Wiecie co to destroy room? To takie pomieszczenie, do którego wchodzisz za odpowiednią opłatą i masz godzinę na rozpieprzenie wszystkiego, co mieści się we wnętrzu. I mamy wrażenie, że dla klubów Ekstraklasy takim destroy roomem stał się ostatnio stadion Miedzi Legnica. Ostatnio piątkę Miedzi wrzucił tu Śląsk, a dziś czwórkę wbiła im Arka.
Po pierwszej połowie nie powiedzielibyśmy, że obejrzymy w tym meczu cztery bramki (bo gdzie by je ustawili, hehehehehe). Do przerwy oba zespoły oddały łącznie… dwa celne strzały. Ten Arki zakończył się golem, gdy Zbozień dośrodkowywał, Kolew dał się trafić w głowę, Jankowski zagrał do Janoty, a ten zdobył bramkę. Defensywa Miedzi odgrywała w tej akcji rolę drzewka w szkolnym przedstawieniu – po prostu uznała, że niedzielne popołudnie to dobry moment na odświeżenie mannequin challenge. Z kolei ten strzał dla Miedzi to trafienie Szczepańskiego centralnie w sam środek bramki.
Po wejściu Łobodzińskiego spodziewaliśmy się, że zaraz coś gospodarzom może wpaść, bo groźne z dystansu uderzał Forsell (bronił Steinbors), dobitka Szczepaniaka też była dość groźna. Ale przypomnieliśmy sobie, że przecież z obroną Miedzi poradziłaby sobie nawet reprezentacja pogotowia gazowego z województwa opolskiego. Defensywa beniaminka jest niesamowitym zjawiskiem – oglądamy ich w pewnym zestawieniu, które wygląda dramatycznie. Trener Nowak coś w nim zmienia i okazuje się, że można bronić jeszcze gorzej. Tydzień później dochodzi do kolejnej roszady i dno zostaje ponownie przebite.
Zapamiętajmy te nazwiska: Zieliński, Bartczak, Cruz, Osyra, Pikk. To oni dali sobie strzelić pięć goli przez Śląska (wówczas nie było Cruza), to oni teraz dali sobie strzelić cztery gole przez Arkę (dziś nie było Osyry). W czterech ostatnich meczach u siebie zespół Dominika Nowaka stracił – fanfary! – piętnaście bramek. I nie ma się co dziwić, że na ligowe zwycięstwo beniaminek czeka od początku września. Od tego momentu w lidze było już tylko tak: remis, porażka, porażka, remis, porażka, porażka, remis, porażka.
Słowa pochwały należą się Arce, a szczególnie Maciejowi Jankowskiemu, który asystował przy pierwszym golu, asystował przy drugim (piękny „szczupak” Aankoura), a trzeciego sam strzelił. Po przerwie nieźle wyglądał Deja, gola strzelił też Zbozień, dobre wejście zaliczył Aankour, kilkukrotnie udanie bronił Steinbors. To był występ zespołu, który aspiruje do bycia „poukładanym”, ze zbieraniną przypadkowych zawodników, którzy bronienie widzieli tylko na YouTube.
[event_results 539511]