Arka Gdynia jesienią przeszła, obok Pogoni Szczecin, największą pozytywną metamorfozę w Ekstraklasie. Po fatalnym początku, gdy w pewnym momencie mogło zacząć wydawać się, że Zbigniew Smółka porwał się z motyką na słońce ze swoimi ambitnymi założeniami, stała się najefektowniej grającą drużyną ligi w ostatnich tygodniach.
Arka po ośmiu meczach miała na koncie zaledwie jedno zwycięstwo, z kolei aż cztery razy nie strzelała żadnego gola. W tym okresie na jej grę dało się patrzeć tylko w drugiej połowie w Płocku i w domowym starciu z Zagłębiem Sosnowiec, które jednak zakończyło się remisem. Dostaliśmy za to żenujące wyjazdowe spotkania z Wisłą Kraków, Cracovią czy Piastem Gliwice.
Jagiellonia faworytem meczu z Arką. W LV BET kurs na jej zwycięstwo 1,94.
Smółka kilka razy krytykował rywali, jak po przegranej w Kielcach, gdy stwierdził, że Korona nie chciała grać w piłkę. Nie zauważył wtedy, że to gospodarze oddali trzy razy więcej strzałów niż jego zespół. Po 0:1 w Gliwicach, gdzie od końcówki pierwszej połowy arkowcy musieli radzić sobie w dziesiątkę, młody trener przekonywał, że Piast nawet w przewadze miał wielkie problemy ze stwarzaniem sytuacji, jego piłkarze zaś przeprowadzili kilka fajnych kontr. Jednocześnie sam sobie zaprzeczył, stwierdzając, że świetnie w bramce spisywał się Pavels Steinbors. Stwierdził również, że tylko Arka i Wisła Kraków grają w piłkę w polskiej lidze, co w tamtej chwili musiało brzmieć kuriozalnie.
Całościowo zaczynano ocierać się o śmieszność, pojawiały się pierwsze iskry i kwestią tygodni był wybuch pożaru jeśli nic się nie zmieni. Na szczęście dla żółto-niebieskich, zmieniło się. I to bardzo.
Przełomem było chyba pokonanie Lecha Poznań w 9. kolejce. Wygrana dość szczęśliwa, bo goście już na początku zmarnowali kilka świetnych sytuacji, a w końcówce w dyskusyjnych okolicznościach nie uznano im bramki po rzucie rożnym, ale wynik się zgadzał. Tydzień później udało się zremisować na Legii i ruszyło na dobre. Nawet jeśli Arka jeszcze przegrywała, to już nigdy nawet nie zbliżyła się do beznadziejnego stylu z początku rozgrywek. Zagłębie Lubin, odkąd rywal musiał radzić sobie w dziesiątkę po wykluczeniu Jakuba Tosika w 55. minucie, udało się całkowicie zdominować. Strzelono mu trzy gole, a można było drugie tyle. Po zwycięstwie we Wrocławiu (solowa akcja Mateusza Młyńskiego!) nadeszły porażki w prestiżowych starciach z Lechią i Pogonią, jednak nie pachniało już beznadzieją. Widać było, że zespół wzniósł się na wyższy poziom i poniżej pewnego progu już nie powinien zejść. Ostatnie dwa mecze to istny szał ciał: 4:0 w Legnicy i 4:1 u siebie z Wisłą Kraków. Zakładamy, że to była Arka, jaką Zbigniew Smółka sobie wymarzył.
Aby lepiej uzmysłowić sobie przemianę drużyny z Trójmiasta, rozbijmy jej dokonania na dwie części.
Arka od 1. do 8. kolejki:
– 7 punktów
– 11. miejsce w tabeli
– bilans bramkowy 7:9 (trzeci najgorszy atak)
– bez wygranej u siebie
– cztery mecze bez strzelonego gola
– drugi najgorszy wynik jeśli chodzi o liczbę minut z prowadzeniem (gorsza tylko Cracovia)
– przeważnie toporny styl gry
Arka od 9. do 16. kolejki:
– 16 punktów (trzeci najlepszy wynik razem z Koroną)
– 9. miejsce w tabeli (5 punktów przewagi nad kolejną Wisłą Płock)
– bilans bramkowy 18:9 (drugi atak w lidze za ten okres)
– 10 goli w ostatnich trzech meczach
– ani jednego meczu bez zdobytej bramki
– przeważnie efektowny styl gry
Klasę trenera często poznaje się po rozwoju poszczególnych zawodników. W przypadku Smółki mamy tu całą listę. Maciej Jankowski rozgrywa rundę życia, Michał Janota w zasadzie też. Jego obecny szkoleniowiec gdynian odbudował niemal od zera jeszcze w Stali Mielec. Częściej niż wcześniej dobre mecze w lidze rozgrywa Luka Zarandia. Na wyższy level wszedł Michał Nalepa, do formy zaczyna wracać Nabil Aankour. Ba, nawet Adam Deja ostatnio zaczął grać jak nigdy wcześniej, na równym i wysokim poziomie. Jeszcze chwila i uwierzymy, że nawet ten 34-letni ambasador współpracy z Chignahuapan obrońca z Meksyku pod skrzydłami Smółki wyrośnie na wzmocnienie.
Teraz Arka będzie próbowała pójść za ciosem w Białymstoku, gdzie wygrała jedynie raz w całej historii (baraże o Ekstraklasę w 2006 roku). W najwyższej lidze jeszcze nigdy nie wywalczyła trzech punktów na stadionie Jagiellonii. Podopieczni Ireneusza Mamrota latem dość gładko pokonali gdynian na ich terenie po dwóch golach Karola Świderskiego. Dziś jednak różnica między tymi zespołami jest znacznie mniejsza. Zdaje się nawet, że „Jaga” doznała lekkiej zadyszki (tylko dwa zwycięstwa w ostatnich siedmiu meczach), choć trzeba przyznać, że miała trudny terminarz, mierząc się w tym czasie z Koroną, Pogonią, Legią, Lechem czy Lechią.
U siebie w tym sezonie białostoczanie są gościnni – trzy z czterech porażek doznali przed własną publicznością. Na dodatek będą osłabieni brakiem zawieszonego za kartki Guilherme, a pod znakiem zapytania stoi występ Przemysława Frankowskiego (nie grał tydzień temu w Gdańsku).
Lepszej okazji do zdobycia Białegostoku Arka długo może nie mieć.
Fot. FotoPyk