Reklama

Żebyście się lubili co najmniej tak jak Smuda z Arboledą!

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2019, 18:21 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jak w każdej branży, zdarza się, że ktoś, z kim pracujemy wyjątkowo przypadnie nam do gustu i wcale nie chodzi o „miętę”. Po prostu nadajemy na tych samych falach, sumiennie wypełniamy swoje obowiązki i wzajemnie się nie zawodzimy. W piłce takie relacje najlepiej widać na linii trener-piłkarz. Czasami są one oczywiste i łatwe do zrozumienia, ale bywa, że człowiek się zastanawia, co też szkoleniowiec widzi w danym zawodniku. Albo nawet – jakie musi on mieć na niego haki, że znów są w jednym miejscu. Chwilami padają podejrzenia, że to co najmniej ojcowska miłość. 

Żebyście się lubili co najmniej tak jak Smuda z Arboledą!

Mamy Walentynki, więc w czyim przypadku moglibyśmy zaśpiewać parafrazę „Kołysanki dla nieznajomej” Perfectu? Kilka przykładów z polskiego podwórka od razu przychodzi nam na myśl.

„Kochaj mnie, jak…!”.

W ostatnich latach najbardziej jaskrawy przykład to olbrzymie zaufanie Piotra Stokowca do Jakuba Tosika. 31-letni dziś zawodnik ma na koncie 250 meczów w piłce klubowej, z czego 140 pod wodzą obecnego trenera Lechii Gdańsk. Tosik grał u Stokowca w Polonii Warszawa przed wyjazdem na Ukrainę do Karpat Lwów i po powrocie z tej nieudanej eskapady. Później trener ciągnął go za sobą, szybko sprowadzając do Jagiellonii Białystok i Zagłębia Lubin. Był to jego żołnierz. Dopiero w Lechii ta nić została przerwana, ale w niej Stokowiec ma innego ulubieńca w osobie Jarosława Kubickiego, którego wprowadzał do Ekstraklasy w Lubinie, a następnie wziął do Trójmiasta. 23-letni pomocnik w dotychczasowej karierze grał niemal wyłącznie u Stokowca. W tym przypadku większych kontrowersji nie ma, Kubicki jest bardzo solidnym piłkarzem, z nadziejami na karierę poza polską ligą.

Skąd jednak zauroczenie Tosikiem? Może stąd, że… hmmm… Stokowiec również nie należał do piłkarskich wirtuozów, a wszelkie atuty Tosika można zawrzeć w dwóch słowach: uniwersalność i waleczność. My zapamiętamy go głównie z tego, że kilku zawodnikom mógł przedwcześnie zakończyć kariery.

Reklama

KGHM Zaglebie Lubin vs Termalica Bruk Bet Nieciecza

Swoich ulubieńców zawsze miał też Leszek Ojrzyński. Maciej Korzym najlepsze chwile w karierze przeżywał u „Ojrzyny” w Koronie Kielce. Stał się jedną ze sztandarowych postaci „Bandy Świrów”, a w sezonie 2012/13 strzelił dziewięć goli w Ekstraklasie. Ani przedtem, ani potem nawet nie zbliżył się do tego osiągnięcia. Mimo to Ojrzyński sprowadzał go jeszcze do Podbeskidzia Bielsko-Biała i Górnika Zabrze.

21.02.2016 GORNIK ZABRZE - RUCH CHORZOW EKSTRAKLASA PILKA NOZNA

Urodzony w Ciechanowie trener w trzech klubach pracował też z Arturem Lenartowskim. Poznali się w Rakowie Częstochowa, następnie współpracowali w Koronie i Podbeskidziu. Piłkarz ten 60 z 80 meczów w Ekstraklasie rozegrał za sprawą Ojrzyńskiego. Dziś kopie w drugoligowej Elanie Toruń. Ojrzyński ciągnął też za sobą Michała Janotę (Korona, Górnik Zabrze) czy Mateusza Stąporskiego (Korona, Podbeskidzie).

Do piłkarzy lubił się przywiązywać Michał Probierz. Piotra Grzelczaka prowadził jeszcze w Widzewie Łódź, a później również w Lechii i Jagiellonii. Przypadków „dwuklubowych” moglibyśmy wymienić znacznie więcej, np. Przemysława Frankowskiego, Rafała Grzyba czy Sebastiana Maderę.

