Reklama

Z ziemi ukraińskiej do Polski: tysiąc kilometrów w ciemno, w pogoni za marzeniami

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

04 grudnia 2018, 13:53 • 8 min czytania 0 komentarzy

Znacie te coachingowe banały w stylu: bądź kowalem własnego losu, bierz sprawy w swoje ręce? Oto gość, który dokładnie tak zrobił. Kiedy tylko dowiedział się, że jego babcia urodziła się w Polsce, zaczął się uczyć polskiego i starać o Kartę Polaka. Gdy tylko ją otrzymał, wsiadł w samochód i przyjechał z Kijowa do Warszawy. Wszystko po to, żeby wejść na salę do Fiodora Łapina i powiedzieć mu: chciałbym u pana trenować. Mogło się skończyć tak, że trener w minutę odesłałby go z powrotem na Ukrainę. Skończyło się podpisaniem 5-letniego kontraktu. Dziś Fiodor Czerkaszyn to jedna z naszych największych nadziei na duże sukcesy w zawodowym boksie, a przy tym wyjątkowo fajny chłopak, który dobrze wie, czego chce. Pytanie tylko, czy nadaje się na Polaka, skoro nie tyka alkoholu i nie lubi disco-polo…?

Z ziemi ukraińskiej do Polski: tysiąc kilometrów w ciemno, w pogoni za marzeniami

U nas mówi się: pieprznąć by to wszystko i pojechać w Bieszczady. Ty pieprznąłeś wszystko i przyjechałeś do Warszawy…

Tak było. Od dziecka, od szóstego roku życia, trenowałem kick-boxing. Stoczyłem bardzo dużo walk także w muay-thai. Na studia pojechałem z Charkowa do Kijowa i tam zacząłem trenować boks. Dostałem propozycję podpisania zawodowego kontraktu, wygrałem kilka walk. Do pewnego momentu wszystko układało się idealnie.

A potem pojawił się kłopot z kontraktem.

Dokładnie. Przez pierwszy rok wszystko było super, stoczyłem siedem walk. Potem promotor przestał robić cokolwiek i tylko powtarzał: Fiodor, poczekaj. W ten sposób straciłem dwa lata. Ciężko trenowałem, marzyłem o wielkich walkach i… czekałem. Aż nagle zadzwoniła matka z informacją, że znalazła dokument potwierdzający, że babcia urodziła się w Polsce. Na tej podstawie mogłem otrzymać Kartę Polaka.

Reklama

Po polsku mówiłeś?

Skąd, zero! Do tego momentu nigdy nie myślałem o Polsce.

Jak się zdobywa Kartę Polaka? Wystarczy babcia urodzona w Polsce?

Nie wystarczy. Trzeba zdać specjalny egzamin z języka, historii i geografii. Dopiero wtedy zacząłem się uczyć języka.

I wtedy postanowiłeś przyjechać do Polski?

Dokładnie tak. Wiedziałem, że jest tu dwóch świetnych trenerów: Andrzej Gmitruk i Fiodor Łapin. Od razu pomyślałem o tym drugim, bo też jest ze Wschodu i mówi po rosyjsku. Jego podejście do boksu zawodowego bardzo mi pasuje.

Reklama

fiodor

Jak się umówiłeś z trenerem Łapinem?

W ogóle się nie umówiłem. Przyjechałem w ciemno.

Prawie tysiąc kilometrów?!

Tak. Znalazłem go na Facebooku, ale mi nie odpisał. Pisałem do chłopaków, którzy z nim trenują, ale też za bardzo nie chcieli odpowiadać. Nie wiem, dlaczego. W końcu Przemek Runowski mi odpisał. Właściwie to napisał mi tylko adres: Warszawa, Petofiego. Piszę: podaj choć numer, dogadam się z trenerem. A on: nie, nie, nawet nie mów, że to ode mnie. To było w sobotę, w poniedziałek przyjechałem.

Miałeś w ogóle za co przyjechać?

Prowadziłem treningi dla biznesmenów, zajęcia osobiste. Za zajęcia brałem 350-400 hrywien, czyli jakieś 50 złotych. Dla mnie taki wyjazd do Polski, tysiąc kilometrów, to był duży koszt. Hostel wziąłem najtańszy, 20 kilometrów od Warszawy. Dziwne, ale nie miałem ani chwili zwątpienia, czułem, że jadę do siebie. A potem dotarłem na miejsce i nie mogłem znaleźć adresu. Zapytałem jakąś panią, ale nie wiedziała. Zacząłem chodzić w kółko i nagle zobaczyłem zdjęcie „Diablo”. Wtedy wiedziałem, że trafiłem.

Jak cię przyjął trener?

