Jerzy Brzęczek selekcjonerem biało-czerwonych jest dopiero od czterech miesięcy, a już z każdej strony zdążył zasiać ziarno wątpliwości, czy nie wszedł w za duże buty. Te obawy zresztą były od samego początku, ale następca Adama Nawałki tylko je podsycił.
Jego największe przewiny dotyczą Ligi Narodów – podejścia do niej i decyzji podejmowanych w konkretnych meczach. Na nich skupiamy się w pierwszej kolejności, ale są też kwestie dotyczące całego okresu, czyli również spotkań stricte towarzyskich.
Oto naszym zdaniem największe błędy Brzęczka po przejęciu reprezentacyjnych sterów.
Zlekceważenie Ligi Narodów. Jerzy Brzęczek, jego sztab i piłkarze mogą się zaklinać, ale ewidentnie nie podeszli do Ligi Narodów z pełną powagą. Powagą w tym sensie, że od początku traktujemy te rozgrywki jako bardzo istotne, będące czymś więcej niż meczami towarzyskimi z atrakcyjnymi rywalami. Rozgrywki, od których zależy nie tylko prestiż na zasadzie „wynik idzie w świat”, ale i konkretne rzeczy – takie jak to, z którego koszyka będziemy losowani do grup eliminacyjnych Euro 2020, albo czy wywalczymy awans na EURO od razu lub przynajmniej załapiemy się na baraże z LN, bo prawdopodobnie cała czołówka przepustki na turniej tak czy siak uzyska podczas eliminacji (na baraże nadal mamy szansę, ale musimy dziś sprawić niespodziankę w Portugalii). Tej świadomości najwyraźniej zabrakło.
Co pokazuje też podejście do zasad, skoro będący kapitanem reprezentacji Robert Lewandowski, mówi po porażce z Włochami: – Ta Liga Narodów… Ja do dziś nie wiem, o co w niej chodzi, nie są to dla mnie jakieś mecze, które są o coś.
A selekcjoner w Stanie Futbolu sugeruje, że to w zasadzie normalne, że nie ogarnia się tych reguł: – Ten regulamin nie jest do końca przejrzysty i sądzę, że nawet wielu ekspertów ma problemy, żeby zrozumieć wszystkie szczegóły.
No, nie tędy droga, panowie.
Powoływanie niegrających w klubach. Jerzy Brzęczek od początku nie ukrywał, że brak gry w klubie nie musi oznaczać braku powołania, bo może się okazać, że od tych siedzących na ławce i tak nie ma lepszych. W tym względzie więc zawsze będzie miał podkładkę. Wydaje się jednak, że o ile można zrobić tu jeden czy dwa wyjątki, o tyle więcej już nie, bo pewne proporcje zostaną zachwiane. Tymczasem na październikowe mecze z Portugalią i Włochami przyjechali Jakub Błaszczykowski, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca i Rafał Kurzawa. Przez ostatni miesiąc łącznie nie zaliczyli w klubie nawet 90 minut, za to w kadrze dostali pole do popisu. Z kolei będący w gazie i zbierający dobre recenzje w swoich klubach Paweł Olkowski czy Damian Kądzior nie powąchali murawy.
Teraz w tym względzie jest nieco lepiej – wypadli Reca i Kurzawa.
Dziwne wybory personalne. Nie czarujmy się: tylko Brzęczek mógł wymyślić powołanie wspomnianego Recy, Adama Dźwigały, Huberta Matyni czy nawet Rafała Pietrzaka, który rzeczywiście ma niezłą rundę w Wiśle Kraków. Jedynie Damian Szymański w kadrze nie wywołałby większego zdziwienia, bo przez cały poprzedni sezon wyróżniał się w Wiśle Płock, interesowały się nim kluby zagraniczne, a na radarze umieścił go Adam Nawałka. Inna sprawa, że Szymański w październiku nie wypadł z łask, mimo że miał za sobą bardzo słaby miesiąc w Ekstraklasie, gdy regularnie rozczarowywał, co już mogło być zastanawiające. Dopiero ostatnie kolejki były powrotem do wysokiej formy. Poza Matynią, każdy z tego grona współpracował z Brzęczkiem w Wiśle Płock lub GKS-ie Katowice, co siłą rzeczy rodzi podteksty.
