Reklama

Pertkiewicz: “Arka miała zimą trzy rekordowe oferty transferowe”

redakcja

Autor:redakcja

26 lutego 2019, 23:51 • 9 min czytania 0 komentarzy

– Pięciu zawodników otrzymało oferty, z czego trzy byłyby rekordowym transferem w historii Arki. Janota, Helstrup, Zarandia, Deja, Młyński. Nie skorzystaliśmy z nich. Jesteśmy w takiej sytuacji, że budżet się nam bilansuje. Stwierdziliśmy, że te pieniądze dwa-trzy lata temu bralibyśmy w ciemno, ale teraz jakość sportowa jest dla nas na tyle kluczowa, że zostają – mówił Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia, na antenie Weszło.FM w programie Weszłopolscy.

Pertkiewicz: “Arka miała zimą trzy rekordowe oferty transferowe”

Kto się spóźnił albo nie lubi słuchać i woli poczytać, zapraszamy.

Po 23. kolejkach tamtego sezonu Arka miała 32 punkty i tyle samo punktów co ósme miejsce. Teraz ma 25 punktów i 10 oczek straty. To już jest dobry moment, by zapytać, czy zmiana trenera i zatrudnienie Smółki było dobrym wyborem?

Trudno powiedzieć, jak by to wyglądało dzisiaj pod wodzą innego trenera. Na pewno nie jest wesoło, ale nie musimy sobie wbijać szpilek, bo dobrze to widzę. Pracujemy. Próbujemy coś zmienić w zespole. Czekam na ostateczne decyzje dotyczące kadry, czyli ewentualnych wzmocnień zespołu. To trzeba powiedzieć: trener Smółka poprosił zimą o dwie pozycje plus Maks Banaszewski. Banaszewskiego udało nam się dosyć szybko zamknąć. Byliśmy dobrej wiary, że Rafa Lopes wsiądzie z nami do samolotu na wylot do Turcji. Nie udało się. Ale nie ma co dyskutować na zasadzie “co by było, gdyby”. Choć sytuacja rzeczywiście zmieniła się na gorsze.

Nie przypomina panu ta cała historia końcówki trenera Ojrzyńskiego w Arce? On też wtedy narzekał na bazę, tak jak teraz trener Smółka narzeka na murawę, wzrost zespołu. To mimo wszystko uderza w wizerunek klubu.

Reklama

Uderza. Zacznijmy od murawy. Nie wygląda ona pięknie, a przez lata to była jedna z najlepszych muraw w Polsce. My widzimy jednak przez okno, że Gdyńskie Centrum Sportu pracuje. Ja nie jestem fachowcem, oni by mogli więcej powiedzieć. Natomiast sytuacja jest ratowana. Myślę, że w każdym tygodniu będzie się to poprawiało, bo w Gdyni też będą mistrzostwa świata U20. Nie gra się na takiej murawie dobrze – nie szukam wymówki, ale tak jest. Jeśli chodzi o wzrost… Trudno mi powiedzieć, czy on jest decydującym czynnikiem wpływającym na to, że seria jest tak fatalna. Na pewno jak na strzelnicy dostajemy bramki z rzutów rożnych i wolnych. To jest niezaprzeczalny fakt. Ale nie chcę się bawić w wymówki, więcej jest elementów działających na to, że to, co działało przyzwoicie jesienią, zostało zgubione.

Faktem jest też to, że Arka chciała zmienić styl. Miał przyjść trener Smółka i drużyna miała grać ładniej. Pytanie: czy są do tego wykonawcy? Czy to nie jest moment sezonu, w którym warto przestawić wajchę i grać o punkty, a nie o styl. Może Arka miała wpisaną w krew grę taką jak za Ojrzyńskiego.

Różne były drużyny. Za trenera Stawowego mówiło się na przykład o ładnie grającej Arce, tak więc historycznego rysu bym nie szukał. Ale tak: miała być zmiana stylu i granie efektywne. Ta efektywność jest nieco niższa i po tej serii rozczarowująca. Nie mamy najlepszej drużyny, ale nie mamy też najgorszej.

Ale nie można powiedzieć, że gracie ładniej.

Nie można, ale jesienią to jakoś wyglądało. Najbardziej boli to, że coś, co funkcjonowało jesienią, po przerwie zimowej ciężko się ogląda. Nie tylko kibicom, ale też mnie.

Reklama

Czy był zimą temat odejścia Janoty z Arki? Mówiło się o jego atrakcyjnej ofercie.

Był temat. I jak mówiłem o braku transferów do pierwszego zespołu, poza Maksem Banaszewskim, tak uważam za sukces utrzymanie trzonu zespołu. Pięciu zawodników otrzymało oferty, z czego trzy byłyby rekordowym transferem w historii Arki. Janota, Helstrup, Zarandia, Deja, Młyński (rekord to 300 tysięcy za Joela Tshibambę – przyp. Weszłopolscy). Nie skorzystaliśmy z nich. Jesteśmy w takiej sytuacji, że budżet się nam bilansuje. Stwierdziliśmy, że te pieniądze dwa-trzy lata temu bralibyśmy w ciemno, ale teraz jakość sportowa jest dla nas na tyle kluczowa, że zostają.

