Elhadji Pape Diaw – lub też Djibril Diaw, wersje są różne – dołącza do wcale nie tak licznego grona obcokrajowców, którzy z Ekstraklasy wybili się do topowej ligi w Europie. Obrońca Korony oficjalnie przeszedł do francuskiego Angers, walczącego o utrzymanie w Ligue 1. Jest to niewątpliwie sukces i piłkarza, i kieleckiego klubu. A na samym początku można się było spodziewać, że przychodzi kolejny kandydat na straszny szrot. To ten jeden przypadek na sto, gdy wszystko potoczyło się wbrew logice.
Diaw spędził w Polsce trzy lata. Pozyskano go zimą 2016 roku, gdy za wyniki złocisto-krwistych odpowiadał jeszcze Marcin Brosz. Zaglądając w CV Senegalczyka, łatwo było spochmurnieć. Praktycznie żadnej historii, w Europie miał na koncie jedynie trzy epizodyczne wejścia w drugiej lidze belgijskiej dla Verbroedering Geel. Mało, wyjątkowo mało punktów odniesienia. Śmiano się, że gość przychodzi wyłącznie w związku z planowanym wejściem do klubu senegalskich inwestorów.
Korona znajdowała się wtedy pod ścianą. Do Lecha Poznań wrócił wypożyczony Maciej Wilusz, a będący bez szans na grę Krzysztof Kiercz nie otrzymał nowego kontraktu. W pewnym momencie jednym zdrowym stoperem był Radek Dejmek. Doszło nawet do tego, że w jednym ze sparingów Brosz umieścił na środku defensywy Macieja Załęckiego – później zmienił go lewy obrońca Kamil Sylwestrzak – i wystawionego wówczas na listę transferową Bartosza Kwietnia.
W końcu przyszedł Białorusin Dmitrij Wierchowcow. On akurat przeszłość miał zachęcającą, a okazał się jednym z najsłabszych obrońców, jacy w XXI wieku przewinęli się przez polskie boiska. Diawa przewidywano jako zawodnika zwiększającego rywalizację. Jeżeli gdzieś można było szukać jakiejś nadziei, że coś z niego będzie, to w dwóch aspektach. Po pierwsze – mimo wszystko chodziło o młodego piłkarza, 21-letniego. W takim wypadku zawsze istnieje jakieś minimalne choćby prawdopodobieństwo, że mowa o talencie przegapionym przez zachodnie kluby. Po drugie – nie brano go w ciemno.
– Diaw przyjechał na testy podczas obozu na Cyprze. Tam od razu wpadł wszystkim w oko. Pokazał przede wszystkim, że jest mocno wygimnastykowany i prezentuje się naprawdę ciekawie. Już po powrocie zespołu do Polski udało się załatwić wszystkie formalności i transfer stał się faktem – wspomina Marcin Długosz, wtedy pracownik biura prasowego Korony, obecnie redaktor kieleckiego portalu CKsport.pl.
– Po transferze Diawa do Kielc mało kto był od razu nastawiony optymistycznie. Kibice mieli kiepskie wspomnienia z poprzednim środkowym obrońcą z Afryki, Boliguibią Ouattarą, który wyglądał na boisku po prostu fatalnie. Sądzę, że na początku do Djibrila podchodzono nieufnie właśnie z tego względu – dodaje, niejako potwierdzając, że nie tylko my nie mieliśmy dobrych przeczuć.
Szybko jednak wszyscy zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni. – Pamiętam, że Diaw mógł zadebiutować 1 marca 2016 w meczu domowym z Wisłą Kraków, bo za żółte kartki pauzował Dejmek. Ostatecznie trener Brosz zdecydował się wtedy posłać na boisko Bartosza Kwietnia. Mecz jednak się nie odbył, bo murawa nie nadawała się do gry. Minęły trzy dni i w kolejnym spotkaniu – z Podbeskidziem Bielsko-Biała – Brosz postawił już na Senegalczyka. I na pewno się nie zawiódł. Niektórzy pewnie do dziś pamiętają niesamowitą, akrobatyczną interwencję tego obrońcy na linii bramkowej – przypomina Długosz.
W następnym występie, tym zaległym z Wisłą, Diaw zaczął źle. Już po kilkunastu sekundach sfaulował Zdenka Ondraska i goście prowadzili po rzucie karnym (skończyło się 1:1). Chyba zostało mu to w głowie, do końca meczu grał niepewnie. Szybko jednak wrócił na właściwe tory, a że Wierchowcow doznał kontuzji, miał pewne miejsce w składzie do końca sezonu. Tamtej wiosny Korona z Senegalczykiem na boisku nie przegrała jedenastu spotkań z rzędu (inna sprawa, że tylko dwa wygrała), na swojego pogromcę trafiając dopiero w ostatniej kolejce, gdy lepsza okazała się Jagiellonia.
