Ekstraklasa dopiero przekona się na własnej skórze, co oznacza obowiązek posiadania w składzie przynajmniej jednego zawodnika ze statusem młodzieżowca. Kluby z I i II ligi od jakiegoś czasu już z tym przepisem funkcjonują, znają w praktyce jego jasne i ciemne strony.
Pytamy więc prezesów klubów z tych szczebli o kilka aspektów związanych z tym wymogiem, zarówno w kontekście ich własnego podwórka, jak i tego ekstraklasowego. Rozmawialiśmy z siedmioma osobami, zdania często były podzielone i mocno się różniły. Zwolennik każdej tezy znajdzie tu swojego sprzymierzeńca.
Co pan myśli o zasadzie z młodzieżowcem?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – Uważam, że to nie jest pomysł, który spowoduje jakieś nadmierne kłopoty w funkcjonowaniu klubów – jeżeli mówimy o Ekstraklasie. Są w stanie się do tego przygotować. Patrzę na I ligę, kluby nieraz mniej wydolne organizacyjnie, a potrafiły temat ogarnąć, więc dla mnie argumentacja, że będzie kłopot ze zmianami, bo jak jeden młodzieżowiec zejdzie, to za niego będzie musiał wejść inny, to naprawdę nie są wielkie wyzwania.
Z drugiej strony, zawsze mam opory przy jakichś próbach nakazywania czy zakazywania czegoś odgórnie. O wiele lepszą metodą byłoby zachęcanie klubów, żeby stawiały na młodzież albo po prostu liczenie na naturalną kolej rzeczy, że młody chłopak sam wywalczy sobie miejsce. Ale skoro się to nie dzieje i wiele klubów nie patrzy w ten sposób, pomysł ten jest warty wprowadzenia. Wątpliwości może budzić to, czy na przykład nie można było tego zrobić z większym odroczeniem. Jest to trochę tryb przyspieszony, ale myślę, że i tak kluby spokojnie dadzą sobie radę, choć na efekty będziemy musieli poczekać.
Zbigniew Niemiec (Błękitni Stargard): – Moim zdaniem zasada z młodzieżowcem jest dobra, ponieważ w innej sytuacji młodzi piłkarze nie mieliby szans na grę w pierwszym składzie.
Karol Wójcik (Odra Opole): – Z jednej strony taka zasada ma swoje plusy, ponieważ celem nadrzędnym jest reprezentacja, a żeby kadra dobrze grała, młodzi piłkarze muszą się ogrywać. Z drugiej strony obawiam się o wdrożenie tego przepisu w Ekstraklasie, ponieważ pojawi się klosz ochronny nad młodymi zawodnikami. Taka sytuacja może być wykorzystywana przez menadżerów. Przykładowo w czołowym klubie pojawi się wyróżniający młodzieżowiec, który będzie wymuszał na klubie wyższy kontrakt, gdyż będzie wiedział, że nikt nie może sobie pozwolić na jego odejście. Moim zdaniem taka sytuacja jest niezdrowa, ponieważ są w polskiej piłce kluby, które na siłę będą szukały młodzieżowców.
Dariusz Dziedzic (Siarka Tarnobrzeg): – Uważam, że ten przepis nie wpłynie negatywnie na poziom Ekstraklasy, który jaki jest i tak każdy widzi. Zresztą, młodzieżowcem jest się do 21. roku życia. W tym wieku powinniśmy już mówić o zawodniku ukształtowanym pod każdym względem. Nie chodzi przecież o wystawianie dzieci. A skoro w praktycznie całej polskiej piłce gramy młodzieżowcami, dlaczego Ekstraklasa miałaby być wyjątkiem?
