Grudzień trwa w najlepsze, tymczasem Lechia Gdańsk wciąż zasiada w fotelu lidera Ekstraklasy i jak na razie nie zanosi się na to, żeby miała wylecieć z siodła. Piotr Stokowiec z wielką gracją kłusuje na biało-zielonym rumaku i przeskakuje nad kolejnymi przeszkodami. Przy okazji – co kluczowe z perspektywy gdańskiej akademii, o której za chwilę trochę opowiemy – szkoleniowiec nie boi się stawiać na młodziutkich zawodników, nawet w najważniejszych ligowych starciach sezonu. To swoiste turbo-doładowanie, dzięki któremu w Gdańsku szkoli się z jeszcze większym zapałem niż dotychczas.
Na źrebaki z nadmorskiej stajni rzuciliśmy okiem w ramach cyklu „Liga od kuźni”, współtworzonego wraz z PKO Bankiem Polskim.
Dyrektor Sławomir Wojciechowski – niegdyś świetny piłkarz, który półtora roku swojej bujnej kariery spędził w Bayernie Monachium – przyjął nas w szatni pierwszego zespołu. Symbolicznie. Bo dla chłopców z akademii właśnie regularna obecność w tym pomieszczeniu jest celem, dla którego wylewają siódme poty na treningach. Stokowiec wysyła młodym piłkarzom jasny sygnał: „jeśli jesteś odpowiednio dobry, nie zostaniesz przeze mnie przeoczony”. Karol Fila czy Mateusz Sopoćko coś o tym wiedzą.
Jest to jednak również sygnał wysłany w kierunku sztabu szkoleniowego akademii. „Pracujcie, szlifujcie, doskonalcie tych chłopaków, a ja na pewno z tego skorzystam”. Wszyscy się w ten sposób wzajemnie motywują i pobudzają do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Naprawdę da się to odczuć w klubie.
– Chciałbym podkreślić miejsce, w którym się znajdujemy – mówi dyrektor Wojciechowski. – To jest szatnia pierwszego zespołu. Głównym celem naszej akademii jest do tej szatni dostarczyć zawodników. I mamy na to pomysł. Mamy swój program szkoleniowy, który realizujemy. Cztery lata temu nastąpiły zmiany organizacyjne w Lechii. Postawiliśmy na zatrudnienie doświadczonych trenerów, trenerów z nazwiskami. Zieńczuk, Pęczak, Bąk, Czajka, Wiśniewski, Kubsik, Gładysz, Puszkarz – to są bardzo znane w naszym regionie postaci. I one stanowią podstawę naszego planu szkoleniowego.
Biało-zielony rdzeń akademii jest wyczuwalny na każdym kroku. Od sezonu 2015/16 szkolenie młodzieży w całości wróciło pod skrzydła klubu i wielkie postaci trójmiejskiego futbolu chętnie się w ten projekt angażują, dzieląc się wiedzą, doświadczeniem i miłością do Lechii. To w pewnym sensie również rdzeń historyczny gdańskiej drużyny, która od dekad słynęła z opierania się na wychowankach, na ludziach z Trójmiasta i Kaszub. Również dziś piłkarski narybek pochodzi przede wszystkim z Gdańska i okolic.
Wojciechowski: – Na pewno jesteśmy największym klubem w regionie. Wspierają nas oczywiście małe zespołu, małe akademie. One pomagają nam, żeby najzdolniejsi chłopcy trafiali właśnie do Lechii, a później występowali na tym pięknym stadionie, znajdującym się w tej chwili za naszymi plecami. (…) Naszym planem jest budowanie akademii opartej na ludziach z regionu. Naszymi głównymi skautami są przede wszystkim nasi trenerzy. Jeśli już ściągamy zawodników, to chcemy przede wszystkim piłkarzy z regionu, choć na resztę kraju też się nie zamykamy.
Najzdolniejsi gracze mają możliwość rezydowania w specjalnym domu klubowym. To właśnie zawodnicy z tego elitarnego grona najczęściej lądują na poziomie Ekstraklasy bądź I ligi. – W naszym domu klubowym mieszka dziesięciu, dwunastu najzdolniejszych piłkarzy. Są objęci specjalną uwagą – mają dodatkowe treningi w zakresie przygotowania motorycznego, korepetycje. Rzeczy, które pozwalają im na rozwój. Mamy na to specjalny plan, który staramy się zrealizować – mówi dyrektor. – Ten projekt trwa już cztery lata. Na pewno po części można już oceniać jego efekty, ale to jest dopiero nasz start. Tak naprawdę skuteczność naszych planów ocenimy na podstawie rozwoju dzisiejszych dziesięcio-, dwunastolatków. Z tych dzieci będziemy w przyszłości najbardziej zadowoleni.
