Przebywamy właśnie w Belek, gdzie polskie drużyny w ciepełku i przy równiutkiej trawce przygotowują się do wiosny wykorzystują każdy moment pomiędzy jedną burzą a drugą na rozegranie sparingu. Spotykamy się regularnie polskimi piłkarzami/trenerami i co jakiś czas będziemy wam wrzucać ich wspomnienia o obozach. O tym, u którego trenera było tak ciężko, że zbierało się na wymioty. O tym, jaki obozowy chrzest okazał się najgrubszy i jakich uroków dostarcza Turcja. Na start Damian Kądzior z Dinama Zagrzeb.
***
Najcięższy obóz? Lato, Dębica. Pierwsze zgrupowanie pod wodzą trenera Nowaka, który przyszedł do nas w kwietniu i utrzymał w lidze. Przez cały sezon nam nie żarło i trener chciał nas solidnie przygotować do kolejnego. Lubię ciężko pracować i nigdy nie miałem z tym problemu, ale tamten obóz wszedł mi w nogi. Efekty były, bo to właśnie wtedy zagrałem najlepszy sezon w życiu – z 14 bramkami i 15 asystami w pierwszej lidze. Wtedy też – właśnie dzięki temu mocnemu obozowi – najlepiej się czułem.
Trener podzielił nas na pięć-sześć grup – kolejno od najlepszych, do najgorszych. Pamiętam, że biegałem w tej pierwszej najlepiej wraz z Rafałem Augustyniakiem z Miedzi, a to jest mega koń. Mieliśmy zwykle 10-15 metrów więcej do nawrotu niż ostatnia grupa. Takich wybiegów przez całe boisko było dziesięć i robiliśmy po kilka serii. A między seriami graliśmy 3 na 3 albo 4 na 4 w temperaturze ponad 30 stopni. Po takim treningu człowiek czuł się od razu 2,5 kilo lżejszy. Tamta runda pokazała nam jednak, że trener Nowak miał rację.
Już nawet nie pamiętam, kiedy po jakimś obozie czułem się tak zniszczony, że nie mogłem wchodzić po schodach. Jeśli cały czas trenujesz i jesteś pod prądem, a ja od trzech-czterech lat gram co sezon po 40 spotkań, okres przygotowawczy to dla ciebie tylko podbudowa. Czuję się przygotowany i nie mam tak, że po jakimś treningu ledwo chodzę. Ostatnim razem coś podobnego czułem może trochę na zimowym obozie w Czechach u trenera Brosza. Rano siłownia, później boisko, po południu znowu boisko. Zakwasy łapały, ale nie było tak, że człowiek nie mógł chodzić.
Do nowego sezonu w Dinamie podchodziłem bez obozu przygotowawczego i jak na dłoni widać, jak istotnym elementem pracy piłkarza jest dobre przygotowanie. Przyjechałem z kontuzją. Najgorsze jest to, co masz w głowie, zwłaszcza jak przychodzisz do nowego klubu i chcesz od pierwszego dnia sprzedać swoje umiejętności na boisku. Jedno to jakim jesteś człowiekiem i jak cię szatnia przyjmie, drugie to jak zaufa twoim umiejętnościom. Niby wychodzisz na trening z drużyną, ale idziesz na trucht albo stabilizację, a chłopcy mają ciężką orkę i przygotowują się do ligi. Zacząłem nadrabiać zaległości dopiero kilka dni przed meczem z Hapoelem Beer Szewa w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Znakomitą robotę zrobili moi trenerzy od przygotowania fizycznego, których mamy kilku. Do mnie oddelegowany był Carlo – bardzo mu dziękuję i będę to podkreślał. Z wdzięczności podarowałem mu koszulkę, w której zagrałem w reprezentacji Polski.
Jak wygląda takie nadrabianie zaległości? Trenujesz normalnie z drużyną, ale rozpoczynasz swój trening pół godziny przed grupą robiąc siłę i zostajesz pół godziny po na zajęcia w tlenie, czyli bieganko. Tak trwało to aż do października. Dopiero wtedy zacząłem czuć, że to jest ten Damian. Odpowiednie przygotowanie do sezonu to baza. Wtedy masz od razu większą pewność siebie na boisku, bo wiesz, że masz depnięcie. Jeśli nie jesteś przygotowany, grasz tak na 75%. Czyli tak jak w sparingach, gdy jesteś zajechany – trenerzy sami mówią wtedy coś w stylu „panowie, wczoraj dwa mocne treningi, dziś gramy na spokoju”.
Obecnie mam w nogach 2,5 tygodnia mocnego treningu, więc powoli łapię już świeżość. To najlepiej zorganizowany obóz, na jakim byłem. Warunki, w jakich mieszkamy… Nigdy nie byłem w takim hotelu nawet na wakacjach, mimo że zdarzyło mi się być już w Turcji. Gdybyś chciał tutaj wszystko zobaczyć, musiałbyś chodzić cały dzień. Jedzenie, kapitalnie wyposażona siłownia, salony gier, automaty, ping pong, kręgle, kilka basenów, sauny, jacuzzi, nawet kasyno. Wszystko na wypasionym poziomie. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że idziesz z buta pięć minut i masz dostęp do kilkunastu płyt treningowych, każda w świetnym stanie. Idealne warunki do pracy.
