Liga Europy to cykl rozgrywek, którego wielu nie traktuje poważnie. Sami lubimy pisać, że wymyślono je po to, by z naszymi ukochanymi partnerkami móc prowadzić następujący dialog:
– Czy dzisiaj jest jakiś mecz?
– Tak kochanie, ale specjalnie dla ciebie go nie obejrzę.
Obecna formuła rozgrywek jest mało atrakcyjna, bo 48 zespołów z europejskiego drugiego szeregu rywalizuje aż w 12 grupach. Atrakcyjne są jednak pieniądze, bo w cyklu finansowym 2018-21 UEFA podniosła pulę nagród w Lidze Europy o 40 procent, do poziomu 0,56 miliarda euro. To niemal tyle samo (dokładnie o 0,04 mniej), ile wynosiła pula nagród w Lidze Mistrzów w cyklu 2006-09, a przecież już wtedy mówiło się o ogromnej kasie w Champions League oraz o tym, że polski klub – jeśli wreszcie się tam dostanie – finansowo odjedzie całej lidze. 9 lat później taki sam pieniądz leży już w Lidze Europy, chociaż oczywiście dzielony jest pomiędzy większą liczbą chętnych – nie 32, a 48. Tak czy inaczej są to potężne stawki, zwłaszcza z perspektywy naszych klubów. Dość przypomnieć, w jak poważnych tarapatach finansowych znalazła się Legia po dwóch sezonach bez gry w fazie grupowej tych rozgrywek.
Małą atrakcyjność Ligi Europy w obecnym formacie dostrzegła też sama UEFA, stąd właśnie obwieszczona reforma rozgrywek i powołanie do życia Drugiej Ligi Europy (nazwa robocza), która powstanie w 2021 roku. Z jednej strony dostaniemy więc pucharowe rozgrywki, do których łatwiej będzie nam się dostać, z drugiej – dotychczasowa Liga Europy stanie się dla nas jeszcze mniej dostępna. Można powiedzieć nawet, że w pewnym sensie zyska status Ligi Mistrzów, bo tylko mistrz Polski (po wypadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów od II rundy wzwyż) będzie mógł bić się o awans do tych rozgrywek. Natomiast zdobywca Pucharu Polski oraz pozostałe drużyny z ligowego podium powalczyć będą mogły jedynie o nowo wprowadzoną drugą ligę.
Stanie się tak dlatego, że Liga Europy – śladem Ligi Mistrzów – zostanie zmniejszona do 32 zespołów. Automatyczną kwalifikację do fazy grupowej zyska 11 drużyn z 6 najwyżej lokowanych w rankingu UEFA krajów (obecnie Hiszpania, Anglia, Włochy, Niemcy, Francja, Rosja). Do tego dojdzie 6 zespołów ze ścieżki ligowej kwalifikacji do Ligi Mistrzów, 4 zespoły ze ścieżki mistrzowskiej kwalifikacji do Ligi Mistrzów, 10 zespołów ze zwykłych kwalifikacji Ligi Europy (w których, z wyłączeniem spadów z LM, najsłabszą federacją będzie ta z 15. miejsca w rankingu UEFA, a Polska obecnie jest 25.) i zwycięzca poprzedniej edycji Drugiej Ligi Europy.
Gdyby więc zmodernizowane rozgrywki Ligi Europy obowiązywały już w tym sezonie, fazę grupową tworzyliby Villarreal, Betis, Eintracht, Bayer, Chelsea, Arsenal, Lazio, Milan, Maryslia, Rennes, Krasnodar, Standard Liege, Fenerbahce, Slavia, Spartak Moskwa, Dynamo Kijów, PAOK, BATE, Dinamo Zagrzeb, Red Bull Salzburg oraz Vidi (dawniej Videoton). Do tego 11 drużyn (w pierwszym sezonie nie byłoby triumfatora EL2) wyłonionych w dużo trudniejszych eliminacjach. Jakkolwiek spojrzeć, atrakcyjność tych rozgrywek byłaby znacznie wyższa. A całość doprawiłaby okazała pula nagród, już do podziału na mniejszą liczbę klubów.