Za nabór do akademii odpowiada przede wszystkim Józef Gładysz. Żywa legenda klubu i prawdziwy nestor trójmiejskich trenerów. Gładysz szkoli gdańską młodzież od dziesiątek lat i niedawno w olbrzymim, arcyciekawym WYWIADZIE dla Weszło opowiedział o swojej filozofii i zmianach w systemie szkolenia młodzieży w mieście Neptuna:
Gładysz: – Dawniej było tak, że trener obejmował dany rocznik na najwcześniejszym etapie i prowadził go krok po kroku aż do końca, do seniora. Jeżeli to był dobry fachowiec – mogły być z tego efekty. Natomiast słaby trener marnował całą drużynę. Dlatego dzisiaj zawodnik przechodzi przez ręce pięciu, sześciu szkoleniowców. Nawet jeżeli jeden jest słabszy, reszta może na innym etapie zniwelować jego pomyłki czy nieciągnienia warsztatowe.
Gładysz: – Zdzisiu Puszkarz i ja odpowiadamy za nabór do akademii, wypatrywanie talentów. Różnie się o tym mówi. Moim zdaniem nabór to jest naprawdę ważna funkcja. Przyglądamy się bardzo pilnie tym dzieciom. Zjedliśmy zęby na piłce, ale czasami ocena talentu zajmuje nam wiele tygodni. Mnóstwo rozmów trzeba odbyć, szukając sposobu, pomysłu, żeby dany chłopiec pokazał nam pewną cechę, po której ocenimy, czy warto go pozostawić w strukturach akademii i przeznaczyć do dalszego szkolenia. Po niektórych widać niemal od razu, że nie zostaną piłkarzami. Wówczas oczywiście nie mówimy temu dziecku, żeby sobie poszło do domu, bo się do niczego nie nadaje. Nie można krzywdzić maluchów. Proponujemy zapisanie się do jednej z akademii partnerskich, naszych najbliższych filii. Tam przekazujemy dzieci mniej utalentowane, a wyławiamy stamtąd największe perełki do siebie.
Wszyscy w akademii oczywiście podkreślają pełną otwartość na nowe talenty, ale – jak widać na załączonym obrazku – pewne sito jednak istnieje. Struktury Lechii rzeczywiście są otwarte i gościnne, lecz to nie oznacza, że każdy zdoła się w nich utrzymać, zadomowić. Wytrwają tylko najlepsi. Dyrektor podkreśla świetną współpracę właśnie ze wspomnianymi, mniejszymi akademiami. Biało-zieloni utrzymują partnerskie relacje z kilkudziesięcioma drobniejszymi szkółkami.
Istotnym elementem szkolenia w Gdańsku jest również bliska współpraca ze szkołami publicznymi, na zasadzie klas sportowych. Jak na razie w liceach, wkrótce również w podstawówkach. To jest coś, z czego są w Lechii bardzo dumni, bo w tym systemie młodzi piłkarze wszystko mają w jednym miejscu. I edukację, nazwijmy to, życiową, i tę futbolową.
Gładysz: – Jest wiele stowarzyszeń, wiele klubów w Gdańsku. Tam są przyjmowane wszystkie dzieci. My dbamy o to, żeby nie iść w ilość, ale w jakość. Na podstawie selekcji wybieramy najbardziej uzdolnione dzieci. Pod względem motorycznym, technicznym. Na zajęciach nauczamy najmłodsze dzieci piłkarskiego abecadła. Podstawowych tajników przyjęcia piłki, zwodu, dryblingu, strzału na bramkę. Robimy też mini-turnieje, trzech na trzech, czterech na czterech. Dzieci po to tu przychodzą, żeby grać w piłkę. To jest też odpowiedź, kto zwiastuje talent, a kto nie.
Podobne spojrzenie ma trener rocznika 2008, Mateusz Michalski. – Moja drużyna funkcjonuje również w klasie sportowej Lechii Gdańsk. Trenujemy pięć razy w tygodniu, grupa liczy piętnaście osób, ale cały czas jest otwarta. Nasze najmłodsze grupy nigdy nie są zamknięte. Niektórzy chłopcy do nas dołączają, a odchodzą ci, którzy odbiegają poziomem sportowym. Natomiast główną naszą zasadą jest to, że jesteśmy cały czas otwarci.
