W Kolejorzu nastała era Nawałki, który jest drugim w historii klubu byłym selekcjonerem przejmującym zespół bezpośrednio po pracy w reprezentacji Polski. Pierwszym był Krzysztof Pawlak, który w kadrze zaliczył epizod – w 1997 roku poprowadził biało-czerwonych samodzielnie w jednym spotkaniu – i po nim pojawił się przy Bułgarskiej. Był to ruch naturalny, bo mowa o jednej z legend Lecha. Teraz pojawia się człowiek, który nie ma wielkich związków z Poznaniem, ale może się pochwalić świetną robotą w reprezentacji – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Zapraszamy na przegląd prasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Adam Nawałka przejął zespół Lecha. – Presja? Ona mnie dodatkowo motywuje, nie boję się jej – mówi trener.
W Kolejorzu nastała era Nawałki, który jest drugim w historii klubu byłym selekcjonerem przejmującym zespół bezpośrednio po pracy w reprezentacji Polski. Pierwszym był Krzysztof Pawlak, który w kadrze zaliczył epizod – w 1997 roku poprowadził biało-czerwonych samodzielnie w jednym spotkaniu – i po nim pojawił się przy Bułgarskiej. Był to ruch naturalny, bo mowa o jednej z legend Lecha. Teraz pojawia się człowiek, który nie ma wielkich związków z Poznaniem, ale może się pochwalić świetną robotą w reprezentacji.
Naładowany energią – Mamy wielką nadzieję, że trener przywróci Kolejorza na dobre tory i będziemy walczyć o mistrzostwo Polski – mówił dyrektor sportowy Tomasz Rząsa, przedstawiając byłego selekcjonera. – Tak po piłkarsku… nie dziękuję – uśmiechnął się szkoleniowiec i od razu potwierdził, że jest przesądny. Ale to nie nowość, powszechnie o tym wiadomo. Potem został zapytany, czy uważa się za pracoholika. – A wyglądam? – odparował i pogładził się po policzkach: – Proszę spojrzeć jaka skóra – zażartował. Faktycznie, widać było doskonale, że jest wypoczęty, naładowany energią i szczęśliwy z kolejnego wyzwania, które go czeka w karierze. – Etos pracy jest niezwykle ważny, każdy musi pracować nad sobą.
Drużyna Piotra Stokowca jest na pierwszym miejscu w tabeli, ma również w swoich szeregach lidera klasyfi kacji strzelców. To może być wreszcie sezon, w którym ekipa z Gdańska sięgnie po tytuł.
Jest pięknie, jeśli chodzi o tabelę – mówi trener Stokowiec. Rzeczywiście, w tabeli wygląda to imponująco: Lechia jest liderem ligi, nad wiceliderem z Warszawy ma pięć punktów przewagi. W niedzielę pokonała Jagiellonię (3:2), jednego z głównych rywali w walce o tytuł. 34 punkty po 16 kolejkach to postęp wręcz gigantyczny – w poprzednim sezonie na taki dorobek lechiści pracowali… 32 spotkania. – Myślę, że nadszedł czas, by mówić o tym głośno: Lechia może zdobyć mistrzostwo Polski – mówi Sebastian Mila, były pomocnik i kapitan ekipy znad morza.
Stokowiec takich deklaracji nie składa. Po starciu z zespołem z Podlasia powiedział wręcz, że zdaje sobie sprawę z niedociągnięć w grze drużyny i będzie starał się je eliminować. To nie była zwykła kurtuazja, w poczynaniach Lechii można znaleźć słabe punkty. Zwraca na nie uwagę Bogusław Kaczmarek.
Pogoń wygrywa, bo jeden pomaga drugiemu. I na boisku, i poza nim – na przykład językowo.
Kamil Drygas tłumaczy Ikerowi Guarrotxenie, co ma krzyknąć. – Kto wygrał mecz?! – wrzeszczy Bask. – Pogoń! – odpowiadają inni piłkarze. Po czym zapada cisza, nieco dłuższa niż powinna. Skrzydłowy nie zna polskiego. Nie jest pewien, co dalej. – Kto – pada podpowiedź i 25-latek powtarza pytanie jeszcze dwukrotnie. Scena z szatni po wygranej z Miedzią (2:0) dobrze obrazuje, dlaczego Portowcy przetrwali kryzys z początku sezonu i w ostatnich trzech miesiącach są najlepszym zespołem ekstraklasy. Jeden pomaga drugiemu. Czy to na boisku w walce z rywalami, czy poza murawą – językowo.
Kasper Hämäläinen i Chris Philipps zagrali po trzech miesiącach przerwy. To dla nich jedna z ostatnich szans od trenera Sa Pinto.