Inna sprawa, że skoro już selekcjoner uparł się na Matynię czy Pietrzaka, mógłby dać im się wykazać. Pietrzak tymczasem na razie dwukrotnie wchodził z ławki na końcówki, w tym raz jako lewy pomocnik. Jeśli testować Matynię na lewej obronie, to towarzysko z Czechami, bo przecież nie w meczu o stawkę z Portugalią. W praktyce wychodzi, że to powołania dla powołań, a przeciwko Czechom lewą stroną defensywy naprzemiennie obsadzali prawi obrońcy Bartosz Bereszyński i Tomasz Kędziora.
Zaprzeczanie samemu sobie. Jeżeli najpierw selekcjoner mówi, że Thiago Cionek nie pasuje mu do drużyny ze względu na swoje duże ograniczenia techniczne i w rozegraniu piłki, a miesiąc później go dowołuje, to jak inaczej to nazwać? Mało tego: Cionek ma dziś zagrać z Portugalią.
Skazane na niepowodzenie eksperymenty taktyczne. Następca Adama Nawałki na błędach poprzednika mógł się przekonać, że lepsze jest wrogiem dobrego i kombinowanie na siłę przy systemach, które przeważnie się sprawdzały, oznacza ogromne ryzyko. To, że środek pola Linetty-Góralski-Szymański na da sobie rady z Verrattim, Jorginho i Barrellą mogliśmy przewidzieć od razu, bez sprawdzania. To, że wystawianie na Portugalię duetu napastników niezbyt udzielającego się w defensywie jest skazane na porażkę – również. To, że bez skrzydłowych nasza gra ofensywna może kuleć – podobnie.
Brak jakiegokolwiek postępu. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze. Brzęczek ma za sobą pięć meczów jako selekcjoner i nie zaobserwowaliśmy żadnego kroku do przodu. Ba, wręcz się cofnęliśmy, bo przecież najlepszy moment kadry Brzęczka to pierwsza połowa z Włochami w jego debiucie. Później było już tylko gorzej. Cały czas widzimy jeden wielki plac budowy, a architekci nawet nie ustalili jednomyślnie, jak będą stawiali fundamenty. A przecież eliminacje, które mają być dla nas priorytetem, lada chwila. Po dzisiejszym starciu z Portugalią nie będzie już czasu na poszukiwania nowych kierunków.
Niewyjaśnienie sytuacji na żadnej problematycznej pozycji. To w pewnym sensie rozwinięcie punktu poprzedniego. Nadal wiemy tyle, że mamy spokój z bramkarzami i duży wybór w ataku, o ile tym pierwszym pozostaje zdrowy Robert Lewandowski. Nic nie wyklarowało się wśród stoperów. Bez Kamila Glika nasza defensywa stanowi taką zaporę, że równie dobrze mogłaby stać na niemieckiej granicy z transparentami „refugees welcome”. Po lewej stronie mnóstwo kandydatów i żadnego dobrego. W środku pola chyba jedynie Mateusz Klich jakoś zbudował swoją pozycję. Reszta pikuje, niektórzy tak bardzo, że wypadli z obiegu (Linetty). Na skrzydłach bryndza, a jedyny zawodnik na tej pozycji od początku będący w formie, czyli Damian Kądzior, jeszcze nie wystąpił od początku. No i pozostaje kwestia Piotra Zielińskiego, w przypadku którego istnieje coraz większe ryzyko, że nigdy nie będzie na stałe liderem kadry, bo zwyczajnie nie ma takich predyspozycji.
Fot. FotoPyk