Kluby ekstraklasowe dość dobrze szkolą, przynajmniej niektóre, a jednak młodzież dostaje względnie mało szans na pokazanie się. Wiadomo, że zawsze są jakieś cele: utrzymanie, pierwsza ósemka, puchary, mistrzostwo. To sprawia, że wielu z tych piłkarzy odchodzi na wypożyczenia do niższych klas i też z tego korzystamy. Nowy przepis trochę wymusi na klubach Ekstraklasy, żeby jeden czy drugi młodzieżowiec otrzymał realną szansę na grę i dostał czas na okrzepnięcie. Oni aż tak mocno nie odstają poziomem od tych starszych. Wielu trenerów jednak zawsze będzie wolało przeciętnego, ale dającego jakąś tam stabilizację wyjadacza niż młodego, który raz zagra bardzo dobrze, a raz słabo. Gdybym był trenerem, być może też szedłbym po linii najmniejszego oporu i miał czyste papcie. Ale nie o to chodzi. Myślę, że w dość nieodległej perspektywie kluby się w tym odnajdą, mimo że pewnie wiele z nich ocenia ten wymóg negatywnie. Z mojej perspektywy jest on czymś pozytywnym.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Trudno powiedzieć, bo wydaje mi się, że osiągnie jakiś cel, ale trochę dziwnie to wygląda w klubach Ekstraklasy. Na tym poziomie chyba nie powinniśmy na siłę działać w tych kwestiach.
Jacek Bojarowski (Olimpia Grudziądz): – Myślę, że w I lidze jest to bardzo dobre rozwiązanie. Pamiętam, że we wcześniejszych latach za bardzo nie grano młodymi piłkarzami, a uważam, że oni mimo wszystko powinni mieć lekki handicap do grania. Na naszym przykładzie okazało się, że bardzo dobrzy młodzieżowcy wybili i ukształtowali się poprzez Olimpię, dzięki czemu grają dziś w Ekstraklasie. Myślę tutaj o Jakubie Wrąblu, Karolu Angielskim czy Jakubie Łukowskim. Wcześniej pokazał się też Bartosz Jaroch, który potem zadebiutował w elicie dla Podbeskidzia. Wymuszenie, by młodzież grała, sprawiło, że ci najlepsi i najbardziej pracowici mogli się szybciej i lepiej rozwijać niż wcześniej.
W drugoligowych realiach ten przepis również dobrze funkcjonuje. Uważam, że im niższa liga, tym tych młodych w składach powinno być więcej. Wiadomo, że doświadczenie w zespole też jest potrzebne, ale to niższe ligi powinny być poligonem doświadczalnym dla młodzieży. Ci najzdolniejsi mogą potem trafić do Ekstraklasy.
Janusz Wiczkowski (Bytovia Bytów): – Generalnie nie mam uwag odnośnie zasady z młodzieżowcem. To co się dzieje ma sens i powinno przynosić coraz lepsze efekty.
Jak sobie radzicie z dostosowaniem się do wymogu?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – Gdy pełniłem funkcję prezesa w GKS-ie Katowice, nie było z tym żadnego problemu. Mieliśmy kilku zawodników, którzy status młodzieżowca posiadali. Zaczynaliśmy chyba z Krzyśkiem Wołkowiczem, nie wiem, czy przez chwilę młodzieżowcem nie był też Alan Czerwiński. Od początku mieliśmy kim grać. Dziś w Rakowie również mamy odpowiednich chłopaków. W perspektywie kolejnych sezonów trzeba już myśleć o wyszukiwaniu jeszcze młodszych zawodników w akademiach, kluby Ekstraklasy zostaną zmuszone, żeby bardziej przyszłościowo patrzeć na swoje akademie i wychowanków.
Zbigniew Niemiec (Błękitni Stargard): – Mamy akademię piłkarską i odpowiednie szkolenie młodzieży, dlatego nie brakuje nam młodzieżowców.
Karol Wójcik (Odra Opole): – Radzimy sobie całkiem dobrze. Obecnie mamy trzech młodzieżowców z czego dwóch jest z klubu Ekstraklasy. Uważam, że taki system jest dla nich zdrowy, bo jeśli są zbyt słabi na najwyższą klasę rozgrywkową w Polsce, to dlaczego im zabraniać ogrywania się na zapleczu? Co będzie po zmianach, nie wiem, bo klubów, które opierają się na młodzieżowcach wypożyczonych z Ekstraklasy jest sporo. Spójrzmy choćby na Wigry Suwałki, które mogą mieć niebawem duże problemy w związku z tymi zmianami.