Reprezentant Finlandii czekał na ten dzień od 26 sierpnia. Swój 99. mecz w koszulce Legii rozegrał przeciwko Wiśle Płock. Został zmieniony w przerwie, warszawski zespół przegrał aż 1:4 i od tamtej pory 32-latek był pomijany, głównie z powodu kontuzji. Pomocnik z Luksemburga nie grał jeszcze dłużej – Sa Pinto zmienił go po 45 minutach rewanżu z Dudelange w eliminacjach Ligi Europy (16 sierpnia). Do niedzieli Philipps, jeśli był zdrowy i mógł grać, to wyłącznie w reprezentacji swojego kraju.
Działacze Zagłębia Sosnowiec negocjują między innymi z Konradem Wrzesińskim.
Beniaminek męczy się w ekstraklasie i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, ale dla Wrzesińskiego są to udane rozgrywki. Ma zdecydowanie lepsze statystyki niż w pierwszej lidze. Strzelił dotychczas trzy gole, a z sześcioma asystami jest najlepszym podającym ekstraklasy. Jego umowa wygasa w czerwcu 2019 roku.
Wykonanie planu przez drużynę Tadeusza Pawłowskiego na ten rok jest już prawie niemożliwe.
Warto pamiętać o tych zdaniach: „Stawianym przed drużyną celem na ten sezon pozostaje awans do grupy mistrzowskiej. Decyzją zarządu klubu i dyrektora sportowego, po konsultacji ze sztabem szkoleniowym, możliwość zrealizowania tego zadania przez obecny sztab zostanie zweryfikowana po 20. kolejce rozgrywek, w przerwie zimowej”. Takie oświadczenie wydały władze Śląska na początku listopada, gdy zespół uległ na własnym boisku Wiśle Płock (0:3), mimo że przez ponad godzinę grał w przewadze. Suchy komunikat nie mówił jednak wszystkiego, zakulisowy przekaz był bardziej konkretny: Śląsk na koniec roku ma być w górnej ósemce.
Piłkarze z Gdyni w efektownym stylu rozbili u siebie Wisłę 4:1. Oba zespoły oddały aż 50 strzałów.
To futbol, jakiego oczekuje od swoich piłkarzy Zbigniew Smółka. Trener Arki Gdynia zawsze podkreśla, że zależy mu, by zawodnicy długo utrzymywali się przy piłce i grali ładnie dla oka. I oczywiście skutecznie. W poniedziałek udało się połączyć przyjemne z pożytecznym, choć gdyby nie pech Jesusa Imaza, który raz trafi ł w słupek i raz w poprzeczkę, wygrana nie przyszłaby arkowcom tak łatwo, jak wskazuje na to wynik. – Zdominowaliśmy Wisłę i jestem z tego dumny – powiedział po meczu Smółka.
Jeśli Bayern nie pokona Benfiki, to Lewandowski będzie miał nowego trenera.
To będzie mecz, który może mieć olbrzymie znaczenie dla przyszłości Roberta Lewandowskiego. Jeśli Bayern nie zdobędzie kompletu punktów, to nic już nie uratuje Niko Kovača. Chorwacki szkoleniowiec mistrza Niemiec jest pod olbrzymią presją, bo wyniki jego zespołu są fatalne. Jeśli dzisiaj mistrzowie Niemiec nie zagrają na miarę wielkich możliwości, to w środę prawdopodobnie pożegnają się z obecnym trenerem.
– Nie mam w słowniku takich pojęć jak biała flaga, dymisja lub kapitulacja. Nie myślę o tym, co będzie w środę. Koncentruję się na tym, żeby jak najlepiej przygotować zespół do spotkania z Benficą i żeby moi zawodnicy nie popełniali takich błędów jak w poprzednich meczach – powiedział Kovač na przedmeczowej konferencji prasowej.
Kiedy wydawało się, że Królewscy znów grają dobrze, przyszła klęska z Eibarem. Wróciły demony przeszłości.
W komunikacie informującym o zwolnieniu Julena Lopeteguiego działacze Realu tłumaczyli, że „istnieje ogromna dysproporcja między wynikami a jakością zespołu, w którym jest aż ośmiu graczy nominowanych do Złotej Piłki”. Tylko że żadna z gwiazd Królewskich nie znajduje się obecnie w wysokiej formie. – Mamy kadrę taką, jaką mamy – powiedział bezradny Sergio Ramos, kapitan Los Blancos. 32-latek nie chciał oceniać, czy drużyna jest słabsza niż w ostatnich latach, ale braki kadrowe są bardzo widoczne. Duży krok do przodu zrobić miał np. Gareth Bale. I o ile początek sezonu dał powody do optymizmu, o tyle potem było tylko gorzej. Walijczyk od 19 września strzeli zaledwie jednego gola i w niczym nie przypomina piłkarza, który miał być następcą Cristiano Ronaldo. – Aby być w formie, muszę grać cały czas – przekonywał swego czasu napastnik z Cardi Solari na konferencjach prasowych narzeka na występy 29-latka, jednak jeszcze nie zdecydował się na jego odstawienie, na co zielone światło dali mu dyrektorzy klubu z Chamartin. Mają oni dość lekceważącego podejścia gwiazd do wykonywanych obowiązków.
