Cała Ekstraklasa. Trochę zdążyło się Arkę pochwalić, że po fatalnym początku sezonu zaczęła wcielać w życie pierwotne założenia o ładnej i skutecznej grze, więc ta w ciągu tygodnia przegrała trzy razy. Najpierw dwukrotnie z Jagiellonią (1:3 w lidze, 0:2 w Pucharze Polski), a teraz w fatalnym stylu u ciebie z Cracovią. “Pasy” po raz pierwszy w historii wygrały w Gdyni, jazda powrotna przez cały kraj będzie wyjątkowo przyjemna.
Ten mecz wcale nie musiał się zakończyć klęską gospodarzy, zdecydowanie nie. Przez pierwszych 20 minut mieliśmy typowy ligowy klincz, z którego nic nie wynikało i który w żadną stronę nie sugerował ewentualnego powodzenia. Wtedy jednak Michał Nalepa w totalnie bezsensowny sposób faulował wchodzącego w pole karne Javiego Hernandeza i krakowianie dostali rzut karny. Żadnych dyskusji. Nalepa wykonał mocno spóźniony wślizg. Trudno to zrozumieć, bo niczym szczególnie groźnym jeszcze nie pachniało, do Hiszpana podchodziło już kilku obrońców Arki. Pomocnik gdynian do tego momentu był być może najlepszy w szeregach swojego zespołu, ale tu dał plamę na całej linii. Jedenastkę na farcie wykorzystał Airam Cabrera i Cracovia prowadziła w spotkaniu, w którym decydować mógł jeden gol.
Zobaczyliśmy ich więcej, bo szczęście było tego dnia po stronie gości. W 32. minucie po wrzutce Mateusza Wdowiaka w piłkę chciał trafić Cornel Rapa. Ta ostatecznie odbiła się lekko od Luki Maricia i mieliśmy bramkę samobójczą.
Piszemy o szczęściu, ale oczywiście zawodnicy Michała Probierza mu pomagali, nawet w sytuacji na 2:0. Wszystko zaczęło się bowiem od kapitalnego przerzutu Ołeksija Dytiatjewa do Wdowiaka. Ukraiński stoper grał bardzo pewnie i zdecydowanie, będąc liderem defensywy, która praktycznie na nic Arce nie pozwoliła. Michal Pesković jedyną interwencję zmuszającą do trochę większego wysiłku miał na początku drugiej połowy po strzale Michała Janoty z dystansu. Wcześniej cała ofensywa żółto-niebieskich to przebłyski Luki Zarandii (z trzech strzałów jeden mocny i celny, ale prosto do rąk Peskovicia). Później – w zasadzie nic, wielkie bicie głową w mur.
Cracovia ustawiła mecz pod siebie, konsekwentnie rozbijała wszystkie ataki rywali, ale bardzo długo sytuacji też sobie nie stwarzała. Dopiero w końcówce, gdy gospodarze już zupełnie się otworzyli, wyprowadzono kilka groźnych kontr i wreszcie w doliczonym czasie Javi Hernandez po podaniu Janusza Gola swoimi zamachami unieruchomił Cristiana Maghomę i Damiana Zbozienia, a na koniec kopnął obok bezradnego Steinborsa.
I tak właśnie Cracovia odniosła czwarte zwycięstwo w ostatnich siedmiu kolejkach (za każdym razem na zero z tyłu), zbliżając się do Arki na dwa punkty. Zbigniew Smółka na gorąco przed kamerami Eurosportu nie ukrywał, że drużyna nie wytrzymała motorycznie i spotkanie PP w środku tygodnia dało się we znaki. Gdynianie to jedna z tych ekip, które chyba już się cieszą na powolny koniec jesieni. O “Pasach” raczej tego nie powiemy.
[event_results 546952]
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl