Jaramy się Piątkiem, cieszymy się z powrotu do formy Milika, ale nie wszyscy polscy napastnicy mieli w ostatnich miesiącach różowo, więc trzeba odnotować, gdy któryś z nich ma szansę wyjść na prostą. Kimś takim jest Dawid Kownacki, który skończył nieudaną przygodę w Sampdorii i po długich targach przeniósł się do Fortuny Dusseldoerf.
Choć może nie “skończył”, a bardziej “ma skończyć”, idąc do Fortuny na półroczne wypożyczenie. I jeśli napastnik się sprawdzi, a Fortuna naprawdę w to wierzy, skoro tak o Kownackiego zabiegała, będzie mogła skorzystać z opcji pierwokupu.
No, ale właśnie: nim ta opcja wejdzie w życie, trzeba pokazać w Bundeslidze, że jest się tego całego zamieszania wartym. Z paru powodów wydaje się, że Fortuna będzie dla Polaka dobrym wyborem. Po pierwsze brakuje tej ekipie typowego snajpera – podstawowa dziewiątka, Rouwen Hennings, przez ponad 1000 minut na boisku uzbierał ledwie dwa trafienia. Fortunę ciągnie więc Dodi Lukebakio – siedem goli – ale on spokojnie radzi sobie na skrzydle, toteż Kownacki raczej nie musiałby rywalizować bezpośrednio akurat z nim. Po drugie Fortuna to nie są takie ogóry, na jakie wyglądały przy początku sezonu. Zaczęło się od siedmiu porażek w dziesięciu meczach (1:7 z Eintrachtem!), ale w ostatnim czasie beniaminek wziął się w garść. Potrafił wygrać cztery mecze z rzędu, w tym z Borussią, co daje mu obecnie dość bezpieczne miejsce w tabeli. Sześć oczek przewagi nad miejscem barażowym to jednak spory kapitał.
Po trzecie, o czym napomknęliśmy – w Fortunie będą chcieli Kownackiemu zaufać. Nie po to siłują się z Sampdorią tyle czasu, by odpalić Kownackiego przy pierwszym (ewentualnym) zawahaniu. Biorąc pod uwagę średnio obsadzoną szpice i wspomniane zaufanie, Polak powinien grać.
I wtedy po prostu musi się bronić liczbami. Jeśli tego nie zrobi, ostry wywiad z Piotrem Koźmińskim, który teraz wygląda na krzyk sfrustrowanego – ale dobrego – piłkarza, stanie się krzykiem tylko sfrustrowanego zawodnika.
– Powiem wprost: mam już dość! Mam już dość takiego zachowania Sampdorii! Jestem coraz bardziej zdenerwowany, bo czas leci, a ja wciąż nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Nie chcę tu zostawać, chcę odejść! I nie będę chciał tu wrócić, chcę zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Po pierwszym sezonie byłem optymistą. Serie A była dla mnie czymś nowym, więc wiedziałem, że potrzeba trochę czasu na aklimatyzację. A mimo to miałem bardzo fajny sezon. Pięć goli w Serie A, do tego trzy trafienia w Pucharze Włoch. To było bardzo obiecujące. Potem pojechałem na mistrzostwa świata, zagrałem na nich, byłem optymistą. Ale wróciłem do klubu i sytuacja zaczęła się pogarszać. Nie rozumiem dlaczego, nikt mi niczego nie tłumaczył. Ile ja w tym sezonie dostałem minut? Nieco ponad 150! Co to jest? To nic! Ani razu w podstawowym składzie w lidze, nie o to mi chodziło. W takiej sytuacji już zimą, powiedziałem menedżerowi, że chcę zmienić klub. (…) ja tu naprawdę nie chcę zostać. Przecież po sprowadzeniu Gabiaddiniego byłem przez moment napastnikiem numer pięć. Numer pięć! Teraz przy kontuzji Caprariego, jestem numer cztery i musiałbym czekać na dwie kontuzje innych napastników, żeby wejść do gry. Ja tak nie chcę. Jeszcze żeby to była zdrowa rywalizacja, żebym na treningach odstawał. Ale co tu dużo mówić skoro nawet na trening z drużyną mnie ostatnio nie brali, trenowałem indywidualnie. To jak tu mówić o rywalizacji? Nie czuję się gorszy, jestem zbyt dobrym piłkarzem, aby kolejne pół roku przesiedzieć na ławce! – mówił Kownaś na łamach Super Expressu.
Pozostaje trzymać kciuki. Sześć bramek i trzy asysty przez niecałe tysiąc minut w lidze to nie jest bilans kompromitujący. Trzeba w Niemczech sprawić, by Włosi żałowali umiarkowanego zaufania względem Kownackiego.
Fot. Newspix