Pro Junior System zachęca nas do stawiania na młodzież. W sposób naturalny każdy w I lidze zaczyna patrzeć w stronę szkolenia. Dodatkowo można zgarnąć naprawdę duże pieniądze, jak na realia finansowe w niższych ligach. Bardzo podoba mi się ten system, bo uważam, że powinniśmy iść w stronę zachęt, a nie karania. Tym bardziej w przypadku Ekstraklasy, gdy ten tort do podzielenia jest dużo większy.
Dariusz Dziedzic (Siarka Tarnobrzeg): – Jesteśmy klubem mocno stawiającym na młodzież i posiadającym szeroką kadrę młodzieżowców. Gra 5-6 takich chłopaków w danym meczu nie jest dla nas niczym wyjątkowym. Jasne, chwilami trochę odbija się to na wynikach, młodzież jest chimeryczna, potrzebuje czasu na okrzepnięcie. Przez trzy lata było dobrze, w tym sezonie jest trochę słabiej i skończyliśmy jesień w strefie spadkowej. Przy jednym młodzieżowcu ten czynnik ma jednak znacznie mniejsze znaczenie, zwłaszcza gdy jest nim bramkarz, a to częsty przypadek.
Zbawienne dla nas okazało się to, że PZPN akurat przy okazji rok później wprowadził PJS. W pierwszym roku go wygraliśmy, w tamtym zajęliśmy drugie miejsce, teraz znów walczymy o podium. Cały czas mamy jedną z najmłodszych drużyn w II lidze. Mimo to przez ostatnie 2-3 lata ocieraliśmy się o awans, choć zawsze graliśmy 5-6 młodzieżowcami. A bywało nawet tak, że i ósemką czy dziesiątką. Oczywiście to już w momencie, gdy mogliśmy sobie na coś takiego pozwolić.
Janusz Wiczkowski (Bytovia Bytów): – Jesteśmy w tym roku w wyjątkowej sytuacji, dlatego w swoim składzie mamy kilku młodzieżowców. Oczywiście trochę zmusiła nas do tego sytuacja, ale wyszliśmy na tym dobrze. Okazało się, że potencjał wśród młodzieżowców jest całkiem spory, ale trzeba dobrze szukać.
Inna sprawa, że wiele klubów z pierwszej i drugiej ligi stawia na młodzież, ponieważ zachęca do tego Pro Junior System. Jak rozmawiam z prezesami innych pierwszoligowych drużyn, to bardzo chwalą sobie ten projekt PZPN.
Jacek Bojarowski (Olimpia Grudziądz): – Dostosowanie się poszło nam nadspodziewanie gładko. W niższych ligach kadra kosztuje mniej, ale koszty wyjazdów czy obozów są praktycznie te same co w Ekstraklasie, więc całościowo to drogi interes. Gdy więc PZPN wprowadził zachęty w postaci Pro Junior System, zmieniliśmy podejście do tego wszystkiego. Wcześniej graliśmy przede wszystkim doświadczonymi piłkarzami. Był moment, że kończyliśmy w górze tabeli i nawet ocieraliśmy się o awans. Drużyna poniżej pewnego pułapu nie schodziła, ale z drugiej strony nie gwarantowała czegoś ponad standard. A gdy już postawiliśmy na młodzież, to w sezonie 2016/17 prawie do końca walczyliśmy o Ekstraklasę z Górnikiem Zabrze. Podobny efekt, a skład już nieporównywalnie młodszy. Przy zachowaniu odpowiedniego balansu, stawianie na młodzież również może dawać wyniki.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Co roku jest trudny temat. W jednym roku mieliśmy swojego wychowanka (Jacek Podgórski), który nabił najwięcej punktów w Pro Junior System, dlatego wówczas problemów nie było. W innych sezonach wypożyczaliśmy piłkarzy z klubów Ekstraklasy. W ostatnich latach najczęściej sięgaliśmy po zawodników Legii Warszawa albo Lechii Gdańsk.