W tym samym hotelu są zresztą Szachtar, który pieniędzy ma bardzo dużo, było Young Boys Berno, które ograło nas w eliminacjach, były zespoły tureckie, teraz są Rapid Wiedeń i Dynamo Drezno.
Gdyby tylko była lepsza pogoda. Uciekł nam jeden sparing (odbył się następnego dnia) i dwa treningi. Raz zamiast boiska trener zarządził siłownię, drugi raz odpuścił nam w ogóle. Myślę, że każdy trener z Ekstraklasy nie jest zadowolony z pogody, jaka nas zastała. Człowiek jadąc do Turcji liczy na super warunki, a u nas na szesnaście dni obozu czternaście było deszczowych. Tyle, że udało się spotkać z chłopakami, z którymi grałem – Kubą Bartkowskim, Damianem Gąską, Mateuszem Radeckim czy innymi zawodnikami bądź trenerami. Szkoda tylko, że Górnik poleciał na Cypr.
ANKIETA
Baranina czy kurczak?
Zdecydowanie kurczak.
Kebab z ostrym, łagodnym czy mieszanym?
Z ostrym.
Rzecz, za którą najbardziej lubię obozy w Turcji?
Standard hoteli i to, że nigdzie nie musimy jeździć. Boiska, siłownie, basen – organizacja zawsze na wysokim poziomie.
Rzecz, za którą najbardziej lubię obozy generalnie?
Za ciężką pracę, bo lubię ciężko pracować.
Obóz, na który trenerzy zapomnieli piłek?
W seniorskiej piłce nie. W juniorach pamiętam, że byliśmy z Jagiellonią na obozie, na którym tylko biegaliśmy. Ale był krótki, trwał cztery dni.
Piłka lekarska – nadal przyjaciel polskiego trenera czy tylko zakurzone wspomnienie z czasów wuefu?
Wydaje mi się, że zakurzone wspomnienie z wuefu.
Pierwszy obóz z drużyną – stres i mówienie na pan czy szybka aklimatyzacja?
Szybka aklimatyzacja.
Najgrubszy chrzest?
W każdym klubie jest zawsze to samo, czy to Dolcan, Wigry, Górnik czy Dinamo. Śpiewanie, wygłupy. Grubych rzeczy nie było. Kiedyś w Jagiellonii trzeba było na sporttesterze nabić do tętna 190 i potem skipować. Była też akcja, że na ziemi leżała wyłożona koszulka i trzeba było ją podnieść pijąc browara.
Potrzeba naładowania akumulatorów na wiosnę – prawda czy mit?
Wydaje mi się, że prawda. Z własnego przykładu mogę powiedzieć, że ciężej jest występować w półroczu bez przygotowań, tak jak miałem ostatnio, gdy obóz przygotowawczy mnie ominął. Teraz będzie już lepiej.
Na obozie u Smudy – pierwszy do podlewania kwiatków czy na czele maratonu?
Na czele.
Najtrudniejszy obóz?
U trenera Dominika Nowaka obóz w Dębicy latem.
Trener, który na obozie wymagał największej dyscypliny?
Trener Brosz.
Trener, który pozwalał na najwięcej?
Trener Dźwigała.
Ulubione obozowe zajęcie w wolnym czasie?
Przede wszystkim odpoczywam. Dużo śpię. Poza tym jakaś książka, Netflix, praktycznie już całego obejrzałem. I wiadomo – FIFA.
Najlepszy w FIFĘ?
Dani Olmo.
Najlepszy w karty?
W karty nie gram. Mamy grupkę 5-6 osób pokerowych, ale ciężko mi powiedzieć, który wiedzie prym.
Co na Netflixie?
Wszystko już chyba obejrzałem. Od „Domu z Papieru”, przez „Breaking Bad”, po wszystkie filmy. Akurat jestem na etapie oglądania materiałów o sportowcach. Mogę polecić film „Ikar” o dopingu w kolarstwie. Fajny jest też ten o Conorze McGregorze i Anthonym Joshua.
Najdziwniejszy zwyczaj obozowy?
Wydaje mi się, że tego zwyczaju już nie ma – pobudka o 6:30 i tlenówka przed śniadaniem. Widzę, że praktycznie w żadnym klubie już tak się nie dzieje. Każdy trener od tego odchodzi. Nawet nie pamiętam, kiedy coś takiego było.
Najlepszy kumpel z pokoju?
Najlepszym tutaj jest Mario Situm, były zawodnik Lecha. Mamy fajny pokój, bo rozmawiamy w trzech językach. Ja się uczę chorwackiego i angielskiego, a on szlifuje jeszcze bardziej swój polski.
Ile piw wypijasz podczas statystycznego dnia na obozie? Można się pomylić o dziesięć.
Staram się w ogóle nie pić alkoholu, natomiast jeśli ktoś ma urodziny czy trener pozwoli po cięższym treningu czy meczu, to wiadomo – jedno piwko się zrobi.
Na śniadanie – w klapkach, w klapkach i skarpecie czy skarpeta i but?
Pijemy do Korony Kielce, tak? My na śniadanie musimy wchodzić w normalnym obuwiu.
Pobudka rano – narzekam jak Bartłomiej Pawłowski czy wstaję z pierwszym budzikiem?
Wstaję z pierwszym budzikiem. Nie mam z tym problemu. Mam w domu psa i jeśli przez ostatnie trzy lata wstaję o tej samej porze, nawet nie nastawiam tutaj budzika.