Sezon 2016/17 zaczął się dla Diawa nieszczególnie i wcale nie chodziło o kwestie sportowe. – To najbardziej pamiętna sytuacja pozaboiskowa związana z tym zawodnikiem. Korona przegrała 0:2 z AEK Ateny w ostatnim przedsezonowym sparingu i w niezbyt optymistycznych nastrojach wchodziła w nowe rozgrywki. Po tym meczu drużyna dostała zgodę od sztabu na imprezę integracyjną. Djibril nagrał krótki filmik, jak zawodnicy bawią się, śpiewają i podskakują, a na stole leży m.in. kilka butelek wódki. Wszystko wrzucił na Snapchata, a stamtąd wyciągnął to jeden z kibiców i zrobiła się niemała afera. Jeśli do powyższego dodamy, że tydzień później Korona zaczęła sezon od porażki 0:4 w Lubinie z Zagłębiem, w dodatku przegrywając takim wynikiem już do przerwy… No, powiedzieć, że zespół był u kibiców na cenzurowanym, to nic nie powiedzieć – śmieje się Marcin Długosz.
Diaw paradoksalnie był wygranym meczu w Lubinie. Do przerwy katastrofalnie prezentował się Wierchowcow, Senegalczyk wystąpił od początku drugiej połowy i sytuacja w tyłach została opanowana. To dało mu wyjściową jedenastkę na następne kolejki. Afrykanin trochę jednak spuścił z tonu, zacząć też mieć problemy zdrowotne, co utrudniało stabilizację formy. Raz grał, raz siedział na ławce i tak w kółko.
Latem 2017 Macieja Bartoszka w pamiętnych okolicznościach zastąpił Gino Lettieri. Mało brakowało, a Diaw już wtedy pożegnałby się z Kielcami. – Lettieri na początku nie widział go w zespole, z czym później specjalnie się nie krył. Sam Djibril rozglądał się wtedy za nowym klubem. Z tego, co słyszałem, dzwonił do trenera Brosza, czy nie znalazłby dla niego miejsca w Górniku. Z Kielc niespodziewanie odszedł jednak Bartosz Kwiecień, a Senegalczyk został i z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej zaczął przekonywać, aż w końcu osiągnął poziom, dzięki któremu zainteresował się nim klub z Ligue 1 – mówi Długosz.
Korona w ubiegłym sezonie miała na starcie aż trzech stoperów spoza Unii Europejskiej, bo do Diawa dołączyli Shawn Barry i Adnan Kovacević. Do tego w ataku był Gruzin Nika Kaczarawa. W efekcie Senegalczyk na szansę czekał aż do 8. kolejki. Wykorzystał ją i od tej pory Lettieri stawiał na niego zamiast na Barry’rego, który szybko zmienił barwy. A Diaw poszedł za ciosem w tym sezonie, jesienią rozegrał komplet meczów ligowych. Prezentował się solidnie acz bez wielkiego szału (średnia na Weszło 4,53). Wystarczyło, by w październiku został powołany do seniorskiej reprezentacji Senegalu, zaś teraz spełnił marzenie o występach na najwyższym szczeblu we Francji.
No właśnie, piłkarz ten nigdy nie ukrywał, że docelowo chce grać nad Sekwaną. Już latem 2017 zamierzał tam odejść, nawet do drugiej ligi. Odnosiło się wrażenie, że nigdy się w pełni nie zaaklimatyzował w Polsce, choć Marcin Długosz ma inne zdanie. – Djibrila wszyscy w klubie bardzo lubili i sam też nie miał z nikim problemu. Nieraz pokazywał spory humor i dystans, kibice na pewno pamiętają, jak przeczytał w języku polskim bajkę o „Murzynku Bambo”. Nie ma się co jednak dziwić, że gdy na horyzoncie pojawiła się gra we Francji, to zaczął bardzo mocno zabiegać, aby tam trafić. Z wielu względów to dla niego sytuacja idealna – naród, którego językiem się posługuje, liga, która sportowo stoi od polskiej kilka półek wyżej. Znakomita sprawa. Oprócz tego słyszałem, że we Francji mieszka na co dzień jego żona – tłumaczy nasz rozmówca.
