Jeszcze w styczniu wydawało się, że Borussia jest faworytem do zdobycia mistrzostwa Niemiec. Podopieczni Luciena Favre grali chyba najbardziej efektownie i efektywnie w Europie. Luty i początek marca w wykonaniu drużyny z Dortmundu jest jednak na tyle słaby, że prawdopodobnie zaraz jej nie będzie w Lidze Mistrzów. Komfortowa przewaga w lidze nad Bayernem także jest już tylko opowieścią. Jeśli Lewy i spółka wygrają jutro z Borussia Mönchengladbach, zrównają się punktami z BVB, które nie poradziło sobie dziś z Augsburgiem walczącym o utrzymanie.
Ostatnie pięć spotkań Borussii w Bundeslidze: remis, remis, remis, zwycięstwo i porażka. W międzyczasie klub z Dortmundu przegrał jeszcze z Tottenhamem w Lidze Mistrzów. Bez wątpienia możemy więc mówić o kryzysie „Borussen”. I to dość poważnym, bo tutaj nie chodzi tylko o słabe wynik, ale też koszmarną grę, którą drużyna z Signal Iduna Park zaprezentowała w starciu ze słabiutkim Augsburgiem.
Momentami mieliśmy wrażenie, że Augsburg grał w dwunastkę, a BVB miało na boisku jednego gracza mniej. Wszystko przez Dan-Axel Zagadou, który odstawiał takie rzeczy, że Manuel Baum powinien postawić mu butelkę dobrego wina. Francuz już w pierwszych minutach popełnił fatalne błędy, które wówczas jeszcze mu się upiekły. Gdy piłkę w polu karnym przyjął Dong-Won Ji, nie było zmiłuj. Koreańczyk z dziecinną łatwością ograł stopera przyjezdnych, a następnie pewnym strzałem wpakował piłkę do bramki. Zagadou miał już jedną bramkę na koncie, ale uparcie chciał zawalić coś jeszcze w tym meczu. Niepewnie interweniował, źle podawał, źle przyjmował. No dosłownie wszystkie robił nie tak jak trzeba, a co najgorsze dla BVB nie tylko on odstawiał takie sceny.
Nie lepszy był Hakimi, który na własnej połowie podał do Dong-Won Ji. Piłkarz Augsburga po raz kolejny nie zamierzał zmarnować prezentu od rywala. Ruszył z piłką do przodu, wykonał zwód i przelobował Burkiego. Niebywała skuteczność i technika, bo takiego lobika nie powstydziłby się nawet Leo Messi. Spójrzcie sami:
Defensywa gości była fatalna, ale ofensywa także nie odpaliła fajerwerków. Przede wszystkim Borussia miała problemy, by poradzić sobie z dobrą grą gospodarzy. Co z tego, że Sancho wygrał jeden pojedynek, jeśli zaraz doskakiwało do niego dwóch rywali? BVB próbowało rozkruszyć mur prostopadłymi podaniami, ale jeśli nie wykonywał ich Mario Goetze, nic z tego nie wynikało. A jak już Goetze świetnie obsłużył Larsena, a później Paco – obaj mieli sytuację sam na sam – kapitalnymi interwencjami popisał Kobel. Golkiper Augsburga dobrze interweniował także wtedy, gdy reprezentant Niemiec zdecydował się na uderzenie. Kapitulował dopiero wtedy, gdy strzelec bramki w finalne mundialu w 2014 roku, dograł do Paco Alcacera w polu karnym. Hiszpan wreszcie oddał celne uderzenie, a tym samym przełamał się po kilku tygodniach bez gola.
Mario Goetze próbował i starał się z całych sił, ale zabrakło mu wsparcia. Co prawda do gry po kontuzji wrócił Marco Reus, ale nie zapowiada się, by lider BVB w najbliższym czasie stanowił o sile swojej drużyny. Nie zapowiada się również na to, by Borussia miała szansę odrobić straty we wtorek z Tottenhamem. Walka o mistrzostwo kraju przegrana oczywiście jeszcze nie jest, ale dla drużyny z Dortmundu byłoby dobrze, gdyby wreszcie się ogarnęła. Bez wątpienia w jakimś stopniu mógłby pomóc w tym Łukasz Piszczek, który niestety leczy jeszcze kontuzję stopy. Oczywiście nasz rodak nie rozwiązałby wszystkich problemów „Borussen”, ale na pewno wprowadziłby dużo spokoju w szeregach defensywnych.
Fot. NewsPix.pl