Jakie są najczęstsze problemy związane z tą zasadą?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – Kwestia oczekiwań takich zawodników. Skoro wiedzą, że są z automatu ludźmi do grania, mogą zgłaszać wielkie żądania finansowe. Pytanie, jak na to zareaguje rynek, poszczególne kluby. To może być ciekawa kwestia. Ja jako prezes takich historii nie miałem, inne są realia finansowe w I lidze, a inne będą teraz w Ekstraklasie. Zastanawia mnie też, co będzie z tymi, którzy po jednym czy dwóch sezonach jako młodzieżowcy okażą się za słabi na dalsze granie, skasują za wcześniejszy okres relatywnie duże pieniądze, po czym nagle przestaną być potrzebni na tym wysokim szczeblu. Pewnie niejeden będzie musiał mocno zweryfikować swoje plany życiowe i swoje podejście do piłki. Ale to już indywidualne kwestie.
Dariusz Dziedzic (Siarka Tarnobrzeg): – Niestety często tak jest, że ktoś jako młodzieżowiec jeszcze się bronił, ale jako senior już nie. To rzeczywiście kluczowy moment dla wielu piłkarzy. Uważam jednak, że nawet jeśli wielu wtedy odpadnie, to łatwiej będzie wychwycić tych najlepszych, bo więcej z nich wcześniej dostało szansę. U nas ostatnio po wejściu w wiek seniora jednego daliśmy do I ligi, dwóm podziękowaliśmy, a jeden został, bo wiedzieliśmy, że da odpowiednią jakość. Selekcja. Co do samej Ekstraklasy, nie wiem, czy tutaj nie można by podwyższyć jeszcze limitu wiekowego o rok lub dwa. Wtedy na przykład najlepsi młodzieżowcy z I czy II ligi, którym tam ten status wygasa, mieliby jeszcze szansę pokazać się wyżej, a ich kluby mogłyby zarobić.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Największy problemem z młodzieżowcami jest taki, że ich najzwyczajniej w świecie brakuje. Nie sposób również ogarnąć takiego gracza na każdą pozycję. Trenerzy najlepiej chcieliby mieć po dwóch na pozycję, ale tak niestety się nie da. Takie sytuacje prowadzą do tego, że czasami szkoleniowiec musi dokonać dwóch zmian, by na boisku wszystko zgadzało się pod względem pozycji.
Jacek Bojarowski (Olimpia Grudziądz): – W niższych ligach coraz więcej klubów stawia na młodzież, więc tych najlepszych juniorów coraz trudniej pozyskać, konkurencja rośnie. W ubiegłym sezonie chwilami bardziej walczono o młodzieżowców niż doświadczonych piłkarzy. To oczywiście prowadziło do wzrostu wynagrodzeń młodzieży, rynek to wymuszał. Tego tak czy siak nie unikniemy, choć nie ukrywam, że jest to dla mnie trochę chore. 17-latek czy 18-latek powinien myśleć wyłącznie o własnym rozwoju, a nie o kasie, która nieraz ludzi psuje. Jest to jakiś minus.
Nie ukrywajmy: po zakończeniu wieku młodzieżowca wielu odpada, jednak najlepsze jednostki się wybijają. Między młodzieżowcami też jest jakaś rywalizacja i trzeba się wyróżnić. Coraz częściej kluby mają u siebie więcej niż 1-2 rokujących juniorów. Generalnie to normalny odsiew, najlepsi zostają, słabsi odpadają. Jak wszędzie. Krótko mówiąc, moim zdaniem przepis o młodzieżowcu wzmacnia selekcję, jest brutalny dla słabszych i przeciętnych, ale jednocześnie mocniej promuje perełki i tych po prostu dobrych. Nieraz widziałem, jak ktoś dosłownie w pół roku robił wielkie postępy, a gdyby nie miał możliwości regularnego grania z seniorami, nie byłoby mowy o takim kroku do przodu.
