Zagłębie Sosnowiec nie składa broni w walce o utrzymanie w Ekstraklasie. Nie do końca kumamy skąd tam nagle znalazła się taka kasa, ale w środę beniaminek ściągnął kolejnego piłkarza. I to nie byle ogórka z głębokich rezerw słabego klubu, ale całkiem przyzwoitego pomocnika jak na nasze warunki – Mateusza Możdżenia z Korony Kielce.
Z Lecha do Lechii. Z Lechii do Podbeskidzia. Z Podbeskidzia do Korony, a teraz z Korony do Zagłębia Sosnowiec. Mamy wrażenie, że gdyby futbolową karierę Mateusza Możdżenia napisać od tyłu, to byłaby piękna ewolucja od ligowych outsiderów przez transfer do czołowej drużyny i na bramce z Manchesterem City skończywszy. Sęk w tym, że byłaby to historia alternatywna, bo ta rzeczywista ma mniej słodki smak dla samego Mateusza. Po odejściu z Poznania były marzenia o piłce zagranicznej, a tymczasem dziś trafia do zespołu, który wiosną będzie desperacko walczył o utrzymanie.
Czy dziwimy się Możdżeniowi, że walkę o górną ósemkę zastąpił walką o byt w lidze? I tak, i nie. Z jednej strony widzieliśmy, że Gino Lettieri nie jest jego fanem i Możdżeń był sukcesywnie odstawiany od składu. Widzieliśmy też, że ten coroczny chaos w Kielcach działał mu trochę na nerwy. On sam nie porozumiał się też w sprawie przedłużenia wygasającej za pół roku umowy. Chciał zmienić środowisko, chciał dostać nowy bodziec. I okej, w tym kontekście ta decyzja jest w pełni uzasadniona. Ponadto zagraniczny wyjazd raczej nie wchodził w grę, bo Możdżeń w grudniu został ojcem. A słyszymy, że opcje wyjazdu z kraju były – m.in. na Wyspy Brytyjskie i na południe Europy.
– Jestem w tej lidze już dziewięć lat. Znam każdy stadion, niektórych kierowników drużyn, w każdym zespole kilku piłkarzy, wszystkie przyśpiewki… Jadę na dany stadion i już wiem, co się wydarzy. Przestałem odczuwać nowe bodźce. Mam 27 lat i nic do stracenia, dlatego nie ma kraju, którego bym nie rozważył. Wszystko zależałoby od tego, jak wyglada życie w danym miejscu i finanse. Jeśli ktoś mówi, że pieniądze nie są ważne, oszukuje. Zdarzają się w Polsce miłości do klubów i całowanie herbów, są różne kibicowskie historie jak z Carlitosem czy Kasprem Hamalainenem… Ja jestem jednak z daleka od tego wszystkiego – mówił na naszych łamach przed kilkoma miesiącami.
Dziwimy się natomiast, że 27-latek wybrał akurat Zagłębie. Pamiętamy przecież, że rok temu w podobnej sytuacji była Sandecja Nowy Sącz, która też chyliła się ku spadkowi i miała ogromne problemy by ściągać tam ligowców “na już”. Każdy bał się wpisania sobie spadku w CV (Mateusz Żytko – jak Mats Hartling – tylko się z tego śmiał). A przecież Możdżeń to nie jest byle ogórek – w tym sezonie nie grał za wiele, ale w poprzednim miał miejsce w czołówce polskich środkowych pomocnik w Ekstraklasie. Taki trochę Dominik Furman dla nieco uboższych. I podejrzewamy, że gdyby chwilę jeszcze poczekał, to miałby oferty z drużyn lepszych niż z Zagłębia. Ale przypuszczamy, że mogło tu chodzić o szanse gry. W Sosnowcu o pewny plac w wyjściowym składzie będzie mu relatywnie łatwo, bo Vokić został odpalony, a od Milewskiego jest po prostu lepszym piłkarzem.
Zagłębie wysyła kolejny sygnał, że wróżenie im spadku jest przedwczesne. Możdżeń jest ich już piątym zimowych transferem – wcześniej do Sosnowca trafili Lukas Gressak i Martin Toth (obaj Spartak Trnava), Giorgi Gabedawa (król strzelców ligi gruzińskiej), a ponadto wypożyczony został Olaf Nowak (skuteczny 20-latek z rezerw Zagłębia Lubin).
fot. FotoPyk