Najpierw była pani na recepcji. Spytała dokąd idę, powiedziałem, że na sparingi. Potem znalazłem trenera, przywitałem się po rosyjsku, powiedziałem, że mam zawodowe walki i bardzo chciałbym u niego trenować. „Dobrze, przyjdź jutro na salę, zobaczymy”, stwierdził. Rano były straszne korki, ledwie zdążyłem. Na dzień dobry zaproponował mi sparing z Kamilem Szeremetą.

Od razu mistrz niepokonany gość z europejskiej czołówki?!

Fajnie! Po sparingu trener powiedział: możesz zostać, pasujesz nam na sparingi do Kamila, jeszcze ci za to zapłacimy! Chciałem zostać od razu, ale oni lecieli z „Diablo” do Stanów. Wróciłem do Kijowa, sprzedałem samochód i miesiąc później przyleciałem do Warszawy. Już wiedziałem, że tu zostanę. To jest moje miejsce, moje życie.

Jak się odnalazłeś w gymie?

Od razu super, nie było żadnych tekstów: o, Ukrainiec przyjechał. Dogadujemy się, pomagamy sobie.

Mówisz, że aby się rozwijać, musiałeś przyjechać do Polski. A przecież jest tak wielu świetnych bokserów z Ukrainy: Usyk, Łomaczenko, Gwozdyk…

No niestety, cała uwaga poszła na największe gwiazdy. Młodym trudno się rozwinąć. Obserwowałem to i byłem przekonany, że tutaj będzie mi lepiej. A jeszcze tę sytuację z babcią potraktowałem, jako znak z góry. Łatwo mi też przyszła nauka polskiego.

Co było dalej?

Trener Łapin wykonał telefon do Andrzeja Wasilewskiego. Pokazałem się w walce, w pierwszej rundzie znokautowałem Rosjanina i dostałem propozycję 5-letniego kontraktu. Nie mogłem odmówić. W tej grupie świetne jest to, że można się rozwijać, mamy obozy, jeździmy na sparingi z bokserami z najwyższej półki.

Jak wyobrażasz sobie dalszą karierę?

Za mną kilka walk w Polsce, mam nadzieję, że wszystko będzie się dalej rozwijać w dobrym kierunku. Promotor mądrze wszystko prowadzi, daje mi czas. Celem jest sam szczyt. Jestem otwarty na walki z polskimi pięściarzami, to będą cenne sprawdziany, bo to twardzi zawodnicy, którzy nie padają po jednym ciosie.

Masz 22 lata i ponad 400 walk w różnych formułach. Nie za duże tempo?

Skąd, muszę nadrobić te dwa lata, kiedy nie boksowałem! Jestem głodny walki. Pamiętam, jak w Polsce dostałem propozycję pierwszego pojedynku – jaki ja byłem szczęśliwy! To było dla mnie święto. Lubię walki, ale także cały proces, treningi, przygotowania. To jest moje życie.

Ukraina co chwila świętuje wielkie sukcesy w boksie, złoto olimpijskie, mistrzostwo świata amatorów, mistrzostwo zawodowców. Po dekadzie dominacji braci Kliczko teraz rządzą Usyk i Łomaczenko. Czego brakuje Polakom do wygrywania w boksie?

Jesteśmy podobni, lubimy sporty walki, lubimy się bić. Nie wiem, czemu Ukraińcy mają więcej sukcesów. Może chodzi o głód sukcesu? Ciężko powiedzieć. Wyniki na Ukrainie rzeczywiście są świetne. Ale na przykład w Polsce organizuje się więcej gal bokserskich, jest duże zainteresowanie kibiców.

Ostatnio wielką popularnością cieszy się MMA. Nie myślałeś, żeby spróbować sił w mieszanych sztukach walki?

Nie, ponieważ nie mam doświadczenia w grapplingu. Tylko sporty uderzane, MMA to dla mnie zakaz! Już w boksie było ciężko, pamiętam pierwsze treningi: nie możesz bić nogami, a u rywali wszystko otwarte, aż się prosi o jakiś low kick.

Jak ci się podoba Warszawa?

Bardzo fajne miasto. Wynajmuję mieszkanie na Bielanach, tuż koło gymu.

Nuda… Gdzie są dobre knajpy, gdzie się można napić?

Nie wiem, w ogóle nie piję. Powiem szczerze: nigdy w życiu nie próbowałem alkoholu. W lecie lubiłem chodzić do Łazienek, świetne miejsce. Lubię spacerować po Starówce. Kijów jest większy, tu jest trochę spokojniej. I co ciekawe, poznałem w Warszawie wielu Ukraińców.

Wiemy, że trener Łapin ma bardzo surowe zasady, o których krążą legendy.

Lubi grać w szachy, ale ja nie umiem. Na szczęście nie ma za to kar. Są za to za spóźnienia. Chłopaki mówią, że kiedyś trener był ostrzejszy. Teraz jest miło, naprawdę.