Przytrafiła się jakaś absurdalna sytuacja przez zasadę z młodzieżowcem?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – U siebie w klubach nie miałem żadnych historii. Pamiętam tylko tę sprawę z wiosny poprzedniego sezonu, gdy Zagłębie Sosnowiec chciało walkowera za mecz z Miedzią Legnica, uznając, że Adrian Purzycki nie spełnia regulaminowych kryteriów jako młodzieżowiec. Chyba w Sosnowcu sami potem zrozumieli, że ten przepis trzeba jednak przeczytać na spokojnie…
Karol Wójcik (Odra Opole): – Mieliśmy sytuację, że dwóch młodzieżowców wypadło nam z powodu kontuzji albo kartek. Trzeci wiedział więc, że zagra już tydzień przed meczem. Oczywiście tak nie było, ale na dobrą sprawę mógł olewać treningi, bo wiedziałby, że i tak trener go wystawi w pierwszym składzie. Moim zdaniem coś takiego powoduje chore sytuacje w drużynie. A w klubach Ekstraklasy może być więcej tego typu absurdów, ponieważ łącznie z Pucharem Polski rozgrywa się ponad 40 spotkań w sezonie. Drużyny będą potrzebowały więc trzech albo czterech młodzieżowców. Ten ostatni będzie bardzo pokrzywdzony, ponieważ normalnie trafiłby na wypożyczenie do I ligi, a tak będzie grał kwadrans jesienią i kilka minut wiosną.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Co prawda nie my byliśmy głównymi bohaterami tego absurdu, ale graliśmy raz z Olimpią Grudziądz. W pierwszej połowie trener z Grudziądza ściągnął młodzieżowca, a w drugiej ten nowy doznał kontuzji. Na ławce nie mieli już żadnego zawodnika poniżej 21. roku życia, dlatego przez długi czas – pomimo tego, że nie dostali czerwonej kartki – musieli grać w osłabieniu.
Czy przez ten przepis ucierpią inni piłkarze?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – W piłkę nie gra się w dwójkach czy trójkach, tylko po jedenastu. Jedyna osoba, która ewentualnie naprawdę może być tu trochę pokrzywdzona, to bramkarz. Wtedy rywalizacja na tej pozycji wygląda inaczej niż normalnie. Ale czy trzech innych obrońców będzie cierpiało przez to, że grają z młodzieżowcem? Albo ci na ławce? Mogą sobie wywalczyć skład kosztem innych zawodników.
Zbigniew Niemiec (Błękitni Stargard): – Mówi się o tym, że cierpią piłkarze bardziej doświadczeni i lepsi, ale wydaje mi się, że to nie jest poparte żadnymi względami merytorycznymi. Młodzieżowcy często nie grają gorzej od tych starszych.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Niejednokrotnie tak było w I lidze, że grali młodzieżowcy, którzy byli słabsi od bardziej doświadczonych graczy. Bez wątpienia w Ekstraklasie również będą takie przypadki.
Janusz Wiczkowski (Bytovia Bytów): – Dobry piłkarz na pewno poradzi sobie wszędzie.
Czy limit w Ekstraklasie zaszkodzi niższym ligom, blokując dopływ młodych piłkarzy?
Wojciech Cygan (Raków Częstochowa): – To na pewno może być problem dla pierwszoligowców i drugoligowców. Kluby ekstraklasowe z pewnością zablokują znaczną część swojej młodzieży i zostawią ją u siebie. Być może jednak będzie to impuls dla klubów I ligi, żeby same mocniej skupiły się na szkoleniu, rozwijały akademie, skauting czy umowy partnerskie z małymi podmiotami. I sądzę, że w tę stronę powinno to zmierzać.
Zbigniew Niemiec (Błękitni Stargard): – To, że będzie jeden młodzieżowiec w Ekstraklasie, nie będzie miało żadnego przełożenia na II ligę… Może być nawet w drugą stronę, a co za tym idzie będzie więcej transferów do wyższych lig i kluby z niższych klas rozgrywkowych zarobią. Na wypożyczeniu niższe kluby niewiele z tego miały, a jak będą transfery definitywne, to będzie dopływ gotówki. Generalnie dla tych klubów, które szkolą młodzież, zasada z młodzieżowcem nie ma znaczenia, ponieważ – nawet jak kilku odejdzie – to na ich miejsce czekają już następni.
