Gdybyśmy mieli stawiać na to który z polskich piłkarzy prędzej odnajdzie się w Nowej Zelandii, postawilibyśmy raczej na Kopczyńskiego. Bądź co bądź stała za nim – a jakże – nawet gra w Lidze Mistrzów, a to CV musiało otwierać niejedne drzwi. Niemniej na ten moment to Filip Kurto urasta do miana gwiazdy Wellington Phoenix.
Hamish Bidwell z Radio New Zealand uważa go za najlepszy transfer Wellington, zaraz obok Stevena Taylora.
Philip Rollo 27 stycznia napisał na jednym z nowozelandzkich dzienników, że wielu stawiało nad Polakiem znak zapytania. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości. Kurto nie popełnia błędów, prowadził na tamten moment w liczbie obronionych strzałów, miał też najwyższy procent w ich skuteczności. Dla kibiców z Wellington to spora odmiana – w poprzednim sezonie broniło aż czterech bramkarzy.
OK, ale to wypowiedź sprzed miesiąca, wiele mogło się pozmieniać, prawda?
A i owszem, na lepsze. Kurto zaczął kolekcjonować nagrody za paradę kolejki. Pięć razy był też w jedenastce kolejki, w której utrzymuje się od dwóch tygodni.
Jego parady zatrzymują Melbourne – KLIK.
Żartować, że Nowa Zelandia, że daleko – wcale nie mamy zamiaru. A-League to ciekawe rozgrywki, cieszące się dużym zainteresowaniem kibiców, a i piłkarzy można tu spotkać niezłych. W Melbourne Victory występuje Keisuke Honda, wciąż zaledwie 32-letni, czyli jeszcze daleko do emerytury. W Sydney FC gra Siem de Jong czy gwiazda kadry Iranu, Reza Ghoochannejhad. W Perth Glory gra Diego Castro, który zaliczył ponad dwieście meczów w La Liga. To nie jest przypadkowe towarzystwo i cieszy, że Kurto nawet na tym krańcu świata potwierdza świetną reputację polskich golkiperów.
fot. newspix.pl