Gdyby komuś przyszło do głowy kłócić się z tezą, że historia lubi zataczać koła, dziś musi być niepocieszony. 1:1 z Portugalią. Świetny mecz Renato Sanchesa przeciwko biało-czerwonym. Karny do powtórzenia.
Czerwiec 2016, Marsylia.
Listopad 2018, Guimaraes.
Tak naprawdę deja vu poczuliśmy jednak dopiero w momencie, w którym Arkadiusz Milik zamienił powtórzonego karnego na bramkę. I nie był to bynajmniej flashback z meczu z Portugalią na Euro, który przez niemal trzy godziny trzymał nas w napięciu, a ze spotkania z Japonią na ostatnich mistrzostwach świata.
Portugalia grająca w dziesiątkę po czerwonej kartce Danilo Pereiry, mająca już awans do Final Four w garści. Polska mająca 1:1, a więc wynik zrzucający Niemców do drugiego koszyka w losowaniu eliminacji Euro 2020. Przez moment naprawdę zrobiło się jak w meczu z Japończykami. Ani jedni, ani drudzy nie potrafili znaleźć w sobie zapału do ataków. Portugalczycy w zasadzie od początku grali na dużym luzie, sporadycznie wrzucając bieg wyższy niż dwójka, w zespole Jerzego Brzęczka wymowna była zmiana Klicha na Góralskiego kilka minut po zdobytej bramce na 1:1.
Szczęśliwie – wbrew przewidywaniom, że końcówka będzie jak ten film o facecie w łódce – tutaj naprawdę się jeszcze rozkręciło. I to rozkręciło na korzyść biało-czerwonych. Bo choć całą kampanię Ligi Narodów trzeba podsumować na minus, to w ostatnim kwadransie reprezentacja Brzęczka dała sobie dwie świetne okazje do przechylenia szali na swoją stronę. Najpierw Krychowiak doszedł do wrzutki Grosickiego z rogu, ale przymierzył niezbyt pieczołowicie, później z kilkunastu metrów kropnął Zieliński, zmuszając Beto do najwyższego wysiłku. Warty odnotowania był też strzał Kądziora po zejściu z prawego skrzydła – nieznacznie, ale niecelny.
Wcześniej też zdarzały się zespołowi dowodzonemu dziś przez kapitana Grosickiego lepsze chwile. Była poprzeczka po główce Kędziory, było szybkie rozegranie wolnego po faulu Rubena Diasa na Miliku, spartaczone na ostatniej prostej, gdy „Grosik” spod końcowej linii nie dograł do żadnego z kolegów. Skrzydłowy Hull zmarnował też bardzo ładne zagranie Zielińskiego na skraj pola karnego, skąd uderzył lewą nogą ponad bramką, na samym początku drugiej połowy.
I dlatego tym bardziej szkoda, że nie udało się odnieść wygranej. Może i niewiele znaczącej, bo kompletnie nieistotnej dla układu sił w tabeli naszej grupy. Ale powiedzcie to Jerzemu Brzęczkowi, który właśnie po raz szósty zakończył mecz bez zwycięstwa. Oglądał on grającą w spacerowym tempie Portugalię, która mimo to była w stanie zapakować jego zespołowi bramkę po stałym fragmencie i trzymać prowadzenie aż do wspomnianego karnego z 66. minuty. Swoją drogą – amatorka. Nie zliczymy, ile godzin biało-czerwoni na zgrupowaniach spędzają rżnąc w FIFĘ, a najwyraźniej nikt nie załapał jeszcze, że krycie krótkiego słupka jest kluczowe, jeśli nie chce się dostać sztuki. I co? I Andre Silva wybiegł do wrzutki Renato Sanchesa i pokonał Szczęsnego.
Nie skończyło się więc wiktorią na osłodę bardzo słabej reprezentacyjnej jesieni. Nadal czekamy na to, by biało-czerwoni w końcu wymazali z rubryki „ostatnia wygrana” to niechlubne starcie z Japonią. Zamiast tego jest remis. 1:1, które pozostawia niedosyt, ale i daje pierwszy koszyk w losowaniu eliminacji Euro 2020.
Cóż, zwycięski remis w meczu, po którym żegnamy się z najwyższą ligą – przyznacie, to mogło się zdarzyć tylko nam.
fot. FotoPyK