Trudno spotkać w Argentynie osobę, która zaprzeczy, że wygranie derbów Buenos Aires to szczytowe osiągnięcie. Dla wielu Argentyńczyków nie ma lepszego spektaklu na świecie, dość powiedzieć, że Boca Juniors i River Plate są popularne wśród wszystkich grup społecznych i wszędzie w kraju. Nieważne, czy jesteś w środku dżungli. Nieważne, czy dostałeś się na niedostępną górę. Gdzie nie zapytasz o jeden z wielkich argentyńskich klubów, tam dostaniesz odpowiedź.
– Przy Superclasico Old Firm Derby wygląda jak kopanina dzieciaków w podstawówce – uznał „The Observer”, wyróżniając Superclasico mianem najgorętszej i najzajadlejszej rywalizacji derbowej na świecie. Nic dziwnego. Nienawiść na trybunach aż kipi, a na boisku wióry lecą.
Puste słowa, wytarte slogany? Nic bardziej mylnego. Raz mecz przerwie policyjna interwencja z użyciem gazu łzawiącego, raz sędzia wyrzuci pięciu piłkarzy, dziewięć razy wyjmie żółtą kartkę, odgwiżdże czterdzieści fauli, a po tym jak Tevez dostanie z bańki, rozpęta się piekło.
W meczu towarzyskim.
Sytuacja miała miejsce pod koniec stycznia 2016 roku. Boca kontra River. Waga takich pojedynków jest zawsze, ale po pierwsze mówimy o sparingu, po drugie – o sparingu rozgrywanym na neutralnym terenie. A jednak.
„Błyskawiczny zamach na nogi piłkarza River, taka boiskowa wizytówka? Nasz człowiek. W takim tempie niedługo trafi na klubowe flagi”. O kim mówią kibice Boca? O Jonathanie Silvie, który w 10. minucie władował się w nogi gracza River i błyskawicznie wyleciał z boiska. Ale dobra, w meczu było pięć czerwonych kartek. Powiecie, nic nadzwyczajnego, więc czym miałby zyskać taki szacunek? Cóż, Silva w barwach Boca debiutował.
Normalnie zostałby zlinczowany, a że sytuacja zdarzyła się w Superclasico, to kibice wynosili go pod niebiosa.
Generalnie, to był bardzo specyficzny mecz, w pewnym momencie Boca grali w ósemkę, a wszystko zwieńczyło to, co działo się dziesięć minut przed końcem. Tevez oberwał głową od Maidany, teatralnie upadł, arbiter pokazał czerwony kartonik. I rozpętało się piekło. Szarpanina, na boisko wbiegali piłkarze z ławki rezerwowych.
Skoro tyle działo się w meczu towarzyskim, strach pomyśleć jak bardzo będzie iskrzyć podczas meczu, który Argentyńczycy określają “finałem finałów” i “meczem stulecia”.
Nie mówimy już o meczu towarzyskim, nawet nie starciu ligowym czy pojedynkiem w jakiejś tam fazie pucharów.
Chodzi o finał Copa Libertadores. O derby nadzwyczajne. O derby wyjątkowe.
O wielki spektakl, którego pierwsza scena już w sobotę. A później rewanż, czyli kolejna dawka emocji.
Boca w najważniejszych rozgrywkach w Ameryce Południowej triumfowałli sześć razy, River – o połowę mniej. Superclasico w żadnym finale jednak nie doświadczyliśmy, co tylko potwierdza, jak znakomity czas nas za chwilę czeka. Nie ma przypadku w tym, że o finale mówi cały świat. Nie ma przypadku w tym, że finał wzbudza tak wielkie zainteresowanie. Tego po prostu jeszcze nigdy nie było. Szkoda tylko, że – ze względów bezpieczeństwa, jak zawsze od 2013 roku – w obu meczach nie będą uczestniczyć kibice gości. Atmosfera straci na pikanterii, nie ma co ukrywać, ale i tak dwumecz zapowiada się wyjątkowo smacznie.
– To nie będzie pojedynczy mecz ligowy, ale finał. Wielki finał, “finał finałów”. Od momentu, gdy stało się jasne, że zagramy z odwiecznym rywalem, myślę tylko o tym, jak go pokonać – nie ukrywa Barros Schelotto, szkoleniowiec Boca.
Swoją drogą, w Argentynie mówi się, że trener, którego drużyna zwycięży znacznie przybliży się do tego, żeby niedługo zostać selekcjonerem argentyńskiej reprezentacji. A więc rywalizacja Schelotto – Gallardo zapowiada się równie gorąco.
Pierwsza odsłona tej piłkarskiej wojny w sobotę o 21 na La Bombonerze, rewanż – 24 listopada na Estadio Monumental.
Fot. Newspix.pl