Karol Wójcik (Odra Opole): – Śmiem twierdzić, że najlepszego 19-letniego zawodnika (Jakub Moder) wypożyczonego z Ekstraklasy mamy my. Jeśli jednak Adam Nawałka będzie wiedział, że musi mieć kilku młodzieżowców, bo jeden może wypaść przez kontuzje, a drugi przez kartki, to na wszelki wypadek weźmie trzeciego, którym przykładowo będzie Kuba. W takiej sytuacji piłkarz będzie stratny, ponieważ zwykle nie będzie łapał się na ławkę, a u nas jest kluczowym graczem w I lidze. Więc nie wiem, czy to do końca przemyślana zmiana.
Patrzymy na Zachód, gdzie jest sporo zawodników poniżej 21. roku życia, którzy decydują o wynikach swojej drużyny. Nie przypominam sobie jednak, by jakikolwiek zespół w Polsce opierał swoją grę na młodzieżowcach. Właściwie w ostatnim czasie tylko Sebastian Szymański w Legii jest wyjątkiem od tej reguły. Obawiam się więc, że zasada z młodzieżowcem może być szkodliwa dla Ekstraklasy. Dla każdego młodego zawodnika celem nadrzędnym powinna być ambicja, a tutaj niestety jej nie będzie, bo taki chłopak i tak będzie wiedział, że zagra.
Dariusz Dziedzic (Siarka Tarnobrzeg): – Zapewne będzie trudniej o młodzieżowca z Ekstraklasy, choć ci najlepiej szkolący i tak wszystkich obiecujących juniorów nie zatrzymają, ten ruch zupełnie nie zaniknie. Centralna Liga Juniorów uwstecznia rozwój zawodników, o wiele lepiej wysłać kogoś nawet do IV ligi, gdzie zetknie się już z normalnym seniorskim graniem. A rotacja będzie w dwie strony. Nie wszystkie kluby Ekstraklasy wypełnią kadrę młodzieżowcami własnymi zasobami. Będą więc zmuszone szukać niżej i to może być szansa dla takich klubów jak nasz. W I i zwłaszcza II lidze jest sporo chłopaków mających za sobą szlify w dorosłej piłce, a to bardzo istotne. Już w ostatnich latach sprzedaliśmy trzech młodzieżowców na najwyższy szczebel. Poza tym, jeśli ekstraklasowe akademie mają produkować głównie zawodników do niższych lig, to po co one klubom? Więcej młodych piłkarzy będzie mogło się od razu wykazać i całościowo to powinien być dobry trend.
Jarosław Klauzo (Chojniczanka Chojnice): – Na pewno piłkarze z Ekstraklasy nie będą tak chętnie wypożyczani do I ligi. Pozytywem może być jednak to, że wychowankowie z klubów pierwszoligowych dostaną prawdziwą szansę, ponieważ – przynajmniej w teorii – jakość młodzieżowców pójdzie w dół.
Jacek Bojarowski (Olimpia Grudziądz): – Tu rodzi się wielki znak zapytania i dopiero przekonamy się, co z tego w praktyce wyniknie. Do tej pory pierwszoligowcy często faktycznie bazowali na wypożyczaniu najlepszych młodzieżowców od klubów Ekstraklasy. Teraz będzie o to znacznie trudniej, co siłą rzeczy może oznaczać spadek jakości młodych zawodników w I lidze.
Janusz Wiczkowski (Bytovia Bytów): – Nie wiem czy do końca jest to przemyślany pomysł, ponieważ w Ekstraklasie powinniśmy już raczej promować na Zachód, a nie zmuszać kluby do wystawiania młodzieżowców. Wyłuskiwać i dawać szanse powinno się w I oraz II lidze. Jeśli chcemy, żeby drużyny ekstraklasowe grały na wyższym poziomie, to dajmy im wolną rękę i niech budują klub jak chcą. Jestem za tym, by niższe ligi były kuźnią talentów.
PRZEMYSŁAW MICHALAK, BARTOSZ BURZYŃSKI
Fot. FotoPyk