SPORT
Pracę w Lechu Poznań traktuję jako wyzwanie. Będę miał okazję sprawdzić swój potencjał i doświadczenie – powiedział Adam Nawałka, który w niedzielę został szkoleniowcem piłkarzy „Kolejorza”.
W Poznaniu, w poniedziałek rano odbył z zespołem pierwszy trening – teoretyczny i praktyczny, a po południu spotkał się z dziennikarzami na pierwszej konferencji prasowej. – Nic się nie zmienia, zawsze będę przed i po meczu do dyspozycji mediów, do ostatniego pytania. Ale wywiadów specjalnie nie będę udzielał, bo teraz muszę skupić się na pracy – mówił na konferencji nowy szkoleniowiec Lecha Adam Nawałka, wracający po 5 latach do ligowej piłki. Były selekcjoner reprezentacji Polski zastąpił Dariusza Żurawa.
Kolejna porażka i bardzo słaby mecz w Kielcach nie powodują nerwowych ruchów w Górniku. – Pozycja trenera nie jest zagrożona – zapewnia Bartosz Sarnowski, prezes klubu z Zabrza.
Rewelacja poprzedniego sezonu ma w bieżących rozgrywkach spore problemy, a przegrany 2:4 mecz z Koroną obnażył słabości jedenastki z Górnego Śląska. Do przerwy „górnicy” na Suzuki Arena nie istnieli. Rywal robił co chciał i łatwo zdobył cztery bramki. Po spotkaniu trener Marcin Brosz przyznał, że taka połowa na poziomie ekstraklasy nie powinna się przydarzyć…
Piłkarski los bywa bezlitosny i nieprzewidywalny. Wie coś o tym Marcin Pietrowski, który w pierwszej części sezonu był podstawowym zawodnikiem Piasta, prezentując przyzwoitą formę. Tak było do pewnego czasu… a teraz „zabawa” zaczęła się od nowa.
Obecnie ekstraklasowy bilans prawego obrońcy wygląda następująco. „Pietro” zagrał w 10 z 16 ligowych kolejek, 9 razy wychodząc w podstawowym składzie. W ostatnich pięciu meczach Pietrowski zaliczył jedynie trzy minuty w Płocku. Mecze w Kielcach i z Zagłębiem Sosnowiec 30-latek oglądał z wysokości ławki rezerwowych.
Na razie konkurenci oglądają plecy Lechii Gdańsk, ale to wcale nie oznacza, że obecny lider jest już poza zasięgiem grupy pościgowej.
Wygrywając w meczu na szczycie z Jagiellonią gdańszczanie wysłali czytelny sygnał – bardzo poważnie trzeba nas traktować jako kandydata do mistrzowskiego tytułu. Pięć punktów przewagi nad Legią na tym etapie rozgrywek oczywiście jeszcze niczego nie przesądza, faktem jednak jest, że biało-zieloni znaleźli się na autostradzie prowadzącej na sam szczyt. Pokrzyżować im może szyki chyba tylko obrońca mistrzowskiego tytułu.
GAZETA WYBORCZA
„Rewanż nie musi być szybki, ale tłusty” – napisali fani Lecha Poznań po utracie siedmiu flag, które w kibicowskim świecie uchodzą za święte. Prezes PZPN martwi się, że skutki wojny z Widzewem Łódź mogą być nieobliczalne.
Niedziela 11 listopada. Bojówkarze Lecha Poznań najpierw jadą do Warszawy na Marsz Niepodległości, a potem na mecz swojej drużyny do Białegostoku. W drodze powrotnej kilkanaście samochodów na poznańskich tablicach rejestracyjnych zjeżdża z autostrady do Łodzi i Poznania. Trzy z nich policja próbuje zatrzymać do kontroli, ale kierowcy dodają gazu i zaczynają uciekać. Przejeżdżają na czerwonych światłach, zajeżdżają drogę radiowozom. Pościg kończy się dopiero w Zgierzu pod Łodzią, jeden z samochodów próbuje jeszcze uciekać chodnikiem. Policjanci nie mają wątpliwości, że bojówkarze Lecha chcieli wjechać do Łodzi, by skonfrontować się z kibolami miejscowego Widzewa. W komunikacie dla prasy policja wprost pisze o „próbie odwetu”. I chwali się, że mu zapobiegła.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Kamilem Glikiem.
Głośno było o sprzeczce Lewandowskiego z Krychowiakiem. Była czy nie była?
Nie wiem, kto wypuszcza do mediów takie informacje. To niesmaczne, naprawdę boli nas wszystkich, że ludzie muszą czytać takie głupoty. Zapewniam, nic nie było pomiędzy Lewandowskim i Krychowiakiem. Mogę podpisać się pod tym obiema rękami.
Fot. FotoPyk