Miłość, zdrada, morderstwo, więzienie, intrygi, gigantyczne pieniądze i godna bondowskiej opowieści wyspa Skorpios. Biografia Dmitrija Rybołowlewa, oligarchy za sterami Monaco, 254 najbogatszego człowieka świata według Forbes, nadawałaby się na przerysowaną do granic możliwości bollywoodzką historię.
Perm u stóp Uralu, liczące sobie około miliona mieszkańców miastu na granicy tzw. azjatyckiej i europejskiej części Rosji. To tutaj w rodzinie lekarzy Dmitrij Rybołowlew przyszedł na świat. I wiele wskazywało, że będzie wieść spokojne życie: jak rodzice poszedł na medycynę, wybierając specjalizację w kardiologii. Pierwszego dnia studiów zakochał się w innej studentce, Elenie. Pobrali się w wieku 21 lat, wkrótce dochowali pierwszej córki.
Gdzie tu miejsce na nagły zwrot akcji, kierujący Rybołowlewa na drogę do tak kosmicznego bogactwa?
Perm
Oczywiście w upadku ZSRR, który na terenie całej Rosji utworzył Dziki Zachód, gdzie najbardziej sprytni i bezwzględni byli w stanie ustawić się finansowo na pięćdziesiąt pokoleń do przodu. Prywatyzacja i w Polsce przyniosła kilka nagłych, ale trwałych fortun, ale tam? Rozdawano karty w pokerze wartym dziesiątki, jeśli nie setki razy więcej. Praktycznie cała rosyjska oligarchia ma źródło w tym szalonym czasie.
Weźmy Romana Abramowicza, notabene rówieśnika Rybołowlewa. Współpracował w branży wydobywczej z Borisem Bieriezowskim, zausznikiem Jelcyna. Gdy zmieniła się władza w Rosji i rządy objął Putin, Bierezowski – już wówczas miliarder – uciekł do Londynu i pozyskał brytyjski paszport; Putin zaocznie skazał go na sześć lat robót w kolonii karnej, a Aleksander Litwinienko przyznał, że dostał rozkaz zabicia Bieriezowskiego.
Michaił Chodorkowski, jednocześnie przyssany w ministerstwie paliw i energetyki, a także mający wpływy w koncernie Jukos, do 2003 lidera światowego rynku energetycznego? Za Putina zesłany do uranowej kolonii karnej w Krasnokamiensku.
Gdyby wiedzieć wszystko o szczegółach wzrastania Rybołowlewa w siłę, byłaby to wiedza wręcz niebezpieczna. Nie ma jednak powodów by sądzić, że nie ma zasadniczych wspólnych tropów z kumplami po forsie.
W 1990 wszedł w biznes, skutecznie inwestował zyskując akcje w wielu firmach, które wtedy znajdowały się na skraju, ale wkrótce, po ustabilizowaniu sytuacji, zaczęły rosnąć na międzynarodową skalę. Rybołowlew umiał się odnaleźć w nowej sytuacji: otworzył firmę inwestycyjną, zyskał wpływy w ministerstwie finansów, założył bank, dołączył do rad nadzorczych kilku permskim firm przemysłowych. Dbał o ludzi władzy, pielęgnował kontakty, rozwijał własne imperium. W 1995 skupił się na Uralkali, przyszłym potentacie branży potasu, do której to pozycji doprowadził koncern Rybołowlew.
A że po drodze trafił na 11 miesięcy do więzienia? Z zarzutem zlecenia morderstwa, bo jego niedawny partner w interesach został zabity?
A to można było inaczej w tamtych czasach?
Pamiętajmy: w grę wchodziły pieniądze równe PKB mniejszych krajów świata. To było jedno wielkie ścieranie się wpływów.
Zarzuty został ostatecznie wycofane, ale czas miał być owocny w refleksje. Rybołowlew powiedział: “Ryzykowałem życiem by zbić fortunę i będę bronił każdego rubla”. Oligarcha zrozumiał, że w tej grze nie ma żartów: wysłał żonę i córkę do Genewy, a sam, wiedząc, że w każdej chwili może być celem, wyjeżdżając gdziekolwiek mylił tropy posyłając na ulice kilka takich samych aut na identycznych rejestracjach. W 1997 miał ponownie trafiać na przedłużające się przesłuchania, gdzie chciano wymusić deal: sprzedaż akcji w zamian za wolność.
