1950 rok, Katar ma 25 tysięcy mieszkańców, ówczesny Ełk 48 tysięcy. A jednak to Katar z czasem rozwija się szybciej.
Katar, państwo cholernie małe: jego powierzchnia to 11 571 km² przy 11 710,50 km² województwa świętokrzyskiego; Katar, państwo, które ma raptem trzysta tysięcy rdzennych obywateli.
W pierwszej połowie XX wieku gospodarka Kataru opierała się na – nomen omen – połowach pereł. W latach trzydziestych jednak biznes zaczął się sypać, Japończycy zdominowali rynek, maleńkie państewko zostało odcięte nawet od tej jedynej życiodajnej działalności.
Katar nie znaczył kompletnie nic. Utracił ostatnią nadzieję.
A potem okazało się, że na jego terenie, a także na należnych Katarowi wodach terytorialnych, znajdują się jedne z największych na świecie złóż ropy i gazu ziemnego.
I proszę bardzo: cud gospodarczy. Czwarty świat zmienia się w światową potęgę.
Kompletne nigdzie staje się miejscem, z którym liczą się wszyscy na świecie.
Swoją drogą mamy doskonały przykład ile w życiu potrafi oznaczać przypadek: przecież choćby w Katarze 1950 roku mieszkało 25 tysięcy noblistów ze wszystkich możliwych dziedzin, od fizyki po ekonomię, to nic by nie wskórali, gdyby akurat gigantyczne nagromadzenie paliw kopalnych nie znalazło się w pobliżu tego skrawka ziemi.
Zresztą, po samej demografii widać jak przedziwny to kraj.
Skąd ta dysproporcja liczby kobiet? Katarczycy są w swoim własnym kraju mniejszością narodową, kastą rządzącą setkami tysięcy robotników-imigrantów, którzy przyjeżdżają tutaj do ciężkiej pracy, choćby na budowach, a swoim rodzinom tylko wysyłają pieniądze. W Katarze mieszka więcej Nepalczyków niż Katarczyków.
Pieniądze z paliw stworzyły grunt pod rozwój polityczny, ale wciąż gra polityczna to trudna do oswojenia bestia. Katar jednak chciał i umiał grać.
Od zawsze Saudyjczycy byli najważniejszym graczem w regionie. Zresztą, patrząc na mapę Zatoki Perskiej, zastanawia jak się ten cały Katar uchował. Stolicę Arabii Saudyjskiej i Doha dzieli mniej niż 600 kilometrów.
Doha w latach trzydziestych
Doha dziś
Przez lata Katar był w zasadzie państwem wasalnym. Ale pod rządami Hamada bin Khalify Al Thaniego (władza od 1995-2013, schedę aktualnie przejął jego syn) kraj rozwinął się do miana potęgi, nie tylko finansowej. Osiągnął to przede wszystkim dzięki zgłaszaniu własnych ambicji, odchodząc od prosaudyjskiej polityki.
Saudyjczycy wiedzieli doskonale jak zagraża im Hamad, dlatego nie minął rąk rządów nowego emira, a katarski wywiad udaremnił próbę zamachu stanu, puszczonego w ruch przez Arabię Saudyjską, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Bahrajn.
Cóż za przypadek, że teraz w blokadzie Kataru, największym kryzysie regionu od lat, biorą udział te same kraje.
Solą w oku wszystkich rządzących w regionie jest Al Jazeera: nikt tak nie potrafi objechać rządzących jak ta wpływowa katarska telewizja. Podczas gdy w innych krajach dziennikarze nie śmią pisnąć, Al Jazeera rozdaje fangi w nosy najważniejszych postaci świata arabskiego. W 2002 wskutek materiału telewizyjnego krytykującego saudyjską rodzinę królewską Saudowie wycofali swojego ambasadora z Kataru. Ambasador wrócił w 2008, gdy Saudyjczycy zostali zapewnieni, że nie stacja nie będzie z nimi jechała jak z burą suką.
Delikatnie mówiąc, w kolejnych latach nie opłacało mu się rozpakowywać.
2006: Katar chciał zbudować gazociąg do Kuwejtu – między innymi po wodach terytorialnych Arabii Saudyjskiej. Początkowa zgoda, potem protest. Katar chciał zbudować gazociąg do Omanu i Zjednoczonych Emiratów – protest, ta sama historia z mostem pomiędzy Katarem i Bahrajnem.