Wojciech Stawowy do Arki Gdynia sprowadził kilku piłkarzy, których już znał. Jednym z nich był obecny dyrektor sportowy ŁKS-u, Krzysztof Przytuła. Panowie tak przypadli sobie do gustu, że gdy Przytuła skończył z graniem, znajdował się w sztabie Stawowego w Miedzi Legnica i Widzewie.

Reklama

Pilka nozna. Puchar Polski. Miedz Legnica - Legia Warszawa. 24.09.2014

Między Franciszkiem Smudą a Manuelem Arboledą wytworzyła się taka więź, że Kolumbijczyk potrafił wymienić jego nazwisko na okolicznościowej koszulce. Zaczynali od Zagłębia Lubin, ale najpiękniejsze wspomnienia mają z Lecha Poznań.

RUCH - LECH

Swoich „synków” niejeden raz miał Adam Nawałka, na czele oczywiście z Arkadiuszem Milikiem. To on wprowadzał go do seniorskiego grania w Górniku Zabrze i zachowywał cierpliwość, gdy młody napastnik po siedemnastu ekstraklasowych występach wciąż nie miał na koncie ani jednego gola. Z czasem Milik u Nawałki-selekcjonera został jednym z liderów reprezentacji. Dzisiejszy trener Lecha bez wątpienia w jeszcze większym stopniu zbudował karierę Krzysztofa Mączyńskiego. Ligowy średniak w dość krótkim czasie stał się podstawowym zawodnikiem kadry, a wszystko zaczęło się od tego, że Nawałka przekonał się do niego w Zabrzu. W oparciu o tamte czasy skorzystało także kilku innych, chociażby Rafał Kosznik. Na sto procent nigdy nie zadebiutowałby w biało-czerwonych barwach, gdyby nie był podopiecznym Nawałki w Górniku.

Pilka nozna. Reprezentacja Polski. Konferencja. 07.10.2016

Bywa, że piłkarz faktycznie jest synem trenera i dlatego są razem w różnych klubach. Adam Dźwigała najpierw grał w Jagiellonii, gdzie Dariusz Dźwigała pełnił rolę asystenta Tomasza Hajty, a kilka lat później już bezpośrednio u taty w Wiśle Płock. Dariusz Kubicki swojego syna Patryka wstawiał do składu w Dolcanie Ząbki, rosyjskim Sybirze Nowosybirsk i Zniczu Pruszków, a próbował również wepchnąć go do Podbeskidzia. Potomek piłkarsko nigdy się nie bronił, najwyraźniej po ojcu otrzymał jedynie mniejszą część talentu.

Pilka nozna. I liga. Znicz Pruszkow - GKS Tychy. 07.10.2016

Kimś więcej niż tylko kolejnym zawodnikiem dla Nenada Bjelicy jest Emir Dilaver. Pracowali ze sobą w Austrii Wiedeń, potem Chorwat ściągnął walecznego obrońcę do Lecha. Gdy Bjelicę zwolniono na finiszu poprzedniego sezonu, Dilaver tak się wkurzył, że zrobił awanturę działaczom i niejako sam wystawił się na listę transferową. O dziwo kolejnym etapem kariery okazało się Dinamo Zagrzeb, gdzie chwilę wcześniej zatrudniono jego ulubionego trenera. W trzech klubach (Spezia, Lech, Dinamo) podopiecznym Bjelicy był też Mario Situm.

Zdarzało się, że dany trener po zakotwiczeniu w nowym klubie bez skrępowania masowo ściągał zawodników, z którymi dopiero co dobrze mu się pracowało. Tak kiedyś robił Jose Mourinho zamieniając FC Porto na Chelsea, ale w Ekstraklasie też dochodziło do takich historii czy wręcz dochodzi teraz. Zatrudniony latem przez Arkę Gdynia Zbigniew Smółka doprowadził już do transferów Michała Janoty, Aleksandyra Kolewa, Roberta Sulewskiego i Maksymiliana Banaszewskiego. Każdy grał u niego w Stali Mielec. W Arce bywało różnie. Janota świetnie się sprawdza, ale Sulewski szansy nie wykorzystał i na rundę wiosenną znalazł się poza kadrą pierwszego zespołu.

Życzymy więc naszym czytelnikom, żeby lubili się ze swoją drugą połówką co najmniej tak jak Stokowiec z Tosikiem, Ojrzyński z Korzymem, Smuda z Arboledą (ale już nie jak Arboleda ze Smolarkiem) czy Bjelica z Dilaverem! Miłego wieczoru – niekoniecznie z Ligą Europy.

Fot. newspix.pl/FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...