Michalski: – W tych najmłodszych grupach patrzymy przede wszystkim na potencjał chłopca. Wiadomo, że umiejętności przyjdą z czasem. Patrzymy na charakter, na predyspozycje motoryczne. Ale głównym kryterium jest oczywiście zainteresowanie chłopca samą grą w piłkę. Choć mamy kryteria selekcji, to nigdy się nie zamykamy. Patrzymy pod kątem przyszłości, szansę dostaje każdy.
Jeżeli chodzi o obiekty – sytuacja nie jest idealna, fatalna też rzecz jasna nie. Biało-zieloni dysponują czterema boiskami, w tym jednym krytym pod balonem. Do tego basen, dwie siłownie, gabinet odnowy biologicznej, salka do judo. Są to oczywiście obiekty miejskie i porozrzucane w różnych dzielnicach Gdańska. – Naszym marzeniem jest posiadać swój oddzielny obiekt. Tak jak to jest w wielu klubach na Zachodzie, a w Polsce choćby w Zagłębiu Lubin i Lechu Poznań. Mam nadzieję, że w niedługim czasie się takiego doczekamy – wyznaje Wojciechowski.
Rozrzucenie obiektów nie pomaga jednak w wykrystalizowaniu spójnej filozofii, jaka przyświecałaby całej akademii. Z rozmów trudno było wydestylować konkretne informacje na temat jakiegoś spoiwa, które wiązałoby ze sobą w wymiarze modelowym treningi najmłodszych i najstarszych grup. Dyrektor przyznaje wprost: – Nie mamy określonego profilu zawodnika, na jakim nam zależy. Staramy się po prostu dbać o piłkarzy i wypuścić ich do dużej piłki. Możemy się pochwalić kilkoma zawodnikami, którzy występują w I czy II lidze. To też są nasi wychowankowie i z nich też jesteśmy dumni. Rzeczywiście, można z łatwością wymienić kilka nazwisk. Kobryń, Kałahur czy Letniowski w I lidze, Frankowski i Pietrowski w ekstraklasie, Dawidowicz w Serie B.
Sprawę modelu szkolenia szerzej wyjaśnia Grzegorz Grzegorczyk, członek kadry szkoleniowej: – Jeżeli chodzi o program szkolenia, zmodyfikowaliśmy go już w dziewięćdziesięciu procentach. Jest cały czas wprowadzany, cały czas zmieniany. To samo tyczy modelu gry. Opracowujemy własną filozofię i całą strukturę tego, jak chcemy działać i jak chcemy szkolić.
Grzegorczyk: – Ja pracuję w tej akademii od dziesięciu lat. Zaczynałem od grup naborowych, czyli od najmłodszych “smyczków”. Przeszedłem każdy etap szkolenia młodzieży, kończąc teraz na drużynie u-23. Czyli najwyższej grupie w strukturach akademii. Wieloletnia praca z grupami najmłodszymi pozwala mi, żeby koordynować tych wszystkich chłopaków i wytrenować zawodników na poziom seniorski. Interesują nas chłopcy, którzy będą w stanie funkcjonować w dorosłej drużynie po wyjściu ze szczebla juniorskiego, a nie jest to łatwe.
Grzegorczyk: – Mamy już ułożoną pewną strukturę treningu. Pod sześcioletni plan, który dzielimy na trzy cykle, jeżeli mowa o rocznikach najmłodszych. Do momentu drużyny u-15 wyróżniamy trzy formy treningu, pomieszane w zależności od danej kategorii wiekowej. (…) Ciężko nam szukać bezpośrednich inspiracji w klubach zagranicznych. Ja byłem dwa razy po dwa tygodnie w Benfice, w Dynamie Zagrzeb, w Ajaksie. Za tydzień jedziemy do Slavii Praga. Ale przede wszystkim musimy patrzeć na to, co mamy u siebie. Na nasze warunki. Niektóre rzeczy z zagranicy możemy wypróbować u siebie, ale to są naprawdę drobnostki. Poważniejsze projekty weryfikują baza i finanse.
Nie da się ukryć, że oczkiem w głowie trenerów akademii są nie tylko maluchy, ale i… najstarszy rocznik, czyli zespół u-23. Przedsionek, z którego naprawdę jest już tylko jeden krok do kadry pierwszego zespołu. Zresztą – działa to też w drugą stronę, bo w tym zespole – który możemy w sumie utożsamić z drużyną rezerw – trenują również zawodnicy odpaleni przez trenera Stokowca. Do niedawna był to Milos Krasić, a wciąż są Sławomir Peszko i Grzegorz Wojtkowiak.