Kraje nie były całkowicie zamknięte na dialog, łączyło je wiele wspólnych interesów ekonomicznych. Przykładowo 80% żywności w Katarze pochodziło z Arabii Saudyjskiej. Katar przede wszystkim jednak opierał swoje bezpieczeństwo terytorialne na sile wojskowej Saudów. Dlatego nawet nie mrugnął, gdy najechali oni Bahrajn podczas arabskiej wiosny w 2011, włączył się też do wojny w Jemenie. Niby na terenie Kataru od 2002 znajduje się potężna amerykańska baza wojskowa, Al-Udeid Air Base, ale Saudowie to zarazem najważniejszy sojusznik USA w świecie arabskim.
Obama potępił najazd Saudów na Bahrajn? Potępił.
No i co z tego?
Nic.
Katarczycy doskonale rozumieją, że Amerykanie ostatecznie kierują się praktycznością, a serce Trumpa bije dla Saudów, z którego aktualnym przywódcą łączy go bliska zażyłość, wybrukowana wieloma interesami jeszcze z czasów przed prezydenturą. Ostatnio oba arabskie kraje na wyścigi kupują broń u USA: Katar postawił na zaciąg F15, Saudyjczycy tylko w 2018 wydali 18 miliardów dolarów na zbrojeniowe zakupy, stając się najlepszym kupcem Amerykanów.
Najgorsze jednak dla Saudyjczyków, że na wodach terytorialnych Kataru odkryto kolejne potężne złoże, dzielone wspólnie z Iranem, który od rewolucji Chomeiniego w 1979 jest wielkim rywalem Arabii. South Pars/North Dome Gas-Condensate ma więcej gazu, niż wszystkie inne złoża na planecie razem wzięte.
25 kwietnia 2017 Katar postanowił oficjalnie zacieśnić współpracę w sprawie wydobycia ze wspólnych złóż, co będzie skutkować niewyobrażalnie potężnym zastrzykiem finansowym dla ekonomii Iranu.
Czy może dziwić, że to właśnie w 2017, kilka miesięcy później, Saudyjczycy rozpoczęli blokadę Kataru?
Iran podobnie jak Arabia zgłasza ambicje by przewodzić regionem. Ta rywalizacja ciągnie się od dekad, polega na fundamentalnych różnicach w polityce zagranicznej, a także pojmowaniu islamu. Iran zawsze mocno akcentował retorykę – Arabia Saudyjska to zdrajca, amerykański agent w naszym świecie. Ostatnio relacje tylko się zaostrzyły, czego dowodem choćby fakt, że w Syrii oba kraje wspierają dwie różne strony. Kraje nie utrzymują dyplomatycznych relacji, ambasadorem Arabii Saudyjskiej w rozmowach z Iranem jest… Szwajcaria.
Gdy w 2006 Iran rozpoczął plan nuklearny, Katar jako jeden z niewielu popierał ten pomysł. Katar polega na wojskowości Iranu, bazę na jego terytorium postawiła także Turcja, kolejny mocny sojusznik regionalny. Oba kraje to naturalni wrogowie Arabii.
W krajach, gdzie Saudowie mieli swoje wpływy, Katarczycy lubią pojawić się z walizką pieniędzy i powalczyć o kawałek tortu, a nieraz o cały tort. Ostatnio „odbili” finansowo Liban, przez wiele lat korzystający z Saudyjskiego garnuszka. Saudowie w 2016 wstrzymali pożyczkę rzędu trzech miliardów, nie podobały im się bowiem duże wpływy Hezbollahu na politycznej arenie Libanu. Nie przeszkadzało to Katarowi, który wyczuł swoją szansę i dał pieniądze.
Katar wspiera też w Egipcie, Tunezji oraz Libii siły polityczne przeciwne do tych, które wspierają Saudowie, licząc, że i te państwa uda się w perspektywie włączyć w swoją strefę wpływów.
W 2017 nastąpiło jak do tej pory apogeum konfliktu. Saudowie, wraz ze swoimi poplecznikami, zarządzili blokadę Kataru – morską, lotniczą, lądową. Arabia Saudyjska, w zamian za zwolnienie blokady, zażądała m.in. zamknięcia tureckiej bazy wojskowej, zamknięcia Al Jazeery, znacznego osłabienia relacji dyplomatycznych z Iranem, a także dziesięcioletniego nadzoru.
Casus belli blokady? „Katar wspiera terroryzm” – powiedział władca Mohammed bin Salman odpowiedzialny za zlecenie mordu na Jamalu Khashoggim, głowa państwa odpowiedzialna za krwawą wojnę w Jemenie, w której zginęły setki tysięcy cywili.
To oskarżenie nie nabierze nawet największych naiwniaków: czysty, tandetny PR, wszyscy rozumieją, że chodzi o wpływy.
