Reklama

“Afera” z gwizdami, rekord frekwencji, pies Matrasa. Weszło z Zabrza

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2019, 01:00 • 7 min czytania 0 komentarzy

Poniedziałek godzina 18:00 rzadko bywa terminem, który zwiększa ekscytację w związku z Ekstraklasą, ale w pierwszej wiosennej kolejce było inaczej. Układający rozkład meczów wymyślili – mimo wszystko niezbyt niefortunnie – by Jakub Błaszczykowski wracał na nasze ligowe boiska właśnie w taki dzień. Tak postanowiono, trudno, a że sam mecz również zapowiadał się ciekawie, Weszło wybrało się do Zabrza, żeby na własne oczy przekonać się, co po zimowych zmianach (i gdzieniegdzie po turbulencjach) mają do zaoferowania Górnik i Wisła Kraków.

“Afera” z gwizdami, rekord frekwencji, pies Matrasa. Weszło z Zabrza

Poprzedni występ Kuby w Ekstraklasie miał miejsce 26 maja 2007 roku. W tamtym sezonie mistrzem Polski zostało Zagłębie Lubin, a wicemistrzem GKS Bełchatów. Snajperską koronę wywalczył Piotr Reiss, tuż za nim uplasowali się Michał Chałbiński, Adrian Sikora i… Łukasz Piszczek. W ligowej stawce mieliśmy Odrę Wodzisław i Groclin. Reprezentację prowadził Leo Beenhakker. I tak moglibyśmy wymieniać. Minęła cała epoka, nie tylko piłkarska. Musiało minąć 4279 dni, by Błaszczykowski ponownie zagrał w polskiej lidze.

Jak już wiecie, przedmeczowa postać numer jeden na boisku nie błyszczała, za to robili to ci, po których niekoniecznie byśmy się tego spodziewali. Ogólnie mecz był dość ciekawy (choć miał swoje momenty przestojowe), dzięki czemu dało się jakoś wytrzymać. Pogoda nie za bardzo sprzyjała do gry w piłkę, a jeszcze bardziej do jej oglądania na stadionie. Temperatura minimalnie powyżej zera, do tego mocny, lodowaty wiatr. Wytrwanie przez ponad dwie godziny stanowiło spore wyzwanie dla wszystkich obserwatorów.

W Zabrzu miejsca dla prasy od kilku miesięcy są ulokowane bardzo nietypowo: w jednym z narożników stadionu. Stara “prasówka” była jednak jeszcze gorsza, więc nie ma co za dużo narzekać.

1

Reklama

Wszedłem na stadion chwilę przed wybiegnięciem Błaszczykowskiego i reszty piłkarzy Wisły na rozgrzewkę. Przywitała ich solidna porcja gwizdów. Zaraz potem wspomniałem o tym podczas łączenia z Weszło FM, a informację ze swoim komentarzem podał na Twitterze Samuel Szczygielski. Powstało spore zamieszanie, ale jeśli o mnie chodzi, niczego innego się nie spodziewałem. Wisła ma obecnie kibicowską sztamę z Ruchem Chorzów, co automatycznie stawia ją w opozycji do Górnika. A do tego w poniedziałkowy wieczór z punktu widzenia kibica gospodarzy była rywalem, który przyjechał tutaj po to, żeby zabrać jego drużynie bezcenne trzy punkty. Zakładam, że niejeden sympatyk Górnika wcześniej z uznaniem wypowiadał się o postawie Kuby względem Wisły, ale tu i teraz nie miało to żadnego znaczenia. Piszę o tym w kontekście otrzymania przez niego ewentualnych braw od zabrzańskiej publiczności. Jasne, byłoby to coś pięknego, romantycznego i godnego pochwały, ale… skrajnie nierealnego. Trochę na zasadzie “byłoby cudownie, gdyby na świecie nie toczono więcej wojen i zniknął wszelki głód”. No byłoby, lecz to się nigdy nie stanie. W każdym razie gwizdy, jakie otrzymali goście, można uznać za normalne, nie było w nich niczego wyjątkowego czy skierowanego personalnie do Błaszczykowskiego. Klasyczna próba zdeprymowania drugiej strony i nic więcej.

Wyjściowy skład Wisły nie wyglądał tak źle, ale już ławka rezerwowych pokazywała, że ten zespół kadrowo jest ubogi. W ofensywie, poza Kamilem Wojtkowskim, Maciej Stolarczyk nie miał żadnego pola manewru. Nadejdą kontuzje lub kartki i pojawi się wielki problem. Kontuzja w sumie już się pojawiła, bo dopiero co Paweł Brożek przeszedł operację barku.

Górnik już w 1. minucie strzelił gola, którego sędziowie nie uznali, ale od razu było widać, że gospodarze są bardziej naładowani i bardziej pewni siebie niż Wisła. Ich zwycięstwo nie podlegało dyskusji, a Wisła w razie wyższej porażki nie mogłaby się czuć pokrzywdzona. Sam Igor Angulo na początku drugiej połowy w ciągu 120 sekund zmarnował dwie stuprocentowe sytuacje. Kubie niewiele wychodziło. Próbował, starał się, był pod grą, ale brakowało mu wsparcia kolegów, czasami zrozumienia z nimi, a i on sam nie znajduje się w optymalnej formie. Widać to gołym okiem. Błaszczykowski w ubiegłym roku więcej minut rozegrał w reprezentacji niż w Wolfsburgu. A lata lecą, pewnych rzeczy już się nie oszuka. Co nie znaczy, że wkrótce nie zacznie grać pierwszych skrzypiec w Wiśle. Trudno wręcz spodziewać się innego scenariusza.