Gdy Putin doszedł do władzy, było jasne, że upomni się również po biznes Rybołowlewa. Nie miał zamiaru zostawiać bogactw Rosji wyłącznie w prywatnych rękach, przeprowadził więc swoiste powrotne upaństwowienie poprzez firmy udające prywatne przedsiębiorstwa. W znalezieniu bata na magnata z Perma pomogła tragedia.
Kopalnie potasu w mieście Berezniki swoją historię sięgały do 1932, czyli łagrów. Powstawały ona de facto pod miastem, by więźniowie mieli blisko. Nagle w mieście liczącym sobie 150 tysięcy mieszkańców zaczęły się pojawiać dziury w ziemi, efekt nadmiernych prac w kopalniach Rybołowlewa. Putin wykorzystał ten moment do ataku. Rybołowlew nie zamierzał iść na otwartą wojnę. Podpisał ogromne, warte setki milionów odszkodowania – nie na rzecz ludzi, którzy stracili domy, tylko na rzecz rosyjskiego rządu. Sprzedał też pakiet większościowy w Uralkali rosyjskim biznesmenom powiązanym z rządem. Może stracił wiele, ale dajcie spokój: pozostał przy żyle złota, która gwarantowała mu mniejsze, ale wciąż kosmiczne zarobki w perspektywie tego kim był przed 1990. Nawet jak ostatecznie sprzedał udziały, to nie za frytki.
Centrala Urakali w Bereznikach
Poza tym ile można żyć tylko walką o bezpieczeństwo i zarobki? Rybołowlew nie odmawiał sobie życia. Zainteresował się sztuką, mając marzenie stworzenia najlepszej kolekcji na świecie. Kupował samych wielkich: Picassa, Matisse’a, Rothko, Modiglianiego czy Gauguina. Zabawa zabawą, ale to była również inwestycja: słynny Salvator Mundi autorstwa Leonardo da Vinciego udało się sprzedać za blisko pół miliarda dolarów.
Ale i tutaj okazało się, że nic nie może być proste. Został oskarżony o kupno trzech skradzionych obrazów Picassa. Więcej, został – przynajmniej w jego opinii – oszukany przez pośrednika, Yvesa Bouviera, na około… miliard dolarów. Bouvier zawyżał ceny, powiększał sztucznie swoje prowizje. W październiku 2018 Rybołowlew wystosował też proces w kierunku domu aukcyjnego Sotheby, który miał pomagać w oszustwie.
Rybołowlew w oczywisty sposób wzbudzał zainteresowanie znacznie młodszych od niego dziewczyn. Został przyłapany na grubej imprezie przez paparazzi, co musiało doprowadzić do tąpnięcia między nim a żoną. Elena wystąpiła o rozwód. Zawierali ślub w czasach, gdy jeszcze im się nie śniło o wielkich pieniądzach, więc nie miał żadnej intercyzy. Pierwszy wyrok był dla Rybołowlewa druzgocący: miał zapłacić żonie 4.8 miliarda dolarów, rekord wszech czasów przy sprawie rozwodowej.
Pamiętacie słowa o ochronie każdego centa?
No właśnie, ani jednego, ani drugiego nie mógł puścić płazem. Po wybuchu afery „Panama Papers”, wyszło na jaw, że w trakcie sprawy rozwodowej miał korzystać ze spółek na Wyspach Dziewiczych, by ukryć przed żoną posiadanie dzieł sztuki. Gdy dorobił się dużych wpływów na Cyprze, to przez zaangażowanie w tamtejsze banki, to poprzez niby filantropijną budowę katedry prawosławnej. Czy może dziwić, że jego żona właśnie na Cyprze została aresztowana i wtrącona do więzienia? Pod widmowym zarzutem kradzieży pierścionka wartego 24 miliony dolarów, a który w istocie był dawnym prezentem Dmitrija? Elenie sąd w Genewie – gdzieżby indziej – przyznał ostatecznie około 600 milionów franków.