Grzegorczyk: – To znakomitości piłkarskie. Oprócz treningu, który jest ich pracą, w wielkim stopniu pomagają młodym chłopcom jeżeli chodzi o boiskowe podpowiedzi, dzielenie się swoim doświadczeniem. Nasi chłopcy naprawdę mają szczęście, że w tak młodym wieku mogą mieć taki kontakt z zawodnikami tej klasy. Wiele wskazówek otrzymują i bez wątpienia pomaga to im w dalszym rozwoju.
Podobnego zdania jest Marek Zieńczuk, jeden z trenerów drużyny u-23. – Trenują z nami seniorzy, poniekąd tacy, którzy nie łapią się do kadry pierwszego zespołu. Ale podchodzą do tego bardzo profesjonalnie. Ich obecność podczas meczów czwartej ligi pozwala juniorom szybciej się zaadaptować do futbolu seniorskiego. Widzimy bardzo duży postęp u naszych wychowanków. Rozwój poprzez grę przeciwko seniorom i trenowanie z nimi znacznie przyspiesza wykonanie kroku do przodu, jest o wiele korzystniejsze dla rozwoju niż występy w rozgrywkach juniorskich.
Zieńczuk: – Nie bazujemy na modelu gry. Nie chcę powiedzieć, że bazujemy na produkcji piłkarzy do pierwszego zespołu, ale chodzi nam o to, żeby każdy z naszych zawodników miał przede wszystkim odpowiednie umiejętności indywidualne. Pozwalające grać na najwyższym poziomie. Żeby w każdej chwili być pewnym swoich umiejętności, wychodząc do pierwszej drużyny. Porównałbym to do ucznia, który idzie na klasówkę. Jeśli się przygotował, jest nauczony, żaden zestaw pytań go nie zaskoczy. I tak przygotowujemy też naszych piłkarzy. W ten sposób budujemy treningi.
Co ciekawe – byli piłkarze, jak Zieńczuk czy Piotr Wiśniewski – doszli do wniosku, że mankamenty w grze swoich podopiecznych najłatwiej przyjdzie im wyłapać nie z perspektywy trybun czy linii bocznej, ale… będąc wewnątrz treningu, biorąc udział w zajęciach i wewnętrznych gierkach. – Czasami błędy najlepiej widać od środka. Zobaczymy, na ile zdrowie pozwoli, na razie jesteśmy jeszcze w stanie i fizycznie, i taktycznie, i technicznie sprzedać tę naszą wiedzę.
Zieńczuk: – Będąc wewnątrz gry lepiej widać błędy ustawienia, pojedyncze zagrania, które w szerokiej perspektywie umykają. Jak się zawodnik ustawia do pojedynku, w jaki sposób gra z nami jeden na jednego. Na tym poziomie jeszcze jesteśmy w stanie pewne błędy eliminować. Kiedy oni trafią już do drużyny typowo seniorskiej, nie będzie już miejsca na naukę. Tam się liczy tylko wynik. Dlatego uważam za bardzo dobry ruch, że powstała drużyna rezerw. Z tego co wiem, zostanie ona utrzymana. Mecz juniorski nigdy nie daje tyle, co spotkanie seniorskie, nawet na czwartoligowym poziomie.
Wszyscy w akademii zgodnie podkreślają, że dla nich wynik nie jest priorytetem, choć Zieńczuk zaznacza również, że jest to pewnego rodzaju hipokryzja i w zawodnikach należy również pielęgnować głód zwycięstw. Niemniej – na piedestale figuruje zdecydowanie chęć przygotowania młodego gracza do dużej piłki od strony technicznej, taktycznej, fizycznej i mentalnej. Na ten ostatni aspekt zwracał ostatnio uwagę Paweł Habrat, podczas specjalnego wykładu dedykowanego właśnie ludziom odpowiedzialnym za pracę z młodzieżą. Z członkiem sztabu Piotra Stokowca, jednym z najlepszych psychologów sportu w Polsce, również ostatnio szeroko ROZMAWIALIŚMY na Weszło.
Habrat: – Wbrew pozorom, umiejętności mentalne to nie są naturalne cechy, z którymi człowiek się rodzi. Tutaj jest zatem pytanie do ludzi odpowiadających za polski system szkolenia, w którą stronę chcemy iść, w jaki sposób dzieci formować i szkolić. Można oczywiście powiedzieć, że każdy zawodnik ma inny charakter. A czasami trenerzy sugerują wręcz, że trafia im się piłkarz, który w ogóle nie ma osobowości. To nie jest prawdą. Każdy z nas posiada osobowość, różnimy się po prostu odpornością na pewne czynniki, poziomem motywacji wewnętrznej. Jedna osoba napotyka przeszkodę i zrezygnuje ze sportu w ogóle, inna tę przeszkodę przeskoczy i pobiegnie dalej.