Koniec końców dobrze się stało, że został jeszcze na półtora roku. Dziś wszystkie strony mogą stwierdzić, że ta współpraca okazała się sukcesem. Diaw kontrakt z Angers podpisał do czerwca 2021. Mówiło się, że Korona sprzedała go za pół miliona euro, ale aż tak dobrze nie jest. – Do Kielc wpłynęła połowa tej sumy, czyli około miliona złotych. To i tak dużo. Ostatni raz kielczanie sprzedali kogoś za takie pieniądze w… 2010 roku, gdy Jacek Kiełb przechodził do Lecha Poznań – precyzuje Długosz.
Zważywszy na fakt, że umowa Diawa wygasała w czerwcu, to nadal dobry interes – o ile całość tej kwoty zarobi Korona, a to chyba jeszcze nie jest pewne. Głos ponownie ma Marcin Długosz: – Gdy Diaw podpisywał nowy kontrakt, dużo mówiło się, że sporą część ewentualnej sumy odstępnego zgarnie fundusz, który kręcił się przy całej transakcji. W wywiadzie dla CKsport.pl prezes Krzysztof Zając powiedział jednak, że klub dysponuje opiniami prawników, którzy podważają zasadność tego zapisu. Gdyby tylko fundusz zaczął domagać się części kwoty, sprawa zostałaby skierowana do sądu. Niewykluczone, że ostatnie dni, w których transfer nie realizował się mimo porozumienia między stronami, miał związek właśnie z tym. Tak czy inaczej, sto procent z tego miliona złotych powinno trafić na konto Korony.
Jeśli będzie ciąg dalszy w temacie, to już nie problem Diawa, przed którym wielkie wyzwanie.
Coś więcej o miejscu, do którego trafił? Angers to klub bez wielkiej historii i bez wielkich nazwisk w kadrze, nawet przykurzonych. W 2015 roku udało się wywalczyć awans do Ligue 1 po 21 latach przerwy. O utrzymanie jednak coraz trudniej, każdy kolejny sezon to niższa lokata – dziewiąta, dwunasta, czternasta i piętnasta na ten moment. Trenerem jest były piłkarz tego klubu Stephane Moulin. Najpierw od 2005 roku prowadził rezerwy, by w 2011 przejąć stery w pierwszym zespole. Angers budżet ma raczej skromny, nie wydaje wielkich pieniędzy na piłkarzy. Rekord transferowy to 4 mln euro, które latem 2017 przeznaczono na zakup Enzo Crivelliego z Bordeaux. Nie była to dobra inwestycja, już po jednej rundzie sprzedano go do Caen za trzy bańki. Trzeba jednak przyznać, że ogólnie na Stade Raymond Kopa coraz lepiej promują piłkarzy. Pół roku temu Karl Toko Ekambi odszedł do Villarrealu za 18 mln euro, a nieco wcześniej Nicolas Pepe do Lille za 10 mln europejskiej waluty.
W tym sezonie drużyna często remisuje, za to rzadko wygrywa. W ostatnich dwunastu kolejkach ledwie raz sięgnęła po komplet punktów. Większym problemem jest ofensywa niż defensywa. Angers w dziewiętnastu meczach straciło 24 gole, tyle samo co m.in. czwarty w tabeli Lyon.
Diaw będzie miał czterech rywali do składu, ale trener Moulin nieraz gra trzema stoperami, co powinno ułatwić zadanie. Pewniakiem i kapitanem jest 32-letni Ismael Traore. Bardzo mocną pozycję ma też dwa lata młodszy Romain Thomas i to w zasadzie nieprzerwanie od momentu przyjścia do klubu w 2013 roku. W miarę regularnie gra również Serb Mateo Pavlović. Z kolei czwarty do brydża, pozyskany przed sezonem z drugoligowego Tours Ibrahima Cisse, jeszcze nawet nie zadebiutował, więc można zakładać, że Diaw od początku będzie przynajmniej pierwszym do wejścia.
Jeśli Senegalczyk chce zrobić karierę we Francji, do swoich niewątpliwych atutów (wzrost, wyskok, gibkość, ustawianie się) musi dołożyć efektywną pracę nad własnymi niedoskonałościami. Nadal regularnie zdarzają mu się momenty dekoncentracji i nonszalancji, ma też problemy z wyprowadzaniem piłki. Często robi to niedbale, utrudniając zadanie partnerowi, do którego adresowana jest piłka. Jeśli uda mu się to poprawić, kto wie, czy kiedyś nie usłyszymy jego nazwiska w kontekście jeszcze lepszego klubu, co byłoby też kolejnym stopniem w uzyskiwaniu prestiżu dla Korony.
PM
Fot. FotoPyk