W pierwszej chwili Katarczycy rzucili się do sklepów – 99% żywności sprowadzane jest z zewnątrz. Porty w Katarze były zbyt płytkie i wiele transportowców nie mogło tam wpłynąć, a porty sąsiadów stały niedostępne, tak samo jak lotniska. Oberwało się także katarskim bankom i instytucjom finansowym.
Ale gdy minął szok, wszystko wróciło do normy. To zbyt bogaty kraj, by blokada mogła na niego w dużym stopniu wpłynąć, a kumple z Iranu są tuż za miedzą. Przebudowano infrastrukturę portów, ze szczególnym naciskiem na kosztujący 7 miliardów dolarów port Hamad, potem przeorientowano gospodarkę. Ostatecznie Katar zorganizował sobie szlak handlowy z wykorzystaniem Iranu i Turcji, tylko ZACIEŚNIAJĄC WIĘZY z tymi krajami, podczas gdy saudyjska blokada w swojej naiwności miała go zmusić do odwrotnego zachowania.
Blokada, jaka blokada? Ostatnio to Katar zakazał sprowadzania jakichkolwiek towarów z krajów, które go blokują. Niby próżny trud, ale chodziło o sygnał: do niczego nam nie jesteście potrzebni, radzimy sobie sami.
Jeśli był moment, w którym Saudyjczycy mogli zatrzymać rozwój Kataru, to go przegapili. Teraz mogą tylko dawać upust swojej frustracji. Ich ostatnim pomysłem jest… przeoranie całej granicy z Katarem. Dosłownie, poprzez budowę Salwa Canal. Odcięcie od lądu – to raptem 60 km – i pozbycie się sąsiada, który przez to stanie się wyspą?
No i dobrze, Saudowie, możecie dopiąć swego.
Tylko co to zmieni?
A Katar poczyna sobie coraz lepiej, doskonale rozumiejąc jak istotny jest PR na świecie i że niektóre kraje… słaby PR zniszczył. Czy kiedykolwiek znaleziono broń jądrową u Saddama Husaina? Nie. Nie istniała. A jednak Irak został najechany. Nie zostałby zaatakowany bez zgody międzynarodowej społeczności, która uważała Irak za zagrożenie. Nie chodziło tylko o głowy państw: każda z nich podejmując decyzję liczyła się z konsekwencjami na własnym podwórku. Jak zareagują wyborcy? Bez ich poparcia każdy będzie się wahał.
Dlatego Katar chce być przede wszystkim widoczny, obecny, a do tłumów dociera poprzez najpopularniejszy sport świata. PSG i transfer Neymara? Katarskie pieniądze. Do niedawna reklama Qatar Airways na koszulkach Barcy. Plan?
„Dlaczego mam mieć złe zdanie o tych gościach, dzięki którym Barca jest lepsza?”
„Może mają coś za uszami, ale dali mojemu klubowi Neymara”.
Za chwilę mundial, który jeśli uda się pomyślnie zorganizować, na trwale umieści pozytywny obraz Kataru w świadomości zwykłych obywateli.
Pamiętacie, jak Katar bił się w piłce ręcznej, dochodząc do finału mistrzostw świata? Zrobili zaciąg z różnych krajów, byli znakomicie. Mieli presję, by podczas zorganizowanego przez siebie turnieju zaistnieć. Ale choć zdobyli medal, w świecie ich wyszydzano. Dlatego Katar znacząco ograniczył wpływ obcokrajowców w swojej kadrze, na turnieju w 2018 był zaledwie 13, choć przecież budżetem znów mógł zrobić różnicę.
Tak odkryli, że nie zawsze sukces wysyła najtrafniejszy przekaz.
Piłkarska reprezentacja Kataru, która przygotowuje się do mundialu 2022, w ogóle nie idzie drogą kupowania paszportów dobrym zawodnikom. Szkoli, szkoli i jeszcze raz szkoli, korzystając z ultranowoczesnej Aspire Academy, skupiającej wybitnych trenerów, mogącej zagwarantować warunki lepsze niż w La Masii. Oczywiście źródełko talentów jest ograniczone, ale Katar woli przegrać honorowo, niż awansować na plecach legionerów.
Znowu: nie zawsze sukces wysyła najtrafniejszy przekaz.
Puchar Azji kolejny raz dowiódł, że cała blokada zaczyna być Katarczykom na rękę. Turniej odbywa się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, kraju sprzymierzonym z Saudami. W konsekwencji do ZEA nie zostali wpuszczeni żadni kibice Kataru. Podobnie dziennikarze, a nawet przedstawiciele federacji. To efekt zakazu wjazdu Katarczyków do wszystkich krajów, które są w nim w konflikcie.