Czy może dziwić, że Bouvier wpadł akurat w Monako?
Rybołowlew do czasu zakupu klubu miał w ogóle nie interesować się piłką nożną. Zatrudnił tuż po transakcji personalnego trenera, by porządnie go przeszkolił z futbolu. Pasja mogła z czasem urosnąć, ale to nie był klub kupiony dla zabawy. Chodziło o wpływy w księstwie, które zyskało w swoich szeregach nowego, wyjątkowo hojnego bogacza. Oligarcha zyskał kontakty towarzyskie z księciem Albertem II i całą śmietanką towarzyską, szefami policji i ministrem sprawiedliwości Philippem Narmino na czele.
Rybołowlew miał mieć całą listę osób, którym sprzyjał, poszeregowanych na grupę A, B, C, zależnie od wagi osób. Huczne rauty w wartej 300 milionów euro rezydencji La Belle Epoque stanowiły hit sezonu. Z publikacji wynikało, że to Rosjanin był prawdziwym księciem Monako, tytułem dodanym do szlachectwa na Cyprze i w Genewie. Klub i wydźwignięcie go z dna Ligue 2 do mistrzostwa Francji stanowił idealną katapultę towarzyską, sposób wzbudzania zaufania i sympatii w lokalnej społeczności, a także kolejne liczne okazje do zawierania intratnych kontaktów, w które ewidentnie celuje Rosjanin: nawet kupno nieruchomości od Willa Smitha i Donalda Trumpa może – nie musi, ale może – mieć znaczenie.
Gdy prasa ujawniła sieć wpływów Rybołowlewa, Philippe Narmino błyskawicznie skorzystał z prawa przejścia na wcześniejszą emeryturę. Dochodzenie i zatrzymanie Bouviera, jakkolwiek zasadne, było ściśle sterowane przez Rybołowlewa, który zwabił do księstwa byłego współpracownika. Zatrzymanie samego Rybołowlewa mogło stanowić swoistą reakcję zwrotną, bo powietrze zbyt zaczęło się psuć. Rybołowlewowi nie postawiono żadnych zarzutów, nie wprowadzono aresztu domowego, mógł latać po całym świecie tak, jak do tej pory latał. Książę Albert zdystansował się, ale też zwrócił uwagę, że konieczne są dowody, a nie same zarzuty.
Rybołowlew ostatnio pojawił się na treningu pogratulować drużynie zwycięstwa nad Caen, pytanie: czy naprawdę mecz tak mu zaimponował, czy przeprowadza zarządzanie kryzysem i ocieplanie wizerunku. Troska o zespół i spotkanie z piłkarzami reprezentującymi księstwo to dobry PR.
Po co mu było takie okopywanie się na Lazurowym Wybrzeżu? Wszystkiego nie wiemy, ale podejrzewać możemy. Nie daleko padają karaibskie raje podatkowe od Monako. Przecież w styczniu 2014 Rybołowlew musiał pójść na ugodę z francuską federacją piłkarską i zarejestrować klub we Francji – wcześniej udawało się klubowi uniknąć wielkich podatków, przez co klub funkcjonował w zupełnie innych realiach ekonomicznych niż rywale.
Rybołowlew miał raz powiedzieć: “Są trzy miejsca na świecie, w których mogę robić co tylko chcę. Cypr, Skorpios i Monako”. Skorpios to jedna z wysp na Morzu Śródziemnym, które kupił swojej córce. Monaco, z tych lokalizacji, jest zdecydowanie najbardziej prestiżową; może Cypr większy, ale to księstwo skupia bogaczy, księstwo jest miejscem bardziej szczególnym na mapie świata. Jaki użytek można zrobić z posiadania tego miejsca w swojej kieszeni – ta wiedza pewnie przychodzi po pierwszym miliardzie.
Powiemy wam jak tam będziemy, jak wam zdarzy się szybciej: przypomnijcie się w komentarzu.
Skorpios
Fot główna: Newspix. Pozostałe: Wikipedia