Habrat: – To wszystko nas różni, ale sport dzieci i młodzieży da się przecież usystematyzować. Potrzebna jest wielka dyskusja na temat zmian, jakich musimy dokonać, skoro jesteśmy niezadowoleni z obecnego stanu i mentalności naszych zawodników. Przede wszystkim – relatywnie niedawno nasz kraj przechodził transformację ustrojową, co powoduje gigantyczną dysproporcję między pokoleniami. Zawodnicy trzydziestoletni i piętnastoletni to ludzie wychowani w totalnie różnych warunkach. Ale nigdy nie zgodzę się z tym, że ci młodsi zawodnicy nie mają charakteru. Jest to często opinia byłych piłkarzy, którzy zajmują się trenowaniem i obserwują młodych graczy, poddających się przed przeszkodą, jaką oni dwadzieścia lat wcześniej by przeskoczyli. Ale tę odwagę można naprawdę ukształtować, szczególnie w okresie najmłodszych lat, choć innymi metodami niż kiedyś. Nie można tego zaniedbywać.
Rolę charakteru w procesie naboru niezmiennie podkreśla również Józef Gładysz. – Są różne aspekty. Czy chłopiec jest zdolny pod kątem motorycznym, czy się dobrze porusza pod kątem koordynacyjnym. Ale kluczem do tego wszystkiego jest charakter. Charakter, który ja widzę u dziecka od malutkiego. Zresztą – przerobiłem to w swojej karierze. Dzisiaj bardziej stawiam na charakter niż na talent i to jest dla mnie klucz przy obserwacji zawodników, nawet malutkich.
Gładysz: – Konkretne ćwiczenia piłkarskie wprowadzamy już po zakończeniu procesu selekcyjnego. W tym roku pracujemy z zespołem z rocznika 2011. Ta grupa zostanie w czerwcu już ostatecznie przygotowana do dalszego nauczania. I już wówczas – w procesie trzyletnim – zacznie ona pracować nad konkretnymi elementami. Natomiast grupa selekcyjna to jest forma treningu absolutnie zabawowa, to nie jest trening typowo piłkarski. Przez zabawę również szlifujemy pewne elementy, ale to wciąż nie jest żadna forma wyizolowanych ćwiczeń. Ja sobie realizuję pewien proces, ale dzieci nie mają nawet takiej świadomości. To nie jest tak, że dajemy im piłkę na zasadzie: “kopnij i biegnij”. One realizują pewne zadania, ale w formie dostosowanej do wieku. Nie ma nic piękniejszego, jak grupa szczęśliwych dzieci na zajęciach, które są zaskoczone końcem treningu, choć trwał on półtorej godziny.
Rolę atrakcyjności treningu podkreśla również z psychologicznego punktu widzenia Habrat: – Do pewnego poziomu to trener powinien być psychologiem. Posiadać odpowiednią wiedzę i pewne rzeczy kształtować już na etapie zabawy z piłką. Natomiast okres dojrzewania, czas budowania świadomości, powiedzmy – koło dwunastego roku życia… Wtedy psycholog naprawdę może wspomóc w ukierunkowaniu sposobu myślenia, pomóc w budowie sfery mentalnej przyszłego piłkarza. Pracując z dziećmi musimy mieć oczywiście olbrzymią wiedzę i wydaje mi się, że w tym aspekcie nastąpiła w Polsce ostatnio rewolucja. Zupełnie inaczej uwzględniamy aspekt mentalny podczas treningów grup dziecięcych, staramy się zwiększać zaangażowanie, uatrakcyjniać zajęcia. Bo to jest ta istotna różnica, że dzisiaj sport rywalizuje z konsolą, z telewizją, z tabletem, z Internetem. Kiedyś nie było takiej konkurencji.
***
Biorąc pod uwagę, że akademia w dzisiejszym kształcie funkcjonuje dopiero od kilku lat, działacze Lechii zasługują na pewne słowa uznania i pochwały. Nie mają do dyspozycji własnej, skupionej w jednym miejscu bazy, ale starają się tuszować te braki na wszelkie sposoby i wychodzi im to zupełnie przyzwoicie. Przede wszystkim, w Gdańsku za pracę z młodzieżą wzięli się ludzie z głowami otwartymi na rozwój, a jednocześnie zafiksowanymi na punkcie biało-zielonych barw.
I wygląda to na bardzo korzystne połączenie.
Michał Kołkowski
wideo: Karol Stępniewski
fot. Lechia Gdańsk