miał szans powalczyć.
Kosta Runjaić przemeblował skład po batach z Zagłębiem Lubin. Do jedenastki wskoczyli Sebastian Kowalczyk, Jarosław Fojut, Hubert Matynia i wspomniany Stec, a na ławce usiedli Ricardo Nunes, Mariusz Malec i Iker Guarrotxena, do tego za kartki pauzował Tomas Podstawski. Trener Pogoni poszedł w ślady Waldemara Fornalika, ustawiając na prawej stronie dwóch piłkarzy kojarzonych raczej z obroną. Jakub Bartkowski po prostu wypadł przyzwoicie, natomiast Stec okazał się największym wygranym. Miał spory udział przy akcji na 1:0 i to on świetnie dograł Buksie zaraz po zmianie stron. Napastnik “Portowców” idealnie wbiegł w tempo będąc między Dźwigałą i McGingiem, należało już tylko dobrze dostawić stopę.
I tyle wystarczyło, żeby położyć Wisłę na łopatki. Szczecinianie więcej celnych strzałów już nie oddali. Jedyną sytuację mieli jeszcze tylko wtedy, gdy Radosław Majewski dośrodkował z wolnego, a Fojut główkował tuż obok słupka. Rzecz w tym, że “Nafciarze” w światło bramki nie trafili ani razu. Groźniej zrobiło się jedynie dwukrotnie. W 20. minucie Łukasz Załuska nie najlepiej spisał się na przedpolu po rzucie rożnym, powstało zamieszanie, ale McGing nie trafił stojąc kilka metrów przed bramką. A w doliczonym czasie pierwszej połowy Dominik Furman trafił w poprzeczkę z rzutu wolnego. On i wygrywający sporo pojedynków Nico Varela to w zasadzie jedyni piłkarze Wisły, którzy dojechali na ten mecz.
Gospodarze z pewnością będą wracać do akcji z początku spotkania. Sędziowie od razu przeszli do porządku dziennego nad trzymaniem Angela Garcii za koszulkę przez Sebastiana Walukiewicza, co po obejrzeniu powtórek nie wydawało się aż takie oczywiste. W żadnym wypadku nie była to jednak sytuacja ewidentna. Mariusz Złotek nawet tego nie analizował przy pierwszej przerwie w grze – nie mówiąc już o oglądaniu powtórek. Winnych niepowodzenia należy szukać gdzie indziej.
Pogoń przynajmniej chwilowo wskoczyła na czwarte miejsce. Wisła ciągle w strefie spadkowej, rywale mogą jej teraz odskoczyć. Następny mecz podopieczni Kibu Vicuny również mają u siebie – z Zagłębiem Lubin.
[event_results 568781]
Fot. FotoPyk