Skoro jednak miały się dziać rzeczy wielkie i historyczne, to działy się, choć w innym kontekście niż się spodziewano. Mateusz Matras w debiucie dla Górnika strzelił dwa gole. W całej wcześniejszej karierze zdobył 11 bramek w Ekstraklasie. Dwóch jednego dnia nigdy. Facet, który ostatnio odbijał się od Lechii Gdańsk i Zagłębia Lubin, a poza częścią pobytu w Pogoni Szczecin nigdy nie wyrastał ponad szarość ligi, przyćmił 105-krotnego reprezentanta Polski. Ot, ekstraklasowa ironia.

 – Mogłem mieć hat-tricka, ta trzecia sytuacja była najłatwiejsza – mówił Matras po meczu. Pochodzi z pobliskich Ornontowic, on i jego rodzina zawsze kibicowali Górnikowi. Na meczu z Wisłą obecna była cała familia, poza… tatą. – Został w domu, bo musiał pilnować psa – tłumaczył piłkarz, czym wzbudził trochę śmiechu.

matras

Reklama

Matras jak na razie jest jedynym Polakiem, którego klub z Zabrza sprowadził zimą. Pozostała piątka nowych to obcokrajowcy. Trzech z nich zagrało z Wisłą i żaden nie zawiódł. Martin Chudy miał jedno niepewne wyjście do wrzutki z rzutu rożnego, ale Krzysztof Drzazga nie trafił dobrze piłki głową i skończyło się na strachu. Oprócz tego słowacki bramkarz nie zawodził, a obroną strzału Marko Kolara wręcz zaimponował. Walerian Gwilia zaliczył asystę przy drugiej bramce. Po zmianie stron samemu mógł podwyższyć prowadzenie, ale Mateusz Lis świetnie interweniował po jego uderzeniu w dalszy róg. Widać, że Gruzin jest kreatywnym zawodnikiem, powinien być z niego pożytek. Adam Orn Arnarson wprowadził spokój na prawej obronie (największy problem Górnika jesienią) i mógł schodzić z murawy z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Miał ją także w mixed zonie.

arnarson

Atmosfera na trybunach była naprawdę fajna. Trybuna za bramką cały czas rozśpiewana, podskakująca, klaszcząca, ciągle coś się działo. Tam zimno zapewne było zdecydowanie najmniej odczuwalne. Wulgarnych przyśpiewek zbyt dużo nie usłyszeliśmy, uszy nie puchły. Minus za transparent o konfidentach (ten rozciągnięty na całą szerokość na ogrodzeniu).

234

Dość długo nie zapowiadało się na atmosferę piłkarskiego święta. Ostatecznie jednak na stadionie zameldowało się 14 689 widzów, co jest rekordem frekwencyjnym w tej kolejce. Jak na pogodę, termin meczu i miejsce Górnika w tabeli, zacny wynik. W tym sezonie zresztą więcej ludzi w Zabrzu stawiło się tylko na samym starcie, gdy podejmowano Koronę Kielce.

Po końcowym gwizdku w miarę szybko do szatni zeszła jedynie część zawodników Wisły. Podopieczni Marcina Brosza świętowali z kolejnymi sektorami i długo nie pojawiali się w tunelu. Błaszczykowski nie świętował, ale był rozchwytywany. Dziennikarze na jego przybycie czekali ponad 20 minut. Niektórzy nastawiali się, że nawet nie podejdzie, a po porażce to już w ogóle. Miło się zaskoczyli, bo Kuba od razu zgodził się na rozmowę. – Obiektywnie patrząc, Górnik był dziś zespołem lepszym. Grał znacznie agresywniej w środku pola, odbierał piłki, wyprowadzał skuteczne kontry. Próbowaliśmy wrócić do gry po dwóch straconych golach, ale rywal miał naprawdę dobry dzień. Poziom polskiej ligi? Pierwsze wrażenia bardzo dobre. Górnik pokazał się jako drużyna dobrze przygotowana fizycznie, zdyscyplinowana taktycznie. Trudno było znaleźć jakąkolwiek przestrzeń między strefami – chwalił przeciwnika.

blaszczykowski 2

Kuba nie wyglądał na osobę szczególnie załamaną czy przygnębioną, bardziej na kogoś świadomego powagi sytuacji. W swoją drużynę oczywiście wierzy, jutro jest nowy dzień, dalsza ciężka praca i tak dalej – tych frazesów mimo wszystko nie mogło zabraknąć.

0:2 w Zabrzu chyba jest pewnym otrzeźwieniem dla niektórych osób w Wiśle i wcale nie mamy na myśli piłkarzy. “Biała Gwiazda” z aktualnym składem może się co najwyżej spokojnie utrzymać, myślenie o czymś więcej jest mrzonką. Potrzebne byłyby jeszcze 2-3 konkretne transfery, żeby można było mówić o czymkolwiek ponad to. Górnik zaczął wiosnę niezwykle obiecująco. W zasadzie rozegrał najlepszy mecz w trwającym sezonie. Czasu na upajanie się tym faktem jednak nie ma, już w piątek wyjazdowe starcie w Szczecinie. Błaszczykowski i koledzy znów wystąpią w poniedziałek, tyle że u siebie – ze Śląskiem Wrocław.

Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak 

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...