Czujesz specjalną więź z trenerem Łapinem dlatego, że obaj jesteście ze Wschodu?

Zdecydowanie. Mamy taką samą mentalność, myślimy podobnie. Są też niektóre słowa po rosyjsku, którymi łatwiej opisać pewne rzeczy w ringu. „Żoście”, „chloście” – nawet nie umiem powiedzieć po polsku, co to jest. Możemy też pogadać o wschodzie. Trener żyje boksem, jest fanatykiem.

Ty chyba też.

Dokładnie. Zajmuję się boksem dopiero cztery lata, muszę nadrobić. Chcę osiągnąć sukces i czuję, że jestem we właściwym miejscu.

Na kim się wzorujesz?

Bardzo mi się podobał Sugar Ray Leonard. I Floyd Mayweather, szkoda, że już nie boksuje.

Brakuje ci czegoś z Ukrainy?

Rodziny, przyjaciół. Po polsku mówię dobrze, ale akcent ukraiński mam. Ja się z żadnymi przykrościami nie spotkałem, ale przyjaciele już tak. Nie wiem, czemu, to polityka… Jeśli chodzi o jedzenie, to niczego mi nie brakuje, może trochę domowego gotowania mojej mamy. Ale ja nie jestem wybredny, kocham tylko słodycze!

Sam gotujesz, czy masz gotową dietę?

No, sam! Rano płatki, bez cukru, może tylko trochę miodu. Potem po treningu kasza i indyk na parze. Trzeba się pilnować.

Myślałem, że barszcz ukraiński…

Jaki barszcz? Nie można takich rzeczy jeść, kiedy się trzyma dietę!

fiodor ciosek

Czy na Ukrainie coś się o tobie pisze?

Czasem się pisze, głównie przepisują z polskich portali. Mam nadzieję, że całkiem o mnie nie zapomnieli. A nawet jeśli, to zrobię wszystko, żeby o sobie przypomnieć!

W Polsce dałeś się poznać nie tylko jako obiecujący bokser i świetny sparingpartner, ale także jako ekspert telewizyjny z własnym zdaniem. W studiu TVP zadebiutowałeś przy okazji walki Masternaka z Dorticosem. Wszyscy chwalili Mateusza, a ty powiedziałeś, że był przestraszony i nie zrobił wszystkiego, żeby wygrać. Odważnie.

Tak to widziałem, więc tak powiedziałem. Taki już jestem i mówię to, co myślę. Dlaczego nie? Wydaje mi się, że niektórzy trochę podkręcili moją wypowiedź. Zresztą, zawsze tak robią, tak samo było ze Szpilką, z Głowackim. Przed walką z Własowem było dość cicho, teraz wszyscy noszą go na rękach.

Właśnie, Głowacki. Jak to jest trenować z mistrzem świata?

Ostatnio Krzysiek przyniósł na salę pas mistrza świata. To bardzo motywuje. Dla mnie to wspaniała sprawa!

To teraz powiedz szczerze: dwa lata temu, kiedy pomyślałeś o przyjeździe do Polski – jakich polskich bokserów znałeś?

Tylko Głowackiego i to jedynie dlatego, że niedługo wcześniej walczył z Usykiem. Kojarzyłem Włodarczyka, ale to tylko na słuch. Zabawne, bo „Główka” okazał się zupełni inny niż myślałem. Po filmikach, które oglądałem, spodziewałem się, że jest zarozumiały. Tymczasem w sali okazał się świetnym gościem, otwartym, sympatycznym. Super facet! Dzisiaj znam wszystkich: Gołotę, Adamka, Michalczewskiego.

A propos dużych nazwisk: kto jest najlepszy w wadze średniej?

Canelo. Bez dwóch zdań. Pierwsza jego walka z Gołowkinem to był wałek, nie powinno być remisu, Giennadij wygrał. Ale super, że zorganizowali rewanż. Niektórzy tam też widzieli remis, dla mnie wygrana Canelo była bezdyskusyjna. On jest dla mnie wzorem, jest młody, a już ma wielkie doświadczenie i niesamowite umiejętności.

Do ringu wychodzisz do piosenki „Na szczycie góry” Grubsona. Słuchasz takiej muzyki?

Głównie słucham rosyjskich przebojów. Ale jestem melomanem, lubię muzykę, dużo słucham i nie zamykam się w jednym gatunku.

Skoro jesteś miłośnikiem muzyki i od pewnego czasu mieszkasz w Polsce, to musimy zapytać, co sądzisz o fenomenie disco-polo?

Miłość, miłość w Zakopanem? To jest bardzo popularne. Nóżka chodzi! Kiedy leci w radiu, to nie przełączam. Ale do ringu do disco-polo nie będę wychodził na pewno!

ROZMAWIALI: JAN CIOSEK I KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...