Janota był rozczarowany tą decyzją?

Może i był. Wiem, że po głowie mu to chodziło. Jednak jest profesjonalistą, ma podpisany kontrakt na dwa sezony, musi go wypełnić w pełni profesjonalnie i z pełnym zaangażowaniem. Wierzę, że to zrobi. Jest w nim sportowa złość. Jeżeli potwierdzi na wiosnę, to, co było jesienią, ktoś się pojawi z korzystną ofertą dla niego i dla klubu.

Powiedział pan, że trener Smółka wskazał dwie pozycje plus Maksa Banaszewskiego. Do końca okienka jeszcze parę dni – będziecie dokonywać jakiegoś transferu last minute?

Nam wypadł temat – jak wspomniałem – temat Rafy Lopesa. Byliśmy dogadani, miał do nas lecieć, ale Boaviście posypała się kadra i klub wstrzymał ten transfer. Pozycja napastnika jest tą kluczową. Szukamy zawodnika, ale nawet gdy rynek nie jest przebrany, to przecież cały świat szuka bramkostrzelnych zawodników.

Też źle wygląda, jak przychodzi Finbogasson i okazuje się, że ma 15% tkanki tłuszczowej, gdy w Arce są kary za 11%.

Dlatego nie podpisaliśmy z nim kontraktu.

Był dogadany na kontrakt, ale nie wypaliły testy medyczne?

Chyba jest lepsza taka kolejność niż odwrotna. Finbogassona sztab oglądał, wyglądał dobrze sportowo, ale rzeczywiście okazał się lekko zapuszczony.

Ale to pewnie było nawet widać, jak pan mu podał rękę.

Wciągnął brzuch! Na szczęście są odpowiednie aparatury, które wykazały, że nie jest za dobrze. Pożegnaliśmy się. Szukamy dalej, wiemy, że nie trafimy top strzelca, choć w sumie różnie może być. Niemniej nam potrzebny jest ktoś, kto wzmocni konkurencję i zapewni wsparcie formacji frontowej. Walczymy. Antek Łukasiewicz pojechał rozmawiać, zobaczymy. Mówimy więc o napastniku i pozycji defensywnego pomocnika.

A propos transferów jest pytanie z Twittera. Co robi w godzinach pracy Piotr Włodarczyk, który jest doradcą zarządu ds. transferów?

Kiedy są te godziny pracy, bo chyba 24/7. Odpowiada za to, za co odpowiada dyrektor sportowy. Piotrek jest razem z Antkiem Łukasiewiczem takim ciałem wykonawczym. Tak jak powiedziałem, Antek jest teraz za granicą, rozmawia z agentami i zawodnikiem. Czekam na telefon. Piotrek Włodarczyk jest tą osobą, którego głos jest jednym z finalnych, jeśli chodzi o zaakceptowanie sportowej jakości.

Pod którymś transferem Włodarczyk może się podpisać, ktoś jest jego “dzieckiem”?

To jest wszystko praca zespołowa. Trudno, żeby robić trenerowi Smółce niespodziankę w postaci zawodnika, którego on nie chciał.

Ale na przykład transfer Michała Janoty jest główną zasługą Smółki. Więc jeśli ktoś jest kibicem Arki, pewnie chciałby, żeby dyrektor sportowy też podpisał się pod jakimś dobrym transferem.

Podpisał się pod każdym. Żeby ktoś był “dzieckiem”, to nie ma takiego, rzeczywiście. Na ten moment. Natomiast na pewno jest osobą, która akceptuje transfery po rozmowie z trenerem. Są w stałym kontakcie. Trener jest pracoholikiem, Piotrek ma to samo. Zimowe okienko trochę nam nie wypaliło, też z przyczyn losowych. Mówiłem o Rafie Lopesie, ale też mogę zdradzić, że przegraliśmy ze Sturmem Graz transfer Juana Domingueza z hiszpańskiej ligi. Były długie indywidualne negocjacje, ale na końcu wkroczył Sturm i nie byliśmy w stanie ich przebić. Jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Są 3-4 dni. Negocjacje trwają. Jesteśmy zdeterminowani, jest paru zawodników, którzy chcą do nas dołączyć.

Baran i Chavez, czyli przybysze z dalekich krajów, są brani pod uwagę? Czy to bardziej ruch marketingowy, jak się na początku mówiło?

Od samego początku mówiliśmy, że to ruch bardziej marketingowy. Byli jednak testowani na treningach, nie odstawali i to nie jest tak, że trening przez nich idzie w dół. Szczególnie Chavez wyglądał bardzo przyzwoicie.

Ale czy to jest do końca poważne? Śledzimy kluby i takie sytuacje raczej się nie dzieją. Poza tym, na czym ma polegać ten marketing, skoro oni nie grają?

Nie nasz marketing. Mamy umowę, w której zadeklarowaliśmy ich obecność w klubie. Jednak ja ich nie rozpatruje – szczególnie Barana – jako członka pierwszego zespołu. On trenuje, jest młody i dość rozwojowy. Chavez powoli kończy karierę. Mówimy otwartym tekstem: opłacalna inwestycja. Takie ruchy też były na świecie, bo chyba syn Kaddafiego był przymierzany do ligi włoskiej.

To już lepiej porównać do Gdańska i do Egy’ego.

No, choćby. Ale dzieją się takie rzeczy, choćby na rynku japońskim czy chyba też chińskim. Kluby podpisują zawodników ze względów marketingowych. My jesteśmy zadowoleni. Poza tym rozmowy z Chignahuapan idą w tym kierunku, by dołączył ktoś, kto sportowo wesprze drużynę, ale i marketingowo. Możemy się śmiać, ale Chavez jest ikoną. Jak go ogłaszaliśmy, to rekordy zasięgów na social mediach biliśmy na nim.

To pytanie bez złośliwości: jak meksykańskie miasto może skorzystać na współpracy z Arką, bo jedyne skojarzenie jakie nam się nasuwa, to pobicie Meksykanów na gdyńskiej plaży.

Od 23 maja będzie drugie skojarzenie. Zaczynają się mistrzostwa świata U20 i Meksykanie grają bodaj trzy mecze w Gdyni. Poza tym istnieje większy plan, nie chcemy go na razie zdradzać, poznajemy się, ale ten plan jest.

Czy posada trenera Smółki jest zagrożona?

Nie. Jest nieciekawa seria, niepokojąca. Niemniej wiemy, że coś, co działało, znów może działać. Trzeba przestawić tryby. Liczymy na to, że się odblokujemy. Chłopacy są monitorowani, są dobrze przygotowani. W Turcji mieliśmy najlepszy monitoring, odkąd pamiętam, zainwestowaliśmy w to.

Ostatnio na meczu Arki pojawiły się dwa transparenty – ksywka plus PDW. Jak rozumiem, nie są to pozdrowienia dla najlepszych gdyńskich wędkarzy. Podoba się to panu?

Nie jestem miłośnikiem transparentów wykraczających poza sport. Szkoda, że nie pojawił się transparent na przykład PDS – pozdrowienia do szpitala dla jakiegoś chorego kolegi czy coś w tym rodzaju.

Nie popiera pan, ale czy pan coś z tym zrobi? Jak byliśmy w galerii handlowej obok stadionu, to nigdy tam się nie pojawił taki transparent. Trzeba to wyrzucić ze stadionu. Czy pan to zrobi?

To nie jest jedyny stadion w Polsce, wiele rzeczy patologicznych się pojawia. Niektóre są bardziej akceptowalne, niektóre mniej. Na Stadionie Narodowym pojawiły się rakietnice…

My to wiemy. Ale nie mówmy: tam biją murzynów. Pytamy co pan, jako prezes Arki, zrobi z takimi transparentami?

Pozostaje mi tylko dyskutować, rozmawiać ze stowarzyszeniem kibiców. Apelować do rozsądku. Te transparenty jednak zbrodni nie pochwalają. Po prostu ja się nie muszę z nimi zgadzać. Ciężko też zabronić wieszać komuś transparentów, które nie są rasistowskie, obraźliwe i tak dalej.

Ale tak jak mówiliśmy: nigdzie indziej tego nie ma, jak na stadionie. Stadion nie jest miejscem, gdzie powinno się pozdrawiać osadzonych w więzieniu.

Jeszcze raz: nie podoba mi się to, ale ponieważ nie jest to treść obraźliwa, w jakiś sposób to akceptujemy. Trochę to się wpisało w zasady polskich stadionów. To jest szerszy kontekst. Ale to nie jest najgorsza rzecz, jaka pojawia się na stadionie. Państwo powinno pomóc klubom w pewnych kwestiach. Bo rzeczywiście: w galerii handlowej pewne rzeczy by się nie wydarzyły, na stadionach jest przyzwolenie. Ale my prowadzimy klub sportowy. Nie jesteśmy agencją ochrony.

Jakąś zatrudniacie.

Zgadza się, ale mówię o ściganiu. U nas ostatnio były małe incydenty, jeśli chodzi o skalę. Niestety, kluby czasem muszą wykonywać pracę, do której nie są przeznaczone. Przegląd monitoringu, identyfikacja, wysyłanie danych do policji, która często umarza takie sprawy. Takie są przepisy ustawy i PZPN-u. Na stadionach jest poprawa, ale patologia też jest, w typie pokazywaniu gołego tyłka. I to nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Czy osoba odpowiedzialna za koszulki w meczu z Sosnowcem została ukarana?

Żenująca historia, bijąca w wizerunek i tożsamość klubu. Mamy nowe koszulki, nowego sponsora. Zostały sprawdzone przed rozgrzewką i był kłopot nie tylko z herbami, ale z innymi klejonymi materiałami. Wina jest w procesie technologicznym firmy, która pracuje z nami od lat. Ona wzięła tę winę na siebie i teraz mamy zabezpieczenie.

Rozmawiali WESZŁOPOLSCY

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...