Reklama

Najpierw Lech, teraz Legia. Pogoń bez litości dla dużych firm!

red6

Autor:red6

09 listopada 2018, 23:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

To chyba pierwszy moment od okresu eurowpierdoli, w którym piłkarze Legii mogli poczuć się trochę tak jak zawodnicy na papierze największego rywala z Poznania. Tak źle, tak bezradnie. Pogoń Szczecin była bowiem bardzo sprawiedliwa w stosunku do tych dwóch ekip – najpierw zdominowała na własnym boisku Kolejorza, a teraz to samo zrobiła z mistrzem Polski. Oba spotkania różni w zasadzie jedynie wynik. 

Najpierw Lech, teraz Legia. Pogoń bez litości dla dużych firm!

W pierwszej połowie Pogoń trzymała Legię tak krótko, że goście ze stolicy mogliby przybić piątkę z największymi pantoflarzami. Nawet sztycha nie zrobili przyjezdni. To znaczy niby oddali dwa celne strzały dzięki bocznym obrońcom (przy jednym Portowców), ale to raczej takie próby, które nieźle wyglądają w statystykach, ale na boisku już niekoniecznie. Widoczny był brak Cafu w środku pola, bo zastępujący go Antolić został schowany przez rywali do kieszeni, które były dziś zresztą wyjątkowo pojemne – znalazło się też miejsce dla Carlitosa, Szymańskiego czy Nagy’a.

A taki Tomas Podstawski wyglądał na tym tle jak piłkarz z lepszego świata. Albo przynajmniej tak, jak listonosz z Dudelange przy tym samym rywalu w połowie sierpnia. To już kolejny naprawdę udany występ tego zawodnika, złych na razie w zasadzie nie notuje, generalnie widać, że to produkt trochę innej myśli szkoleniowej niż nasza. Chłop musi być bardzo lubiany przez kolegów – niemal zawsze można mu oddać piłkę, a on… Przez chwilę chcieliśmy napisać, że schowa ją do sejfu, ale wtedy Maciej Murawski wspomniał, że Portugalczyk przypomina mu Pirlo i uznaliśmy, iż jednak nie wypada, bo to właśnie o genialnym Włochu tak się mówiło. Ale już samo skojarzenia dobrze o Podstawskim świadczy.

On zapewnił Pogoni pewność, spokój i przyjemne wrażenia wizualne, a do tego gola dołożył Kamil Drygas, który skorzystał z dośrodkowania z rożnego Majewskiego. I przeskoczył przy tym Wieteskę, a to też niezły wyczyn. Bramka ta padła dość szybko, ale podopieczni Runjaicia nie napalali się jakoś szczególnie na to, by zaraz dorzucić drugą. To było raczej czekanie w stylu wytrwanego boksera na to, aż znów pojawi luka w gardzie rywala.

To największa różnica, gdy porównamy sobie ten do wspomnianego spotkania z Lechem – tam Pogoń nacierała na bramkę rywala tak, jakby jutra miało nie być, nawet przy stanie 3-0 była łasa na kolejne gole, a tutaj respekt do gości był jednak troszkę większy. Nie znaczy to, że pod bramką Majeckiego nic się nie działo, ale przy większości prób młodzian nie musiał interweniować, bo strzały były niecelne. Aż w  końcu Kozulj sieknął tak, że nawet gdyby chłopak mierzył 220 centymetrów i miał przy tym sprawność chińskiej gimnastyczki, tego strzału zapewne też by nie obronił. PETARDA! Na początku Bośniak kompletnie nas nie przekonywał, ale teraz mocno doceniamy jego klasę.

Reklama

Legia nie miała pomysłu, jak odrobić taką stratę. W samej końcówce udało się Martinsowi strzelić bramkę po rzucie rożnym, ale nic więcej się nie wydarzyło. I chyba sprawiedliwie, że tak się stało, bo na więcej Legia nie zasłużyła. To dopiero pierwsza porażka mistrza Polski na wyjeździe w tym sezonie, ale w pełni zasłużona.

A Pogoń jak wsiadła do windy zmierzającej w górę tabeli, tak nie może z niej wysiąść. Był krótki przystanek po meczu z Jagą, ale w tej lidze taka seria wyników musi robić wrażenie.

Zrzut ekranu 2018-11-09 o 22.58.43

Teraz przed Portowcami mecze z Miedzią, Piastem, Zagłębiem Sosnowiec i Cracovią. Pokręcona logika ekstraklasy podpowiada, że skoro było tak dobrze, to teraz, gdy przyjdzie bić się ze słabszymi, musi być gorzej, ale Pogoń ma duże szanse się jej wymknąć.

[event_results 538973]

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...