Gorzej z Drugą Ligą Europy, gdzie zagrają kolejne 32 drużyny. Tam niebezpiecznie zbliżymy się do sytuacji, w której mecze będą śledzić wyłącznie fani danych ekip oraz skauci. Inna sprawa, że przy dynamicznie rosnących wpływach z UEFA pula nagród w tych rozgrywkach również powinna być potężną motywacją dla polskich klubów. Co prawda europejska federacja nie ustaliła jeszcze budżetu – to, jaki kawałek tortu z pełnej puli (w obecnym cyklu wynosi ona 3,25 miliarda euro) przypadnie najmniej prestiżowym rozgrywkom zostanie uzgodnione w przyszłym roku. Natomiast dokładne kwoty będą znane po podpisaniu nowych kontraktów telewizyjnych i sponsorskich na cykl 2021-24. Pewnie będzie to mniej, niż obecnie można podnieść z Ligi Europy, ale w naszych warunkach wciąż bardzo dużo.
Inna sprawa, że to nie jest tak, że dostanie się do Drugiej Ligi Europy będzie sprawą prostą. Nie będzie, zwłaszcza dla ekip, które nie zdobędą tytułu mistrzowskiego. Dość napisać, że powalczą one o ledwie 17 wolnych miejsc (resztę zajmą spady z Ligi Mistrzów i Ligi Europy), przy czym będą musiały przebrnąć przez 3 rundy eliminacyjne, gdzie w różnych fazach czekać będą m.in. po dwie drużyny z federacji z miejsc 6-15 (obecnie Rosja, Portugalia, Belgia, Ukraina, Turcja, Austria, Holandia, Dania, Grecja, Szwajcaria) oraz drużyny wyrzucone z bardzo wymagających eliminacji Ligi Europy. Innymi słowy, istnieje duże prawdopodobieństwo, że i od tych rozgrywek będziemy się odbijać.
Stosunkowo najłatwiej będzie mieć mistrz, który będzie mieć dwa bezpieczniki (o ile przejdzie pierwszą, najprostszą rundę eliminacji Ligi Mistrzów). Omówmy to na przykładzie Legii z bieżącego sezonu. Gdyby po przejściu Cork (I runda el. LM) udało się ograć Spartaka Trnavę (II runda el. LM), udział w fazie grupowej Europa League 2 byłby już pewny. Legia jednak odpadła, przez co trafiła na F91 Dudelange (III runda el. LE). Tutaj podobnie – ogranie Luksemburczyków dałoby pewne miejsce w grupie EL2. Jak jednak pamiętamy, i tu Legia okazała się słabsza. W nowym systemie otrzymałaby jednak jeszcze jedną szansę, czyli IV rundę el. EL2, której przejście dałoby fazę grupową. Przy tych wszystkich rozważaniach pamiętać należy jednak, że – w obliczu słabej gry Legii i lecącego na łeb, na szyję jej współczynnika – w kolejnych latach ci rywale będą trudniejsi. To samo tyczy się także innych drużyn, które sięgną po mistrzostwo Polski.
Obecnie w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy gra 80 drużyn. Po reformie będziemy mieli 3 różne ligi, ale liczba miejsc wzrośnie tylko o 16, do 96 zespołów. Liga Mistrzów pozostanie tak samo niedostępna, jak była ostatnio, natomiast udział naszych drużyn (a raczej naszej drużyny) w Lidze Europy stanie się znacznie mniej prawdopodobny. Wzrośnie natomiast szansa na grę w pucharach do zimy za sprawą nowych rozgrywek, ale też będzie ona mniejsza, niż się niektórym wydaje. Może się więc okazać, że tylko hierarchia w europejskiej piłce stanie się bardziej przejrzysta. A my co roku będziemy mierzyć się z pytaniem – czy jesteśmy na poziomie trzeciej ligi europejskiej, czy niżej.