Mało: powiedzmy, że mieszkasz w Dubaju 20 lat, masz katarski paszport. Trudno: dwa lata temu musiałeś rzucić wszystko i wyjechać.
Ale na co zakazy dla dziennikarzy, skoro organizatorzy i tak zostali zmuszeni, by wjechali operatorzy i producenci? Prawa do transmitowania Pucharu Azji zakupiła katarska BeIN Sports. Zakazanie im wjazdu było niemożliwe. Stacja jest bojkotowana w Zjednoczonych Emiratach, ale kogo to boli poza samymi mieszkańcami tego kraju? Saudyjczycy znaleźli lepszy pomysł: chronią… piratów, którzy kradną sygnał BeIN i transmitują go za darmo w Arabii, zakrywając nawet znaczek katarskiej stacji i dając swój wymowny „BeoutQ”.
Idźmy dalej: reprezentacja Kataru jest jedyną na turnieju, która porusza się autokarem pozbawionym zwyczajowego brandingu.
Reprezentacja Kataru nie leciała prosto z Dohy, tylko musiała udawać się do Emiratów via Oman.
Te wszystkie szykany są śmieszne, naiwne, małostkowe, godzą tylko i wyłącznie w kraje blokady. Katar wchodzi dzięki nim w rolę ofiary, choć przecież jakbym miał wam powiedzieć kto ma w sporze rację, komu warto kibicować, powiedziałbym stanowczo: NIE WIEM. Być może nikt. Być może obie strony są po jednych pieniądzach. Kto wie jakie gry toczą się za kulisami.
Tymczasem powstają takie historie: wiecie, że pewna Koreanka z Południa przyjechała do Zjednoczonych Emiratów specjalnie po to, żeby kibicować Katarowi?
Jej związki z krajem: żadne.
Mało: jej kraj ostatecznie przegrał z Katarem w ćwierćfinale.
Ale historia jednej Koreanki, która biega z flagą katarską, to woda na młyn dla Al-Jazeery i światowych mediów.
W tym samym czasie Zjednoczone Emiraty Arabskie kompromitują się rozdaniem nagród „Gender Balance”, w którym wygrywają sami faceci. Mem dnia na całym globie.
Zwycięstwo katarskiej reprezentacji z Arabią Saudyjską w fazie grupowej było zwycięstwem w najbardziej politycznym meczu ostatnich lat. Choćby Katar wszystko później przegrał, to spotkanie uczyniło ich bohaterami narodowymi. A kamery uchwyciły Katarczyków fetujących triumf przed setką… omańskich kibiców z flagami Kataru.
Co za historia, prawda?
Przed dzisiejszym meczem organizatorzy nie chcieli dopuścić do takiej sytuacji, dlatego bilety, które się nie sprzedały, rozdali za darmo fanom ZEA.
Co za faux pas, prawda?
Najgorsze, co mogło się przydarzyć Saudyjczykom, oczywiście się zdarzyło. Mało, że Katar ograł ich w bezpośrednim meczu, to jeszcze po trupie najbliższego sojusznika wszedł do finału. Zjednoczone Emiraty Arabskie, gospodarz, ani przez chwilę nie podjął dziś walki, będąc o klasę gorszym. Mecz został załatwiony już w pierwszej połowie – najpierw bramka Khoukhiego z rogu szesnastki, potem Ali Almouz podkręconym uderzeniem nie daje szans golkiperowi. Pod koniec meczu nokautujące ciosy, 3:0, 4:0, i takie obrazki:
Katar nie tylko pewnie wygrał, ale w każdej minucie udowadniał jakość: momentami hiszpańska piłka, tiki taka, czytelna obecność boiskowych „trójkątów”, czyli mądrego wychodzenia na pozycję.
Słowem: nowoczesny futbol, który sprawił, że Katar jak do tej pory wygrał wszystkie mecze, nie tracąc ani jednej bramki.
Bilans bramek? Szokujące 16:0.
Pieniądze w piłce reprezentacyjnej miały nie dawać szczęścia. Kupić do klubu możesz każdego, droga wolna, ale kadra? Wielu próbowało, z Amerykanami i Chińczykami na czele. Uczynienie z Katarczyków konkurencyjnych stanowiło misję niemożliwą, nawet mimo finansowej studni bez dnia.
Ale choć w źródle ich bogactwa jest znaczna doza przypadku, tak tytuł mistrzów grania na nosie z przypadku się nie wziął. Katar to pierwszorzędny pokerowy gracz – czy ma pochowane asy w rękawie nie wiem, ale wiem, że ostatnio ma passę i dziś również pokazał światu fulla z ręki.
Leszek Milewski