Nie od dziś wiadomo, że piłkarze, którym przychodzi mierzyć się ze swoimi byłymi klubami, wyjątkowo się na takie starcia mobilizują. Kolejny dowód dostaliśmy w meczu Pogoni z Legią, gdzie z bardzo dobrej strony pokazał się Sebastian Walukiewicz.
Od transferu Walukiewicza minęło kilkanaście miesięcy, młody stoper stał się podstawowym obrońcą szczecinian, ale niewykluczone, że mówimy o piłkarzu z takim potencjałem, że z perspektywy czasu to osiągnięcie wyglądać będzie jak zwykła formalność, jeden w wielu kroczków w karierze. Legia może sobie pluć w brodę nawet nie tyle dlatego, że odszedł za grosze z tytułu ekwiwalentu za wyszkolenie, ale przede wszystkim z powodu tego, iż klub nie zagwarantował sobie żadnej klauzuli, a przecież już dziś 18-latek jest wart znacznie, znacznie więcej.
W meczu z Legią Pogoni trzeba oddać przede wszystkim to, że świetnie funkcjonowała jako całość. Od napadu, przez linię pomocy – świetny Podstawski! – po bardzo solidny blok defensywny. Oparty nie tylko na Walukiewiczu, bo każdy z jego partnerów gwarantował solidność. Młody stoper dobrze współpracował z Dwalim, co poskutkowało wyłączeniem z gry teoretycznie najgroźniejszej broni Legii, Carlisosa. Dość powiedzieć, że Hiszpan nie oddał ani jednego celnego strzału, generalnie Legia miała problemy, żeby w ogóle przetransportować piłkę w pole karne Pogoni.
Dwali częściej wychodził wyżej, Walukiewicz zostawał, by go asekurować. Nie miał większych problemów, w większości przypadków skutecznie interweniował, do tego nie bał się, gdy trzeba było wyprowadzać piłkę. Dostosowywał się do partnerów, których kultura gry długimi momentami stała na naprawdę wysokim poziomie. Właśnie to w grze obrońcy mogło się podobać – nie wybijał na oślep, nie szukał łatwych rozwiązań, nie panikował pod presją. Dowodem tylko dwie straty i celność podań na poziomie 91%, z pierwszego składu Pogoni tylko Drygas miał wyższą. Pamiętamy sytuację, w której naciskała go dwójka rywali, a ten – zamiast na przykład wybić piłkę byle dalej – wszedł pomiędzy nich, zyskał przestrzeń, po czym oddał piłkę do partnera.
Do tego Walukiewicz popełnił tylko 2 faule, wygrał 69% pojedynków i miał 11 udanych odbiorów.
Naliczylibyśmy mu dwa uchybienia, które jednak nie mogą zamazać pozytywnego wrażenia, jakie po sobie zostawił. Na początku drugiej połowy dał dojść do uderzenia Hlouskowi, ale strzał głową Czecha był lekki, bez żadnego zagrożenia. Potem miał szczęście, gdy nie porozumiał się z Dwali. Obrońcy wyskoczyli do piłki, zderzyli się, a ta trafiła do Carlitosa, który – niepilnowany – popędził na bramkę. Na ich szczęście sędzia odgwizdał wcześniej spalonego Kulenovicia.
Walukiewicz zszedł niecały kwadrans przed końcem z powodu kontuzji. Gdyby wypadł na dłużej, w Pogoni mieliby powody do obaw. Fojut leczy uraz, Rudol zaliczył takie wejście smoka, że aż pozwolił Hlouskowi dograć do Martinsa, gdy Portugalczyk strzelał kontaktowego gola, a postawienie na Malca w parze z Dwalim jest ostatecznością, bo Kosta Runjaić uważa, że na środku obrony nie może występować dwóch lewonożnych stoperów, stąd – gdy na początku sezonu ważyły się losy odejścia Walukiewicza – były obrońca Podbeskidzia nie mógł grać w parze z Gruzinem, przez co Rudol nie miał żadnej konkurencji.
Podsumowując, Walukiewicz rozegrał przyzwoite spotkanie, podobnie jak cała Pogoń. Od dłuższego czasu trzyma solidną formę – oceny za ostatnie osiem meczów: 5, 5, 6, 7, 6, 3, 7, 4, dziś dostał od nas 7 – nie wyszło mu tylko spotkanie z Jagą, kiedy wystawił piłkę Świderskiemu, no i tydzień temu, z Arką, nie zaprezentował się tak, jak w Szczecinie od niego oczekują.
A w Szczecinie oczekują sobie po nim wiele, bo w klubie nie ukrywają, że ich celem jest dać szansę młodym, ograć ich w Ekstraklasie i sprawić, żeby utalentowani zawodnicy za dobre pieniądze mogli odejść do lepszych zespołów, do lepszych lig. Walukiewicz latem był bliski przenosin do Chievo, ale wydaje się, że zarówno Pogoni, jak i 18-latkowi wyszło na dobre, że kluby ostatecznie nie doszły do porozumienia. Teraz okrzepnie, pogra w Ekstraklasie, a za moment pewnie i tak odejdzie. Najważniejsze, by utrzymał formę i prezentował się co najmniej tak solidnie jak dzisiaj.
Fot. FotoPyk